Dom był pusty jak zwykle ostatnio. Zrobiłam sobie w kuchni cherbate i siadłam na sofie w salonie. Włączyłam telewizor i zaczęłam przeżucać kanały. Wreszcie na FOX znalazłam kolejny odcinek American Horror Story i rozsiadłam się wygodniej.
Około pół godziny później usłyszałam na górze kroki. Przestraszyłam się ale gdy na schodach pojawiła się blada sylwetka chłopaka uśmiechnęłam się.
-Jack.-powiedziałam gdy był już na dole.
-Jak możesz być tak głupia? -Brzmiało jego pierwsze zdanie. Usiadł na sofie i wziął w swoje ręce moją dłoń. W jego oczach nie było złości tylko smutek.
-Nie rozumiem.-westchnęłam.
-Mir ostrzegałem cie przed Kolem i jego kolegami dlaczego się z nimi spotykasz?
-Znów mnie śledziłeś.-powiedziałam z wyrzutem i zabrałam rękę.
-Nie ukrywałem się. Gdybyś nie była tak wpatrzona w tego osiłka pewnie byś mnie zobaczyła.
-Ha.-zaśmiałam się sztucznie.-Jesteś zazdrosny.
-Nawet jeśli to nie ma to związku z tą sprawą. -Mruknął nieco nieśmiało.
Uśmiechnęłam się.
-Jack,nie musisz się martwić oni są mili ale raczej nic więcej z tego nie będzie. -Zapewniłam go.
-Dobrze. Ale Mir proszę nie spotykaj się więcej z nimi. To nie są dobrzy ludzie. Ich magia jest czarna. -Ściszył głos.
-Czarna?-spytałam odrazu.
-Tak. Istnieją dwa rodzaje magi biała jak moja i czarna jak ich. Magia kształtuje się sama już w zarodku. Potem ciężko jest ją zmienić.
-A jaką ja mam magię? -Spytałam niepewnie.
Jack zagryzł wargi co uznałam za zły znak.
-Nie wiem.-odparł po chwili.
-To...da się jakoś sprawdzić... -Spytałam.
Chłopak zastanowił się chwilę a potem wstał i poleciał do mojego pokoju z szybkością wiatru. Po sekundzie wrócił trzymając z jednej ręce moją roślinkę a w drugiej księgę od cyganki.
-Wiem jak możemy to sprawdzić.-uśmiechnął się.
Ruchem palca wyłączył telewizor a potem usiadł na podłodze.
-Masz jakieś świece? -Spytał.
Zastanowiłam się chwilę a potem pobiegłam do swojego pokoju i przyniosłam cztery świece których użyłam wtedy u Patricka.
Obrazy z tamtego dnia stanęły mi przed oczami i nagle poczułam że chyba znam już prawdę na temat mojej magi. A co się stanie jeśli Jack ją pozna? Czy odejdzie jeśli dowie się że jestem taka jak Kol i Zander? Nie mogłam ryzykować że jego też stracę.
-Jack zmieniłam zdanie, nie chce się dowiedzieć. -Powiedziałam cicho.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
-Nie bój się. Nawet jeśli Twoja magia jest czarna to nie twoja wina, taka poprostu już jest.-powiedział pocieszająco. Skrzywiłam się i powoli usiadłam na podłodze na przeciw niego. Zapalił świece ruchem dłoni i otworzył księgę.
-Tariwalus.-powiedział kładąc rękę nad otwartą księgą.
Kartki zaczęły same się przekładać aż zatrzymały się na odpowiedniej stronie. Jack odwrócił księgę w moją stronę.
-Przeczytaj to zaklęcie i kieruj ręce na roślinę. Skup się. -Powiedział spokojnie.
Odetchnęłam głęboko chociaż serce waliło mi jak młot.
-Jak to działa? -Spytałam go.
-Roślina zadziała jak wskaźnik jeśli Twoja moc jest biała roślina stanie się biała, a jeśli czarna roślina stanie się...
-Czarna.-dokończyłam. Cholera magia.
Przeczytałam zaklęcie i skierowałam ręce na roślinę. Nic. Wypowiedziałam zaklęcie trochę głośniej. Nic.
-Jack to bez sensu.-poddałam się.
-Musisz się berdziej postarać. -Przewrócił oczami.
Popatrzyłam znów na zaklęcie i skierowałam ręce na roślinę. Wiedziałam co zaraz się wydarzy Jack odejdzie a ja zostane sama. To niesprawiedliwe!!! Strumień wyskoczył z moich dłoni i uderzył w roślinę z taką mocą że ta przeleciała przez cały pokój i walneła o ścianę. Ucieszyłam się że doniczka jest plastikowa i nie będę musiała sprzątać tysiąca rozbitych kawałków.
Jack wstał szybko i podszedł do rośliny.
-Coś musi być nie tak.-powiedział zdziwiony.
-Dlaczego? Jaki ma kolor?-spytałam szybko i również wstałam z podłogi.
-...czerwony.-powiedział i uniósł roślinę do góry. Faktycznie, żażyła się jaskrawą czerwienią. Co to mogło oznaczać? Nagle bez ostrzeżenia roślina zaczęła się palić ciemnoczerwonym płomieniem. Jack puścił ją a ta upadła na podłogę. Patrzyłam sparaliżowana jak ogień z rośliny staje się coraz czerwieńszy. Jack kucał nieco dalej na podłodze i kierując ręce na płomienie wypowiadał jakieś zaklęcie. Widziałam jak ogień szybk rośnie a temperatura w pokoju zaczęła potwornie piec moją skórę.
Ruszyłam w stronę rośliny powoli wypowiadając zaklęcie które pierwszy raz w życiu słyszałam.
Gdy byłam już blisko ogień jakby pochylił się w moją stronę a moje ciało zaczęło drżeć od nieznośnej fali gorąca.
-Koniec.-powiedziałam głośno. -Koniec!-wrzasnęłam i z dźwiękiem echa mojego głosu ogień zniknął. Poprostu w jednej chwili rozpłynął się w powietrzu. Roślina na podłodze znów była czerwona.
Poczułam się bez silna i powoli usiadłam na podłodze. Jack z wachaniem podszedł do mnie. Nie patrzyłam na niego wiedziałam że zobaczył to co widział Patrick. Moją czerwoną skórę, czarne lewitujące włosy...
-Przepraszam.-powiedziałam gdy był na tyle blisko żebym mogła się skulić w jego ramionach.
- To nie twoja wina kochanie.-powiedział cicho a ja poczułam radość że nazwał mnie tak czule. To słowo sprawiło że poczułam się nieco lepiej,bezpieczniej, bo nie byłam z tym sama.-Chyba będziemy musieli się wybrać na małą wycieczkę. -Powiedział gdy godzinę później piliśmy na sofie kakao. Byłam okryta kocykiem a chłopak gładził moje włosy delikatnie.
-Jaką wycieczkę? -Spytałam zaciekawiona. Od urodzenia chciałam podróżować. Uwielbiałam długie jazdy samochodem i pociągiem. Świat wydawał mi się magiczny, odległy, jakby był w innym wymierze niż Nowy Orlean. Ale teraz ta wycieczka chyba nie wróżyła nic dobrego.
-Mam pewną znajomą, to około trzysta kilometrów stąd. Myślę że ona może nam wyjaśnić co oznacza ten czerwony kolor.
Kiwnęłam głową.
-Kiedy mamy tam pojechać? -Spytałam po chwili.
-Zaraz.-odparł i wstał powoli.Patrzyłam na niego zdziwiona. -Spokój się ją lecę do siebie po parę rzeczy będę za pół godziny.
-Chyba żartujesz. Zaraz będzie pierwsza! Jak mam przekonać mamę? Czy to nie może poczekać do jutra?-spytałam a on zdrętwiał.
Podszedł do mnie z poważną miną.
-Miranda może jeszcze tego nie wiesz ale w sprawach magii nie można czekać do jutra.-jego głos był tak śmiertelnie poważny że sama zaczęłam się teraz denerwować. Jeżeli Jack mówi że nigdy nie widział żeby komuś w teście wyszedł czerwony kolor to może ja byłam jakaś nienormalna? Może byłam niebezpieczna, nie, napewno byłam niebezpieczna.
-Jack!-krzyknęłam ale już zniknął za drzwiami. Musze mu powiedzieć o tym zakleciu u Patricka. O tym co mówił o moim ciele i włosach, o tym jak zemdlał z bólu.
Ale teraz musiałam zrobić coś jeszcze trudniejszego, musiałam zostawić mamę samą. Jak się poczuje kiedy nie zastanie mnie w domu? Tata ją zostawił, jak ja mam to jej teraz zrobić. Napisze jej list ale i tak nie mogę jej napisać prawdy. Pewnie oszalałaby gdyby się dowiedziała że mam magię po ojcu i to jeszcze jakąś pokręconą magię.
Wzięłam kartkę papieru i długopis i usiadłam przy stole w kuchni. Nie mogłam do niej zadzwonić bo gdyby się dowiedziała że chce wyjechać napewno wróciłaby natychmiast do domu. Oby Jonas okazał się dobrym facetem i ją wspierał. Dlaczego miałam wrażenie że już nie wrócę? Przecież to wcale nie jest daleko,może wrócę jutro, albo jeszcze dziś w nocy.
Zacisnełam palce na długopisie."Droga mamo,
Proszę poataraj się nie martwić i nie złościć,razem z przyjacielem musiałam pojechać do znajomej za miasto. Postaram się wrócić jak najszybciej. Będę w dobrych rękach, dbaj o siebie.
Kocham cie, Miranda"Odłożyłam długopis i wstałam od stołu. Miałam ochotę spalić tą kartkę usiąść na sofie i poczekać aż mama wróci do domu ale nie mogłam. Skoro Jack tak się przeją to musiałam z nim jechać.
Spakowałam zapasowe ubrania, ładowarkę, telefon, ręcznik, zeszyt i długopis oraz grzebień i szczotkę do zębów. W kuchni dodałam do tego jeszcze dwa jogurty pitne, bagietke i paczkę kabanosów. Oraz dwulitrową butelkę wody. Niewiem dlaczego ale wyjełam też mini apteczke podróżną, gdy wkladałam ją do plecaka miałam wrażenie że niedługo będę musiała jej użyć.
Jack pojawił się chwilę po tym jak wyszłam spod prysznica. Musiałam opłukać się chłodną wodą bo w moich żyłach aż kipiała.
-Gotowa?-spytał gdy ubrałam moje białe nike ze świecącymi w ciemności podeszwami.
-Nie.-jeknęłam.
Jack wzniósł oczy do nieba a potem podszedł i mocno mnie obją.
-Jedziemy.-powiedział mi we włosy i wyszliśmy...
![](https://img.wattpad.com/cover/56408215-288-k454022.jpg)
CZYTASZ
The witch from New Orlean
FantasiMam na imię Miranda, mam siedemnaście lat. Od urodzenia mieszkam w Nowym Orleanie. Od ponad dwóch lat próbuje odkryć coś wiecej w sprawie mojej mocy... mocy, Jezu to nadal brzmi strasznie idiotycznie. No cóż niewiem czy mogę się tak nazywać ale myśl...