Z cudownego snu wyrwał mnie bezlitosny dźwięk budzika. Niechętnie wstałam z łóżka wywlekając swoje kościste cztery lierty pod prysznic. Ubrałam się, a następnie doprowadziłam pokój do porządku. Chwyciłam torbe i zniosłam ją na dół.
- Mała, śniadanie- krzyknął tata z kuchni, czyli mojego ulubionego miejsca w całym domu. Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść kanapki zrobione przez mojego mistrza patelni.
- Już tydzień minął- westchnęłam, a tata uśmiechnął się szeroko.
- Przecież zobaczymy się w święta- zabrał brudny talerz do mycia. Taa, zobaczymy się za pół roku.
- Jasne- przytaknęłam na jego słowa. O moim kontrakcie chciałam go poinformować godzinę przed wylotem do Japonii. Oprócz rodziców i przyjaciół nic mnie nie tam trzymało; wiedziałam, że zrobiliby wszystko żebym nie poleciała. Po pierwsze; to bardzo daleko od Hiszapnii, a po drugie; pół roku to masa czasu. Po śniadaniu i szalonych poszukiwaniach kluczy przez tatę wsiedliśmy do taksówki i pojechaliśmy na lotnisko. Na miejscu przywitaliśmy się z piłkarzami, następnie czekaliśmy na odprawę, która trwała zaskakująco szybko. W samolocie oczywiście spałam; zdecydowanie mam dusze podróżnika, a co! Przebudziłam się kiedy poczułam czyjeś dłonie na swoich włosach.
- Geri, gorzej Ci?- zapytałam Pique, który próbował zrobić z moich ciemnych włosów coś na kształt i podobieństwo warkocza.
- Uczę się robić fryzury. Nigdy nie wiadomo czy córki kiedyś nie spłodze- odpowiedział z powagą nie przerywając czynności. Gerard to największe duże dziecko chodzące po tej ziemi! Samolot zetknął się z płytą lotniska, a my zaczęliśmy opuszczać pokład. Odebraliśmy swoje torby i wsiedliśmy do autokaru, który zawiódł nas do najlepszego hotelu w Londynie. Blaugrana jak zawsze wtargnęła do hotelowego lobby jak stado dzikich zwierząt. Trener odebrał karty do pokoju i zaczął je przydzielać piłkarzą, którzy mieli dobrać się w dwójki. Chciałam odebrać kartę ostatnia z nadzieją, że będe sama w pokoju; wspominałam, że mam życiowego pecha?
- No to Rafinha będziesz z Carą- Enriqe wręczył zadowolonemu pomocnikowi kartę dostępu. Chciałam mieć pokój sama, a doszło do tego, że będe musiała go dzielić z wrogiem numer 1. Ruszyłam zrezygnowana za Brazylijczykiem. Weszliśmy do pokoju, a tam zastało nas łóżko małżeńske. Tak, małżeńskie!
- Wychodzi na to, że śpimy razem złośnico- objął mnie ramieniem, które szybko zrzuciłam.
- Ty śpisz tutaj- wskazałam palcem podłogę wytykając mu język.
- Po której stronie wolisz spać?- nie ustępował. Twarda z niego sztuka; bądź co bądź lubię go, ale się nie przyznam. Gdyby Alcantara wiedział, że go lubie już w ogóle by zadzierał nochala.
- Zawsze śpię po prawej- rzuciłam wchodząc do łazienki.
- Zapamiętam- wyszeptał ledwo słyszalnie.
- Słyszałam!- krzyknęłam. Jestem pewna, że szczerzył się pod nosem. Rozpakowaliśmy się, a pózniej zeszliśmy na dół na kolacje. Usiadłam przy jednym stoliku z ter Stegenem, Danim, Neymarem, Munirem i Roberto. Nie mogłam skupić się na tak prostej czynności jak przeżuwanie, bo pan Rafael Alcantara, który siedział dwa stoliki dalej cały czas mnie rozśmieszał.
- Pijemy u Neya- powiedział szeptem Claudio, który nagle pojawił się przy naszym stole. Po kolacji poszłam do pokoju; nie miała zamiaru uczestniczyć w libacji z największymi alkoholikami świata. Korzystając z okazji, że mojego współlokatora nie ma wzięłam prysznic i włączyłam sobie film na laptopie. Akcja była tak ciekawa, że po dwudziestu minutach spałam jak bobas. W środku nocy obudziło mnie trzaskanie i odgłosy obijania się o ścianę. Wygrzebałam się z dużego łóżka, zapaliłam małą lampkę i wyszłam na korytarz. Na widok nawalonego Rafinhy parsknęłam niepohamowanym śmiechem. Na głowie miał totalny nieład; wyglądał w sumie uroczo i zawadiacko. Zamknął za sobą drzwi, zrzucił koszulkę i niezdarnie legł na łóżko. Podniosłam górną część garderoby piłkarza przewieszając ją przez oparcie krzesła.
- Boli mnie głowa- wymruczal przyciskając twarz do poduszki. Usiadłam obok niego klepiąc go po plecach.
- Nie było trzeba chlać- postanowiłam go trochę powkurzać, ale szybko sobie darowała, bo 21-latak naprawdę kiepsko się czuł. Zrobiło mi się go szkoda; tak wiem to dziwne. Niby jest moim "wrogiem", ale ma w sobie coś co nie pozwala mi go nie lubić. Zsunęłam się z łóżka, a następnie poszłam do łazienki namoczyć mały ręczniczek.
- Połóż głowę- pokazałam ręką na swoje kolana. Rafinha o dziwo bez żadnych głupich podtekstów zrobił to o co go poprosiłam. Przyłożyłam mokry ręcznik do jego czoła; jego brązowe tęczówki świdrowały każdy milimetr mojej twarzy.
- Czemu to robisz skoro mnie nie lubisz?- zapytał. I tu mnie miał! Lubiłam go, nawet bardziej niż chciałam..
- Widzie, że się męczysz to Ci pomagam. Nic więcej- odpowiedziałam. Alcantara spojrzał na mnie i głupkowato się uśmiechnął. Po paru minutach zasnął na moich kolanach, a ja nie miała serca go obudzić. Oparłam plecy o ramę łóżka i odpłynęłam.
CZYTASZ
You breathe.. || Rafinha Alcântara
FanfictionDwa różne charaktery, dwoje różnych ludzi; co się stanie kiedy los postawi ich na jednej i tej samej drodze? *** On- przystojny, młody piłkarz, który wrócił do swojego klubu po rocznym wypożyczeniu. Liczy się dla...