Chapter sixth

1.7K 75 2
                                    

Obudziłam się cała obolała! Do moich uszu dotarł dźwięk prysznica, a po chwili otwierających się drzwi od łazienki.
- Cześć złośnico- Rafinha stanął przede mną w samym ręczniku. Na mojej twarzy pojawiły się ogromne rumieńce. Zastanawiałam się; czy on robił to specjalnie?!
Zakryłam ręka oczy i zachichotałam.
- Ubierz się golasie!- krzyknęłam. Poczułam jego perfumy i ciepły oddech w okolicy ucha.
- Ewentaulnie mogę się rozebrać- wyszeptał. Oderwałam dłoń od oczu i trzepnęłam go delikatnie w ramie. Wstałam i poszłam wsiąść długi prysznic. Kiedy wyszłam z łazienki pomocnika Blaugrany już nie było. Nie miałam ochoty iść na śniadanie, więc zostałam w hotelowym pokoju. Chwyciłam laptopa i sprawdziłam pocztę; same wiadomości od jakiś agencji. Zamknęłam urządzenie i położyłam się spać. Moją cudowną drzemkę przerwał mi nie kto inny jak cholerny Brazylijczyk, który całym ciężarem rzucił się na łóżko.
- Wstajemy! Za godzinę jedziemy na mecz- poinformował mnie kiedy ja toczyłam walkę z jego umięśnionym ciałem, które wgniatało mnie w materac.
- Nigdzie nie jadę- fuknęłam obrażona. Rafinha zrobił śmieszną minę, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
- Dasz mi się wyciągnąć na kolacje jutro czy nadal będziesz gadać, że jestem piekielnie przystojny?- poruszył śmiesznie brawiami. Byłam totalnie zdezorientowana; posłałam mu pytające spojrzenie
- Przebudziłem się w nocy, a ty mówiłaś przez sen, że jestem przystojny- wyjaśnił, a ja miałam ochotę zakopać się pod ziemie i nigdy więcej nie wychodzić.
- Nigdzie z Tobą nie idę- wstałam z łóżka, podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej koszulkę z numerem taty. Alcantara oparł się plecami o ścianę uniemożliwiając mi przejście.
- Jesteś pewna, że nigdzie ze mną nie pójdziesz?- zapytał.-Głupio by było gdyby media huczały o tym, że Cara Puyol planuje ślub z Rafaelem Alcantarą- dokończył spoglądając na mnie z głupkowatym uśmieszkiem, który miałam ochotę mu zmazać z tej przystojnej twarzyczki.
- Jesteś okropny- wbiłam mu dwa palce w żebra zgrabnie go wymijając.
***
Siedziałam na trybunach; mecz zmierzał ku końcowi. Duma Katalonii wygrywała 4:1.
Po skończonym spotkaniu zeszłam do szatni pogratulować Blaugranie pięknego meczu.
- Całkiem, całkiem wam poszło- zaśmiałam się siadając koło Cesca. Po chwil byłam już w ramionach ter Stegena, który okręcił mnie z trzy razy i cmoknął w czoło. Całej scenie przyglądał się Rafinha; miałam wrażenie, że był zły? To nie było tylko wrażenie, on naprawdę był zły. Przez cały lot się do mnie nie odzywał, a ja nie rozumiałam dlaczego.
Późno w nocy samolot zetknął się z płytą lotniska. Wskoczyłam na plecy Daniemu, który wyniósł mnie z maszyny. Odebraliśmy torby i każdy zaczął się rozjeżdżać do swoich domów. Po powrocie do willi nie miałam siły na nic. Źle przespana noc dawał o sobie znać. Przebrałam się w piżamę, zmyłam makijaż i runęłam na łóżko jak długa. Mimo ogromnego zmęczenia nie mogłam zasnąć. Moje myśli skutecznie zaprzątał niejaki Rafael Alcantara nazywany Rafinhą. Nie mogłam zrozumieć; Dlaczego tak zareagował na gest Marca? Dlaczego był zły? Chciałam wybić sobie go z głowy, ale marnie mi to szło. Założyłam słuchawki na uszy, przykryłam się kołdrą i przymknęłam powieki, które z każdą chwilą stawały się coraz cięższe.
***
Przez pare dni nie wychodziłam z domu. Dużo spałam, myślałam i znowu spałam. W końcu postanowiłam wyjść z domu i spędzić ostatni tydzień przed moim kontraktem w towarzystwie przyjaciół.

You breathe.. || Rafinha AlcântaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz