Rozdział 1. Koloru zieleni

2.4K 233 21
                                    

Półprzytomny przyglądałem się swojemu odbiciu w lustrze. Moje oczy wciąż były trochę opuchnięte od płaczu, bardziej puste niż zwykle. Wydawać by się mogło, że nawet czarny kolor moich tęczówek, stał się teraz bardziej czarny, bez tej iskierki, która w nich kiedyś śmieciła. Na całej swojej twarzy dostrzegałem wyraźne zmiany; mało jadłem, więc siłą rzeczy policzki zapadły mi się , uwydatniając brzydko kości policzkowe. Nawet moje włosy straciły dawny blask, miałem wrażenie, że zmatowiały. Ciemne loki, niewzruszone na działanie szczotki, sterczały w tej chwili niezdarnie, odstając we wszystkie strony.

Westchnąłem. Odłożyłem szczotkę, z niezadowoleniem przeczesując dłonią włosy. Jeszcze raz krytycznie spojrzałem na swoje odbicie. Jak mam iść do szkoły, skoro wyglądam jakbym przez tydzień nie spał? Jak mam iść do szkoły, skoro w środku, czuję się gorzej niż wyglądam na zewnątrz? Po wczorajszej rozmowie z ojcem, byłem w totalnej rozsypce.

Od zawsze wiedziałem, że nie pociągają mnie dziewczyny, nie musiałem nawet próbować chodzić z chłopakiem. Po prostu wiedziałem to. Czułem. Kiedyś nawet, chcąc sobie coś udowodnić, poprosiłem moją najlepszą przyjaciółkę Effie, żeby mnie pocałowała. Ledwo dotknęła moich ust, nieznacznie musnęła, a ja od razu się odsunąłem nie pozwalając jej dokończyć. Miałem wtedy może czternaście lat i wciąż pamiętam to jak dziś. W tamtej chwili, coś głośno we mnie krzyknęło, uświadomiło mi niezaprzeczalnie , że mój pierwszy pocałunek musi należeć do chłopaka. Musi. Nie mogłem postąpić inaczej.

Naprawdę chciałem się wtedy zmusić by ją pocałować, ale po prostu nie mogłem. I to wcale nie z tego powodu, że Effie jest dla mnie jak siostra. Byłem pewien, że postąpiłbym tak samo w przypadku każdej innej dziewczyny. Nawet tej najładniejszej, czy najfajniejszej. Ponieważ żadna nie pociągała mnie zupełnie.

Chłopcy to było co innego. Przeżyłem w swoim życiu kilka zauroczeń szkolnymi kolegami, jednak były one od początku do końca ciche i ukryte. Wiedziała o nich tylko Effie. Za bardzo bałem się swojej odmienności i braku akceptacji, by móc z tym wyjść na światło dzienne. Ponadto, żaden z chłopaków nie odzywał się nawet od mnie, żaden nie chciał się ze mną zaprzyjaźnić. Po części byli źli, że dogaduje się z Effie, do której podbijało dwie trzecie z nich. Z drugiej strony, uważali mnie za kogoś gorszego, ponieważ byłem bardzo niski, mało męski i posiadłem iście dziewczęcy, wysoki głosik. Wcale nie w wyniku mutacji.

Właśnie z racji tego faktu, bazując na moim dziewczęcym głosie, ktoś kiedyś przekręcił moje imię na "Lily" i takim sposobem, zyskałem ksywę. Ciągnęło się to za mną zawsze, nawet będąc w nowej szkole, w liceum, wszyscy wołali na mnie Lily.  Myślę, że podchwycili to od Effie, która chociażby z odruchu tak właśnie mnie nazywała. Zdarzało się, że nawet moje siostry tak do mnie mówiły. I o dziwo, nie przeszkadzało mi to. Przyzwyczaiłem się.

 Jak sądzę, Lily, tylko dokładała innym nowych przypuszczeń, choć podejrzewam, że wszyscy i tak zawsze mieli mnie za geja. Jednakże to zupełnie co innego, gdy myślą tak po cichu, jedynie wnioskując z mojej odmienności, niż widzą wyraźnie mając przed sobą namacalny dowód mojej orientacji, w postaci mnie z jakimś chłopakiem.

Tak więc tłumiłem to w sobie, ukrywałem przed wszystkimi poza najlepszą przyjaciółką. Nikt oprócz Effie, nie wiedział o moim małym sekrecie. Aż do wczorajszego wieczoru. Aż do rozmowy z ojcem.

Zaczęło się od informacji, że córka sąsiadki jest teraz totalnie smutna po zerwaniu z chłopakiem. Moja mama, będąc dobroczynnym człowiekiem, poprosiła mnie, żebym umówił się z nią i spróbował pocieszyć. "Ta Jenny to naprawdę fajna dziewczyna". Świetnie. Zważywszy na to, że żadna dziewczyna, nie będzie nigdy dla mnie "fajna" w tym znaczeniu co powinna, grzecznie odmówiłem. Wtedy się zaczęło. Ojciec wygłosił długi monolog o tym, jaka ze mnie dupa wołowa, egoista i rozwydrzony dzieciaczek. Na koniec, dosłownie kazał mi, umówić się z tą dziewczyną. Wrzeszczał i pluł się, jak zawsze z resztą. Wygrażał mi, odrażał się i Bóg wie co tam jeszcze. A ja? Ja miałem dość. Po prostu dość. Dość wiecznego udawania i tłumienia w sobie całej prawdy. Dość bezczynnego wysłuchiwania wymagań co do mojej osoby. Wymagań, których nigdy nie spełnię. Zebrałem się więc w sobie, uwolniłem wszystkie dotychczasowe emocje i wręcz wykrzyczałem ojcu, że jestem gejem. Że nie zamierzam kiedykolwiek iść z laską na randkę. Ani z tą ani z żadną.

Fucked up on lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz