Rozdział 13. Skacząc w dół, by móc wzbić się w górę

1.3K 137 13
                                    

"W młodości serc naszych dotknął ogień"

Poczułem na policzkach muśnięcie chłodu. Poruszyłem się, jednak odczułem lekkie skrępowanie. Kiedy moja świadomość powoli zaczęła budzić się ze snu, zrozumiałem, że byłem szczelnie owinięty w kocyk. Tylko moja prawa ręka.... Znajdowała się poza kokonem tkaniny. Ktoś mnie za nią trzymał. Ktoś miał duże, ciepłe ręce. I pachniał wanilią.

Otworzyłem oczy.

Przez chwilę myślałem, że coś podziurawiło ciemność, która jeszcze przed chwilą zalegała mi pod powiekami. Jednak po chwili, kiedy lekka mgiełka pozostająca zawsze po przebudzeniu, przestała ograniczać moje pole widzenia, zrozumiałem że nade mną rozpościera się nocne niebo, usiane milionem gwiazd. Zaskoczony, zamrugałem, jakby chcąc odpędzić od siebie senny obraz. Ale to wcale nie był sen. Gwiazdy wciąż migotały osnute tajemnicą, wcale nie znikając kiedy na przemian zamykałem i otwierałem oczy. Co się działo?

Z osłupienia wyrwał mnie dopiero wzmocniony nagle uścisk na mojej prawej dłoni.

- Obudziłeś się, śpiąca królewno?

Najpierw zamarłem na wydźwięk znajomego głosu, tak jak zdarzało mi się to niezwykle często, kiedy budził mnie rano. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że mam go przy sobie. Miałem wrażenie, że co dzień, dostaje go na nowo.

Odwróciłem głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Błyszczały, jakby ktoś ukradł je prosto z gwieździstego nieba.

- Alan... - wymamrotałem, nie do końca pewien jak interpretować jego blady uśmiech - Co... co się dzieje? Gdzie my jesteśmy? Jak...?

Zamilkłem gwałtownie, kiedy przysunął swoją głowę do mojej, stykając nasze czoła.

- Masz bardzo twardy sen, Lily. - wymruczał, dodatkowo trącając nosem mój nos.

Poczułem jak na ten gest, płoną mi policzki. Dziękowałem w duchu ciemności, że tak mało w niej widać. Nie do końca świadomie, ścisnąłem mocniej jego dłoń. Moje serce zaczęło bez opamiętania przyśpieszać. Nie mogłem choć raz się opanować? Przecież w ciągu tych kilku dni, tyle razy byłem z nim tak blisko...

Gwałtownie uciąłem napływające do mojej głowy myśli, które tylko roziskrzały płonący na moich policzkach żar. Uspokój się - skarciłem się w myślach. Wcale nie pomagał, łaskoczący mnie po twarzy ciepły oddech, zmieszany z zapachem wanilii. Przeszedł mnie dreszcz.

- C-co przez to chcesz p-powiedzieć? - wyszeptałem, wściekły na siebie za jąkanie i drgający z nerwów głos. - Przywiozłeś mnie tutaj, czy jak?

Alan parsknął półśmiechem, jeszcze bardziej łaskocząc mnie wydychanym powietrzem.

- A co jeśli tak?

Ciągle nie mogłem się skupić, kiedy tak ocierał się o mój nos, albo błądził ustami po twarzy. Miałem wrażenie, że całe moje ciało płonie żywym ogniem. Nagle kocyk, zaczął mnie wręcz dusić swoim gorącem. Niezdarnie próbowałem się uwolnić, z misternie owiniętej wokół mnie tkaniny. Musiałem dowiedzieć się co jest grane, tym bardziej, że... miałem wrażenie, że Alan zachowuję się jakoś inaczej. Może śmielej? Jakby chciał odwrócić od czegoś istotnego moją uwagę.

Westchnąłem, nieśmiało odsuwając głowę w tył, żeby ponownie złapać z nim kontakt wzrokowy. Pewne iskierka przemknęła przez jego oczy i wtedy byłem już pewien, że coś jest nie tak. Z nim, oczywiście. Bo jeśli chodzi o okoliczności, to nie można tego było nazwać "normą", zważywszy na to, że obudziłem się pod gołym niebem, nie wiedząc  jak i dlaczego się tu znalazłem.

Fucked up on lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz