Moje płuca wypełniło chłodne powietrze, w ustach nadal miałem smak alkoholu. Czułem jak cały śmierdzę, jak lepią mi się włosy, wciąż mokre od wódki. Nie miałem już siły by biec, chodź ciągle czułem się zagrożony, cały czas mając wrażenie, że nie uciekłem jeszcze wystarczająco daleko. W klatce piersiowej odczuwałem dziwne kłucie, moje serce tłukło się jak oszalałe, a świat lekko wirował, nie do końca na skutek wódki i łez, rozmazując mi się przed oczami. Miałem zawroty głowy. Właściwie, nie pamiętałem nawet, kiedy ostatni raz jadłem. Wiedziałem, że jeśli się nie zatrzymam, upadnę. Upadnę na dobre. Moje kruche, wykończone ciało, nie mogło tego wytrzymać zbyt długo. Jednak bałem się. Bałem się zatrzymać.
W zasadzie, nie wiedziałem co ze sobą zrobić, gdzie pójść, gdzie się schować. A już nigdy nie miałem ochoty wracać do domu. I to nie były żarty. Teraz, skończyły się zwykłe wyzwiska i poniżanie. Teraz, nie było tam dla mnie miejsca. Teraz, mogłem czuć się na serio zagrożony. Wrócić tam, to jak wyjść na spotkanie śmierci.
Nieustanny, bezcelowy bieg, pomagał mi o tym zapomnieć. Ból rwący całe moje ciało, zacięta walka, jaką toczyłem ze sobą, o każdy następny metr. To wszystko sprawiało, że nie myślałem o tym co dalej. Nie miałem siły na zastanawianie się, nad bezsensem całego tego przedsięwzięcia. Nad porażką, na którą niechybnie się skazałem, uciekając.
Ale co ja miałem zrobić? Nie ważne, jak bardzo było to bezsensowne - nie miałem wyjścia. Wybrałem bezsens i tułaczkę, zamiast niechybnej śmierci z rąk ojca.
To dobry wybór?
Nadal nie mogłem uwierzyć w to wszystko. Nadal to do mnie nie docierało. Całe to zdarzenie, było dla mnie tak okropne, że aż nierealne. I nie wynikało to, jedynie z faktu mojego roztrzęsienia, czy zdenerwowania. Wielu rzeczy spodziewałem się po ojcu, a od momentu kiedy pierwszy raz mnie uderzył, może nawet jeszcze więcej. Jednakże, wywarło to na mnie o wiele większe wrażenie, niżbym się tego spodziewał. Do niedawna, łudziłem się, że akt przemocy z jego strony, już się więcej nie powtórzy. Naiwnie wierzyłem, wręcz wmawiałem sobie, że był to jednorazowy wyskok, spowodowany jakimś silnym impulsem, czy zdenerwowaniem. Ojciec nigdy nie należał do najspokojniejszych, czy najlepszych, ale... ale żeby zrobić coś takiego?
Na samo wspomnienie, miałem ochotę ponownie wybuchnąć płaczem. Albo wyparować. Tym bardziej nie potrafiłem sobie z tym poradzić, tym bardziej ciążyło na mnie to wszystko, gdyż uświadomiłem sobie, że cały gniew, całą nienawiść po tym zdarzeniu, wcale nie skierowałem na ojca. Nie nienawidziłem go tak bardzo, jak powinienem. Nienawidziłem za to siebie. Jeszcze bardziej. Wszystkie te uczucia, całą nienawiść i złość, skierowałem w swoją stronę. Znów.
Po raz kolejny, z nową mocą, wezbrało we mnie obrzydzenie do własnej osoby. Tak bardzo czułem się sponiewierany, upokorzony, pozbawiony jakichkolwiek resztek godności. Nie miałem w sobie już nic, byłem jeszcze bardziej pusty, niż przedtem. Wszystko, jakiekolwiek pozostałości wiary, nadzieje, postanowienia, czy uczucia, wszystko to, zostało mi odebrane, zrujnowane, zmieszane z błotem. Ponownie. Z jeszcze większą mocą, niż wcześniej. Czy ja w ogóle jeszcze byłem człowiekiem? Czy zasługiwałem choć trochę na człowieczeństwo? A może należało mi się takie traktowanie? Może nie bez przyczyny tak jest? Nie bez przyczyny, moja matka przyglądała się temu nieruchomo? Może ja właśnie na to zasługuję? Może tylko tyle jestem wart?
Zachwiałem się, prawie do reszty tracąc równowagę.
Tym razem, świat zawirował na prawdę porządnie, plącząc mi nieco nogi i sprawiając, że omal nie upadłem na twarz. Chwiejąc się, przystanąłem, opierając się o balustradę mostu.
Dopiero teraz, tak naprawdę poczułem ból w sowich nogach. Jeżeli kiedyś używałem określenia "nogi jak z waty", to chyba nie miałem pojęcia, co tak na serio to znaczy. Moich wykończonych kończyn, chyba nigdy nie można było określić bardziej trafnie. Praktycznie nie mogłem na nich ustać, więc nie chcąc się przewrócić, cały ciężar ciała oparłem o metalową balustradę.
CZYTASZ
Fucked up on life
Storie d'amore"- Dlaczego to robisz? - zapytałem cicho. Niemalże szeptem. Mimo to, usłyszał. Popatrzył się na mnie z ciekawością. - Dlaczego... - Dlaczego jestem przy tobie? - uśmiechnął się. Pokiwałem głową. - To proste. - wyszeptał - Ponieważ chcę, żebyś ty był...