XXIV Dziwna

1.3K 81 5
                                    

Dni mijają a Matt nie ustępuje co do liczby ochroniarzy. Nie wiem jak długo jeszcze wytrzymam ciągłe kontrolowanie. Wszędzie za mną chodzą, wszytko i wszystkich sprawdzają. Nawet moje przyjaciółki. Poza tym prawie nie opuszczam domu. Ja wiem i rozumiem, że to wszystko dla mojego bezpieczeństwa, ale nie może obchodzić się ze mną jak z dzieckiem. Ani on ani ja nie mam wpływu na to czy coś mi się stanie czy też nie. Czuje się jak ptak, który chce latać, ale ktoś ciągle podcina mu skrzydła. Musze się stąd wyrwać potrzebuje od tego wszystkiego odpocząć. Wymykam się tylnymi drzwiami, oczywiście wcześniej zwołałam cała ochronę na górę pod pretekstem usłyszenia jakiegoś hałasu w sypialni. Tak naprawdę to współczuję tym biednym naiwnym ochroniarza. Właściwie to nie ich wina, że uciekam. Matty będzie wściekły, dlatego zostawiam mała karteczkę na kuchennym blacie z napisem ;

,, Nie mogę ciągle siedzieć w czterech ścianach, muszę odetchnąć.. Nie martw się nic mi się nie stanie. Kocham Cię! Nie złość się na mnie ♡ "

Twoja lekko myślna Rosie :)


A wiec, na początek odwiedzę mały sklepik na rogu, by kupić jakieś drobne przekąski. Potem odwiedzę Lucy, dawno się nie widziałyśmy, ona jako jedyna nie odwiedziła mnie w domu. Troszkę mnie to martwi, kiedyś mogłyśmy rozmawiać godzinami i dobrze czułyśmy się w swoim towarzystwie. Tak naprawdę Lucy to ostatnia osoba u której mój chłopak będzie mnie szukał. Po około 20 min stoję już przed drzwiami jednej z moich przyjaciółek. Kiedy dziewczyna otwiera drzwi jest wyraźnie zdziwiona na mój widok, ale szybko się otrząsa i zaprasza mnie do środka.
- Rose jak dobrze cię widzieć! - przytula mnie bardzo mocno. A ja niezmiernie się ciesze, jednak wyczuwam że coś jest nie tak.
- ja też bardzo się ciesze, że cie widzę. Brakowało mi ciebie. - mówię trochę smutno. Lucy wypuszcza mnie z uścisku i patrzy na mnie smutnym wzrokiem.
- przepraszam, że się nie odzywałam oraz ze cie nie odwiedziłam, ale mój brat Taylor miał wypadek, leży w śpiączce od 3 tygodni. - obie płaczemy, dobrze znam jej brata.
Nie wiedziałam o wypadku, jestem wkurzona na Matta ona na pewno wiedział i nic mi nie powiedział bym nie opuszczała domu. Cholerny egoista..
- Lucy bardzo mi przykro jaa.. nic nie wiedziałam. Odwiedziła bym cię wcześniej jakoś bym ci pomogła.
- nie Rose w porządku, cieszę się że dziś przyszłaś chodź spędzimy razem ten dzień.
Oczywiście punkt 15.30 Matt zadzwonił. Nie odebrałam, nie chciałam z nim rozmawiać. Biedny po powrocie do domu czekała go taka nie miła niespodzianka. Nie obyło się też bez sms-ów.

15.32
Rosemary jak mogłaś wyjść z domu bez ochrony?!

15.33
Gdzie jesteś? Przyjadę po Ciebie.

15.34
Rose błagam Cię odezwij się, odchodzę tu od zmysłów..

Szkoda mi go więc zdobywam się na szybka odpowiedź.

Matty <3

Zdaje się, że już pisałam abyś się nie martwił. Przykro mi, że przemilczałeś kilka istotnych sprawach.. ale nieważne. Dzisiejszej nocy śpisz sam. Nie dzwoń ani nie pisz. Jestem bezpieczna, śpij spokojnie Dobranoc :*

Wyłączam telefon i wracam do oglądania filmu z Lucy. Postanowiłam zostać u niej na noc a jutro pójść odwiedzić jej brata. To dla niej ważne, mają podjąć kolejna próbę wybudzenia go. Poprzednie 2 nie przebiegły pomyślnie. Modlę się w duchu by ta się udała by Taylor wrócił do nas. Tuż po północy kładziemy się spać, myślę jeszcze trochę o Matty'm a potem zasypiam. Budzę się przed nastawionym budzikiem, wstaje idę pod prysznic. Ubieram pożyczone ubrania od Lucy i schodzę do kuchni by zrobić śniadanie. Kiedy kończymy je jeść wychodzimy na przystanek. Jedziemy autobusem prosto pod szpital. Taylor wygląda dobrze, ma nawet lekkie rumieńce. Gdybym nie wiedziała, że leży w śpiączce powiedziałabym, że po prostu śpi. Bardzo go lubię, jako starszy brat mojej przyjaciółki był naprawdę fajny. Wyjechał na kilka lat do Stanów, niedawno wrócił. Szkoda, że spotkało go coś takiego. Do sali wchodzi kilka specjalistów, wypytują Lucy o różne rzeczy. Ja stoję obok i w geście dodania jej otuchy ściskam jej dłoń. Kiedy odłączają respirator w sali rozbrzmiewa głośny przerywany dźwięk na znak tego, że tętno spada a płuca nie otrzymują tlenu. W myśli powtarzam sobie tylko jedno zdanie ,, Proszę niech on zacznie oddychać niech się wybudzi". Lekarz ma już zakładać maskę kiedy dźwięk ustaje a Taylor zaczyna samodzielnie oddychać i poruszać dłonią. Boże dziękuję ci, jesteśmy bardo szczęśliwe ze mu się udało. Lekarze mówią ze jeszcze dziś będzie można z nim porozmawiać jednak nie wiedzą jakie zmiany w pamięci spowodował wypadek. Wiem, że to przeraza Lucy i nie dziwie się jej. Przecież może nas nie pamiętać a co gorsza może już nigdy sobie nie przypomnieć. To bolesna myśl, proponuje Lucy kawę ze szpitalnego automatu. Czekając na kawę włączam telefon. Jest wiadomość od Matta :

Dzisiejszej nocy prawie nie spałem, wiem że jesteś u Lucy.. Przepraszam, że Ci nie powiedziałem.. Wróć do mnie KOCHAM CIĘ NAJBARDZIEJ NA ŚWIECIE!

Ooo jaki on jest słodki, poza tym wiedział ze jestem u Lucy i nic z tym nie zrobił. Może zrozumiał, jak się czuje siedząc w domu.. Zaraz po szpitalu tam pojadę a tymczasem jeszcze chwile posiedzę z przyjaciółka i jej bratem. Miło mi patrzeć jak Taylor dochodzi do siebie, na szczęście nie pamięta tylko zdarzeń z dnia wypadku. Pomimo swojego wciąż nie dogodnego stanu zdrowia, zachowuje się tak jak gdyby nic się nie stało. Ma świetne poczucie humoru. Po wspominaliśmy stare dobre czasy. Kiedy my miałyśmy 10 lat on 19, pomimo tak dużej różnicy wieku dobrze się dogadywalismy zawsze nam pomagał. Odkąd pamiętam chciałam mieć starszego brata, ale niestety nie zawsze ma się to czego się chce. W porze obiadu opuściłam szpital i poszłam w stronę domu. Długo szłam, ale w końcu nadszedł czas zmierzenia się z chłopakiem i przeproszeniem biednych ochroniarzy, którzy musieli przebywać z wściekłym szefem. Mam zamiar zapukać, ale drzwi otwierają się zanim zdążę to zrobić. Matt przyciąga mnie do siebie i mocno przytula i całuje. Nic nie mówi, wchodzimy w głąb domu. Trochę się boje, ale właściwie sama nie wiem czego. Chyba tej niepewności i braku awantury, której się spodziewałam po przyjściu tutaj. W salonie siedzą wszyscy nasi znajomi.
- pomyślałem, że chciałabyś spędzić z nimi trochę czasu. Oczywiście nie musimy siedzieć w domu, możemy gdzieś wyjść, tylko nie wychodź już sama. Bardzo cię proszę Rosee.. - przytulam go i witam znajomych. Nie przeszkadza mi nawet to, że przebywamy w domu. Przynajmniej nie ma tych wszystkich ochroniarzy. Martin powala wszystkich swoimi żartami, tylko jego rudowłosa dziewczyna jest niewzruszona. Wygląda na oburzoną i w ogóle się nie odzywa. Mam wrażenie, że mnie nie lubi wyraźnie denerwuje ją moja obecność. Nie wiem dlaczego, przecież nie zrobiłam nic złego. Muszę z nią porozmawiać, ale kiedy nadarza się okazją i próbuję nawiązać z nią rozmowę. Ona oznajmia, że wychodzi. Martin patrzy na mnie pytającym wzrokiem, a ja nie potrafię odpowiedzieć. Przecież nic nie zrobiłam, nie mam pojęcia co zrobiłam nie tak. Obok mnie pojawia się Matt, zauważył że się martwię.
- ej kotku nie zrobiłaś nic złego, nie zamartwiaj się. - obejmuję mnie w pasie i przyciąga do siebie, delikatnie muska moją szyję. Podchodzi do nas zmieszany Martin.
- Rosie przepraszam za tą sytuację, bardzo chciałbym zostać dłużej ale w tej sytuacji sama rozumiesz.. - chrząka, lekko zdezorientowany.
- jasne, rozumiem jeśli powiedziałam lub zrobiłam coś nie tak to przeproś za mnie Elvi. - lekko się uśmiecham, on również słysząc jak zdrabniam jej imię.
- do zobaczenia następnym razem. - przytula mnie i daje buziaka w policzek oraz podaję rękę mojemu chłopakowi.
Resztę wieczoru spędzamy w towarzystwie Claudii, Julii, Lou i Emmetta. Dobrze czujemy się w swoim towarzystwie, jednak niepokoi mnie zachowanie Elviry.. Emmett mnie pociesza i sądzi, że Elvira jest bardzo dziwna i nie lubi jej. Pomimo jej wyglądu tzn ma wiele tatuaży i tuneli, nie sądzę że jest zła. Po prostu ma jakieś uprzedzenia i chciałabym się o nich dowiedzieć..

Bo Ty jesteś wszystkimOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz