XXX

888 46 3
                                    

Kurczę z jednej strony cieszę się, że on wie. Nie chcę mieć przed nim żadnych tajemnic, nie chcę kłamać. Ale z drugiej, z jakiegoś powodu tego nie chciałam. To wszystko wyszło tak nagle, właściwie dobrze, że mi powiedział. Teraz naprawdę mogę zacząć on zera, właśnie z tym człowiekiem. Owszem Matt zawsze będzie dla mnie w jakiś sposób ważny. Ale żyje swoim życiem i ja też muszę. Ja i on jesteśmy parą, mogę nas tak nazwać. Moje rozmyślenia przerywa Victor.
- Rose, wszystko w porządku? Wróćmy już, jeśli nadal będziesz miała ochotę to przyjedziemy tu jutro. - staje obok, ale nie dotyka mnie. Zachowuje odpowiedni dystans. Jestem mu za to wdzięczna. Nie wiem jakbym zareagowała na najmniejsze muśnięcie mojej skóry.
- tak. Jedźmy już. - odpowiadam, chyba trochę zbyt oschle. Posmutniał, choć stara się to ukryć jak najlepiej potrafi.

Drogę pokonujemy w głuchym milczeniu. Choć mam ochotę się odezwać, coś mnie powstrzymuje. Nie chcę by sądził, że jakoś szczególnie mnie tym uraził. Kiedy już zbieram się na odwagę i mam zamiar się odezwać. On nagle gwałtownie hamuje, orientuje się że jesteśmy już pod moim domem. Szybko wysiada z samochodu, aby otworzyć mi drzwi. Znajdując się już przed wejściem, odwracam się do niego tak by spojrzeć w jego.
- Victor... - zaczynam. Jednak on mi przerywa.
- Nie, Rosie ja wiem. Ciężko ci to wszystko ogarnąć, nie czuj się winna. Owszem jestem lekko zasmucony, że tak cię to dotknęło.. Wiele razy wyobrażałem sobie twoją reakcje, kiedy już powiem ci że wiem to wszystko. Posłuchaj nie chce się narzucać, jeśli nie jesteś gotowa, to nic. Ja poczeka ile będzie trzeba. - jego słowa, aż chwytają mnie za serce. - podchodzę do niego i mocno się wtulam. Wdycham jego zapach, jest tak bardzo znajomy.
- dziękuję, za wszystko. - żegnamy się, krótkim pocałunkiem.
Oczywiście Pauline cały wieczór wypytywała mnie o wszystko. No i mega się ucieszyła, jak zaproponowałam jej weekend z dala od miasta. Z samego rana była szczęśliwa jak skowronek, z pracy wyszłyśmy wcześniej.
- szykuje się świetny weekend! - Pauline mówi pakując się, do małej czerwonej torby.
- i to jeszcze jak. - potwierdzam.
- wiesz Rose, Ty masz szczęście, tzn. może nie do końca, ale jednak musisz przyznać Victor jest boski. - mówi to z zachwytem.
- ejj! Ty marzycielka. - rzucam w nią koszulką.
- oj no weź, przecież ci go nie zabiorę! poza tym on nie widzi nic poza tobą. - pokazuje mi język.
- kochany jest.. - może to za wcześnie, ale ja chyba też coś do niego czuję.
- Rose, zejdź na ziemię i odbierz telefon! - szybko się orientuje gdzie się znajduję i odbieram.
- słucham? - po drugiej stronie odzywa się kobieta o miłym głosie.
- dzień dobry, czy rozmawiam z panią Evans?
- tak przy telefonie.
- jestem sekretarka pana Turnera, dzwonie z zapytaniem czy pani wraz z panem Victorem, miałaby ochotę zjawić się na przyjęciu charytatywnym. Które odbędzie się jutro o godzinie 18? - nie bardzo wiem co powiedzieć.
- a co na to pański szef?
- nie jest zbytnio zainteresowany, ale to przyjęcie jest bardzo ważne. Będzie na nim sporo znanych osób i ważnych kontrahentów oraz rodzina pana Turnera. Głównym celem tego przyjęcia jest zebranie pieniędzy na budowę szpitala, w małym miasteczku. Dla dzieci ciężko chorych.
- czyli ja mam go przekonać? - no super, mam pójść na przyjęcie, gdzie będą rodzice Victora.. Mam ich poznać, może dlatego nie chcę tam iść. Może nie chce mnie im przedstawiać. Robi mi się smutno na tą myśl.
- dokładnie tak.. proszę się zgodzić. - naprawdę jej na tym zależy, wiec zgodzę się spróbować namówić Victora.
- dobrze, czy może pani poprosić Victora, aby po pracy mnie odwiedził?
- tak, oczywiście. Bardzo pani dziękuję, dowodzenia.
- dowodzenia.
Odkładam telefon wzdychając.
- kto to był? - Pauline pyta zapinając torbę.
- sekretarka Victora. Jutro czeka mnie jeszcze przyjęcie przed tym weekendem.
- jakie przyjęcie?
- charytatywne.
- czemu się nie cieszysz? - pyta.
- aa, bo wiesz na tym przyjęciu ma być jego rodzina..
- no i co z tego?
- noo wiesz, mogę się im nie spodobać. Albo coś w tym stylu. - przecież nie powiem jej, że martwię się o to czy przypadkiem się mnie nie wstydzi.
- chyba sobie żartujesz, jesteś śliczną przemiła i inteligentną osoba. Jeśli się im nie spodobasz, to coś z nimi jest nie tak! - przerywa nam pukanie do drzwi. Szybki jest, w końcu pracuje sam dla siebie i może wchodzić z firmy kiedy tylko chcę.
- to pewnie Victor, pójdę otworzyć.
- okey, ja dokończę cię pakować.
- jesteś kochana, zdaje się na twój gust. Pakuj co tylko chcesz. - posyłam jej całusa i pędzę do drzwi. Otwieram je z uśmiechem na twarzy.
- cześć - mówię lekko podekscytowana.
- witaj. - Victor stoi w drzwiach unosząc brwi, kiedy dostrzega mój nastrój. Chwytam go za dłoń i prowadzę na kanapę.
- co..
- cii... - przerywam mu kładąc palec na ustach, po czym szybko go zabieram zastępując ustami. Pocałunek jest delikatny, ale głęboki.
Zmuszam się, aby przestać. Odsuwam się lekko od niego.
- bardzo podoba mi się pomysł z weekendem, ale wiem też, że jutro jest przyjęcie charytatywne. Chciałabym pójść na nie razem z tobą. Oczywiście jeśli tego chcesz, bo wiesz będzie tam dużo sławnych osób i twoja rodzina. A może ty nie chcesz się tam ze mną pokazać.. - mówię trochę zmieszana.
- kochanie, jesteś tak cudowną osobą, że pragnę pokazać cię całemu światu. Nie przepadam za przyjęciami tego typu, będą tam moi rodzice i owszem chciałem cię im przedstawić, niekoniecznie w takich okolicznościach. Ale cóż może to i lepiej.
- dawno nie zrobiłam nic dobrego dla innych. Mam trochę oszczędności i chciałabym przekazać je na szczytny cel. - patrzy na mnie z ogromnym zdziwieniem, nie potrafię nic więcej wyczytać z jego wyrazu twarzy. O co chodzi?
- Rose, wolałbym abyś nie wydawała swoich pieniędzy. I jest jeszcze jedna kwestia. - ahh dyplomatyczny Victor to coś co lubię...... No i pewnie skończy się tak, że wydam pieniądze, które nawet nie są moje.
- a więc jaka to kwestia? - pytam opierając się o kanapę.
- jeśli pójdziesz tam ze mną, to pojawimy się na pierwszych stronach gazet. Nie chciałbym, abyś czuła się z tego powodu źle. - rozumiem o co mu chodzi.
- nawet jeśli, to i tak nie mogę ukrywać się w nieskończoność. Jutro o 17.45 będę gotowa do wyjścia. - wstaje z kanapy, ale on łapie mnie z rękę i przyciąga do siebie. Ląduję na jego kolanach, całuje mnie i mocno przytula. Do końca wieczoru zostajemy w salonie i oglądamy filmy. No powiedzmy, że je oglądamy..

Bo Ty jesteś wszystkimOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz