XXVIII

1K 56 7
                                    

Bardzo Was przepraszam.. Obecnie mam w swoim prywatnym życiu kilka problemów z którymi ciężko mi się uporać. A to wpływa na to, że niestety nie mam zbyt dużej ochoty na pisanie tej opowieści. Ten rozdział napisany był na siłę, dlatego wybaczcie jeśli się Wam nie spodoba. Może jakoś się zmobilizuje i ogarnę to wszytko, a przynajmniej się postaram..

Budzę się z lekkim bólem głowy. Czuje piękny zapach kawy, wstaje i idę do kuchni a tam czeka śniadania.
- gofry mmm- boże Pauline jesteś cudowna! Burczy mi w brzuchu, wiec zaczynam zjadać te pyszności z jednego z nakrytych talerzy. Czuję, że z Pauline stworzymy dobry duet. Po śniadaniu postanawiamy się wyszykować i wyjść na miasto, w końcu dostałyśmy wypłatę. Możemy odrobinę zaszaleć. Kiedy jesteśmy już wykończone tym całym chodzeniem po sklepach i kupowaniem rzeczy, udajemy się do małej kawiarenki.
- Rose na co masz ochotę? Tym razem ja stawiam!
- hahah okey, nie będę protestowała. - unoszę dłonie na znak poddania się.
- mam ochotę na latte i szarlotkę z lodami a ty? - przeglądam kartę, ale wezmę to samo. Kelnerka przychodzi we właściwym czasie.
- co dla pań? - pyta z pogodnym uśmiechem.
- dwa razy poproszę latte oraz szarlotkę z lodami. - odpowiadam z uśmiechem, przypomniał mi się Victor. Może zaproszę go na kolację u nas w domu? Pauline chyba nie miałaby nic przeciwko. Z zamyślenia wyrywa mnie przyjaciółka.
- heeej, nad czym tak myślisz?
- zastanawiam się czy miałabyś ochotę poznać Victora, sama też niedawno go poznałam. Wydaje się być całkiem w porządku.
- jasne, że mam ochotę. Jak wiesz moja lista znajomych jest naprawdę uboga.
- cieszę się, zobaczymy czy ma w ogóle czas dziś wieczorem. - wyciągam telefon i dzwonię. Nie odbiera, już mam się rozłączyć kiedy słyszę zaspany głos.
- słuucham?
- cześć, przepraszam pewnie cię obudziłam..
- Rosie! Nie obudziłaś mnie, ja po prostu jestem znudzony spotkaniem.. nie no dobra, obudziłaś mnie kobieto. - zachichotałam.
- przepraszam chciałam zaprosić cię na kolację u mnie w domu, tym razem ja i moja przyjaciółka gotujemy. - Spoglądam na Pauline, chyba zauważyła, że się zarumieniłam.
- mmm rozważę tą propozycję panno Evans.
- och, okey.. - mówię trochę rozczarowana.
- haaha, żartuje jasne, że wpadnę! Skoro będzie też twoja przyjaciółka to ja zabiorę swojego młodszego brzydszego i głupszego brata. Jeśli nie masz nic przeciwko oczywiście. - zaśmiałam się.
- oczywiście, że nie mam nic przeciwko. Pasuje ci dwudziesta?
- tak, to zdecydowanie odpowiednia pora.
- a więc dozobaczenia.
- nie mogę doczekać się wieczora. Paa. - Świetnie, teraz pozostaje kupić nam potrzebne produkty i zacząć przygodę w kuchni. Mam nadzieję, że Pauline zajmie się głównie robieniem tej kolacji, bo ja nie jestem dobra w kuchni.
-

no i co przyjdzie? - zniecierpliwiona pyta mnie, przygryzając paznokcie.
- tak i w dodatku nie sam! - chwytamy się za ręce i piszczymy jak jakieś nastolatki.
- to co dziś gotujemy? - zapytała z iskierkami w oczach.
- ohoho moja droga dobrze wiesz, że nie gotuje. Wiec niestety, ale to twoja działka. - Pauline patrzy na mnie z ogromnym uśmiechem.
- w porządku, wymyśle coś dobrego do zjedzenia a Ty zajmiesz się naszym wyglądem. Wiesz, że w ogóle nie umiem się malować i chyba brak mi stylu. - poprawia sobie fryzurę, chyba jest lekko zmieszana.
- ej ej to nie prawda, masz swój styl. Okey może nie malujesz się zbyt dobrze, ale to dlatego, że nikt nigdy nie pokazał Ci jak to się robi.
- ehh może i masz rację. - ma blady uśmiech.
- dobra koniec tej melancholii! Mamy być dziś piękne i szczęśliwe!

Trzy godziny później w całym mieszkaniu pięknie pachnie. Ona naprawdę nie żartowała to co ugotuje będzie boskie. Ja już prawie kończę swój makijaż, wiec mogę zająć się Pauline. Kiedy kończę, pokazuje jej lusterko.
- i jak? Podoba ci się? - nic nie mówi tylko przegląda się z niedowierzaniem.
- dobry Boże! Jak udało ci się zrobić kreskę na moich opadających powiekach?! W ogóle bombastycznie wyglądam! - uff juz myślałam, że jej się nie podoba.
- cieszę się, że ci się podoba. Teraz musimy się jakość ubrać. - hmm zastanawiam się nad sukienkami, pożycze jakaś Pauline. Będziemy naprawdę apetycznie wyglądać.
- dla siebie wybrałam czarna sukienkę, dość elegancką natomiast dla Pauline żywą trochę podobna i w kolorze łososiowym. Do tego buty na obcasie i biżuteria.
- Rose, nie mogę w to uwierzyć. Wyglądam, my wyglądamy tak pięknie. Jak z okładki jakiegoś modowego magazynu. - moja przyjaciółka stała przed lustrem wpatrując się w nasze odbicia. Miałam jej odpowiedzieć, że zawsze możemy tak wyglądać, ale usłyszałam dźwięk dzwonka oznaczający nadejście gości. Obie pedzimy do drzwi.
- uwaga, ostatnie poprawki i... - otwieram drzwi.
- Dobry wieczór pięknym paniom. - Victor wygląda uroczo, wręcza mi bukiet pięknych czerwonych róż. Pauline jedna symboliczną, przedstawiając się.
- bym zapomniał, to mój brat Nathan. - pewnym krokiem wszedł mężczyzna o długich prostych włosach w kolorze bardzo ciemnego blondu z zarostem. W odróżnieniu od starszego brata miał koszule i jeansy. Widać, że są zupełnie różni.
- witam, Nathan jestem. - uścisnał dłoń Pauline, która lekko się zarumieniła a następnie mnie.
- miło mi poznać, zapraszam do stołu. - Usiedlismy i zaczęliśmy nakładać przyzadzona przez Pauline zapiekane ze szpinakiem. Pilnowałam, aby niczego nie brakowało. Co jakiś czas dolewałam wino, aby rozluźnić atmosferę.
- Rosemary, czy my już kiedyś się nie spotkaliśmy? - Nathan przyglądał mi się z zamyślona miną.
- nie, nie przypominam sobie. - szczerze wątpię, że gdzieś już się widzieliśmy.
- wyglądasz jakoś tak znajomo. - upijam nerwowo spory łyk wina.
- Nathan, daj spokój. Taka piękność na pewno byś zapamiętał. - na szczęście ratuje mnie Victor.
- z pewnością bracie. Pauline, chodzisz na koncerty? - Właściwie to już się podzieliliśmy na dwie pary. Oni prowadzą swoją konwersję a ja i Victor swoją.
- uroczy ten twój brat, ile lat jest młodszy? - pytam lekko zanurzajac usta w winie.
- tylko o 2 lata. Uroczy powiadasz, czyż bardziej niż ja? - składa dłonie i nachyla się nad stołem. Kąciki moich ust się unoszą.
- czyżby zazdrość Panie Turner?
- w żadnym wypadku Panno Evans. Pańskie zdenerwowanie co do pytania czy już się gdzieś nie spotkaliście, było hmm intrygujące. - spostrzegawczy, zagrajmy inna taktyka.
- kto ma ochotę na deser? - szybko wstaje i wchodzę w aneks kuchenny.
- ależ nieładnie unikać rozmowy Rose. - Victor podchodzi i odbiera ode mnie 2 pucharki lodów.
- nie unikam, po prostu to nie możliwe, abyśmy się już gdzieś spotkali. Na pewno zapamiętała bym. - za noszę deser i wracam do kuchni.
- w porządku, ale nie rozumiem czym się tak denerwujesz. - patrzy na mnie tak, jakby chciał zobaczyć wszystkie moje myśli. Patrzy jak orzeł szukający ofiary. Jego wzrok utkwiony we mnie sprawia, że mam ochotę mu wszystko powiedzieć. Ale wiem, że nie mogę, nie chce tego robić. Jeszcze nie teraz. Odprężam się i biorę pożądany wdech.
- Victor wcale się nie denerwuje, może tak to wygląda. Ale zapewniam, że to błędna interpretacja.
- cóż, może lody? - podaje mi pucharek z łyżeczka.


Bo Ty jesteś wszystkimOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz