Prolog

1.7K 129 36
                                    

Ostatnie resztki śniegu zniknęły już kilka dni temu. Można było znaleźć coraz więcej znaków nadchodzącej wiosny: pierwsze kiełki kwiatów zaczynają piąć się ku niebu, żeby wkrótce rozkwitnąć pełnią barw, najróżniejsze gatunki ptaków budują nowe gniazda lub wracają to tych sprzed zimy, za kilka miesięcy spodziewają się ujrzeć w nich małe, słabo upierzone łebki próbujące wydostać się z bezpiecznego kąta, aby lepiej poznać otaczający je świat, niedźwiedzie, jeże i wiewiórki powoli budzą się ze snu zimowego.
Dzieci z sierocińca „Promienny Uśmiech" czekają z niecierpliwością, aż zrobi się na tyle ciepło, żeby porzucić uciążliwe kurtki i grać w piłkę, skakać na skakance lub wspinać się po drzewach, których nie brakuje w otoczonym przez las miasteczku. „Promienny Uśmiech" to wyjątkowy sierociniec. Opiekunowie w nim pracujący kierują się zasadą, żeby dawać podopiecznym tym więcej swobody, im bardziej na to zasługują. Jest więc wiele dzieci, które mogą same, nawet bez pytania, opuszczać budynek i spędzać czas w mieście lub pobliskim lesie już w wieku pięciu lat. Wbrew pozorom, nie jest to zasada mająca na celu pozbycie się sierot i zapewnieniu spokoju zmęczonym opiekunom, ale nauczenia dzieci odpowiedzialności i punktualności, poza tym to miasteczko jest bardzo małe i raczej bezpieczne. To wszystko jest ważne, ale od niedawna jest jeszcze jeden powód. Dzięki temu podopieczni mogą trzymać się z dala od Niego. O ile się do Niego nie zbliżają, są bezpieczni...

***

Rin leżał na łóżku w swoim pokoju, pogrążony w myślach. Jako jedyny w całym sierocińcu ma własny pokój, jednak wcale się z tego powodu nie cieszy. Jest samotny. Nikt nie chce się z nim bawić, ani nawet porozmawiać. Właściwie to się im nie dziwi. Sam pewnie by się bał, gdyby spotkał kogoś takiego jak on. Właściwie to sam się siebie boi. Ale to nie znaczy, że mają go całkowicie unikać. To nie jego wina, że jest, jaki jest. Nie panuje nad tym.
Z zamyślenia wyrwał go znajomy dzwonek. Czas na obiad. Przez dziurę w ścianie wsunęła się taca na kwadratowy stół ustawiony pod tą dziurą. Wyglądałoby to trochę jak w więzieniu, gdyby nie to, że drzwi są otwarte, więc w każdej chwili można wyjść na dwór. Chłopiec usiadł na łóżku, ale zanim wstał, po raz kolejny rozejrzał się po pokoju.
Wchodząc do środka, można było zobaczyć małe, słabo oświetlone pomieszczenie. Z prawej strony widać ścianę, wzdłuż której stoi łóżko, na którym siedzi teraz Rin. Bezpośrednio za łóżkiem, w rogu, znajduje się szafka z lampką. Z lewej strony, koło drzwi jest dziura w ścianie i stół, na którym leży teraz taca z obiadem, przy stole stoi krzesło. W ścianie obok są drzwi do łazienki. Naprzeciwko wyjścia ustawione są szafy.
Sam Rin wyglądem sprawia dość ponure wrażenie. Jak na pięciolatka jest dość niski, ma czarne włosy, rozrzucone na wszystkie strony i czarne oczy. Ubrany jest w granatową koszulkę z krótkim rękawem i czarne spodnie.
Chłopiec bez pośpiechu wstał i usiadł przy stole. Na obiad były kawałki kurczaka w panierce, ryż i trochę warzyw. Obok leżał kubek z zieloną herbatą. Gdy skończył jeść, uznał, że nie wytrzyma dłużej sam w pokoju, więc założył bluzę i wyszedł na zewnątrz. Gdy szedł korytarzem, widział, jak przechodzące dzieci starają się iść jak najdalej od niego, jak szepczą między sobą. Wielu, gdy go zobaczyło, zawróciło. Rin zacisnął zęby i przyspieszył kroku.
Gdy znalazł się na dworze, uświadomił sobie, że jest jeszcze za zimno, żeby się ubierać tak lekko. Nie miał jednak ochoty wracać, więc zignorował chłód i ruszył w stronę lasu.
O tej porze roku w lasach liście dopiero zaczynają się pojawiać w postaci małych, zielonych „kuleczek". Rin szedł przez las i obserwował, jak ptaki między gałęziami budują swoje domki. Szedł tak dość długo, gdy doszedł do polanki, na środku której była wielka skała z charakterystycznymi dziurami po jego małych pięściach. Wszedł na nią, położył się i patrzył w niebo. Jak
Nagle usłyszał jakiś szelest. Usiadł i zobaczył grupkę osób z sierocińca. Wszyscy byli odwróceni tyłem, patrzyli na coś między drzewami i zdawali się go nie widzieć. Zaciekawiony spojrzał w tę samą stronę, lecz nic nie dostrzegł. Zauważył jednak, że dzieci cofają się tyłem w jego stronę. Ześlizgnął się z drugiej strony skały i obserwował z ukrycia.
Zza drzew powoli wyszedł dzik. Był niewielki, ale dla pięcio- i sześciolatków i tak był straszny i niebezpieczny. Sieroty cofały się powoli z nadzieją, że zwierzę straci zainteresowanie, jednak najwyraźniej na próżno.
Gdy wszyscy znaleźli się przy skale, pierwszy chłopak powoli na nią wszedł. Niestety, zobaczył przy okazji Rina. Krzyknął, zeskoczył ze skały i zaczął biec w stronę lasu. Dzik dostrzegł to i, rozjuszony nagłym ruchem, zaczął za nim biec. Wszyscy, łącznie z Rinem, patrzyli przerażeni na tę scenę.
Nagle wszyscy usłyszeli głośny huk, a po nim jeszcze jeden i dzik upadł na ziemię. Wokół niego pojawiła się kałuża krwi. Z lasu wyszedł mężczyzna przykryty płaszczem moro. Rin domyślił się, że to myśliwy. Ten chłopak miał dużo szczęścia. - pomyślał i, korzystając z tego, że nikt na niego nie patrzył, wymknął się do lasu.
Gdy wrócił do pokoju, zobaczył na stole kartkę. Wystarczyło mu zerknąć na nią, by wiedzieć, jaka jest jej zawartość. Usiadł na łóżku i podkulił nogi.
Na kartce było napisane jedno słowo:

DEMON

Po jego policzkach zaczęły płynąć łzy.

**********

Mam nadzieję, że nie było takie złe ;D
Ten rozdział trochę trudno mi się pisało, bo chciałam nie zaczynać wątku, który się za chwilę pojawi, a to nie było takie łatwe...
Następne lepiej przemyślane, więc myślę, że i lepiej napisane będą :D
Miłe widziane wszelkie opinie i komentarze!
Pozdrawiam,

naticzer

Błękitna BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz