Rozdział 7 - Śmierć

636 74 40
                                    

Huhuhu! Jaki mroczny tytuł...
Ciekawe, co oznacza....
Pewnie nie możecie się doczekać, żeby się dowiedzieć, co?
Pewnie jesteście teraz źli, że musicie czytać to, zanim przeczytacie rozdział i zanim dowiecie się wreszcie, o co chodzi z tą śmiercią, nie?
W takim razie...
Czas na dedykacje xD
...
Nie no, żartuję...
Nie będę już pisać dedykacji, bo się strasznie wtedy rozpisuję i czuję się zobowiązana napisać o WSZYSTKICH.
I nie, wcale nie piszę o tym teraz, żebyście musieli dłużej tkwić w niepewności odnośnie tytułu...
Dobra, już wam daję opowiadanie, nie znęcam się więcej xD

**********

Rin czekał na Megumi na jednej z polanek. Jak zwykle przyszedł wcześniej, bo nie mógł się doczekać spotkania z przyjaciółką.
W końcu zobaczył, jak wychodzi zza drzew. Już miał się przywitać, gdy zobaczył jej minę. Malowały się na niej wahanie, smutek, obawa, strach... Rin chciał się dowiedzieć, o co chodzi i jej pomóc, zrobił więc kilka kroków w jej stronę. Megumi rzuciła kartkę papieru na trawę i uciekła z powrotem w drzewa.
Rin, zdezorientowany, podniósł kartkę i przeczytał:

"Przepraszam, ale nie potrafię ci zaufać. Nie wierzę w twoje dobre intencje. Wybacz, że dowiadujesz się dopiero teraz.

Megumi"

Rin stał przez chwilę i patrzył z niedowierzaniem na kartkę. Gdy w końcu w pełni dotarł do niego sens słów, popłynęły łzy.

***

Rin nie miał co ze sobą zrobić. W końcu poszedł na świetlicę. Nie chciał tam iść, patrzeć, jak inne dzieci się razem bawią. Teraz, kiedy sam wie, jak to jest, jeszcze trudniej będzie mu tam siedzieć. Nie miał jednak nic lepszego do roboty, a ile można siedzieć w pokoju?
Minęły już dwa dni odkąd Megumi dała mu kartkę. Od tego czasu nic nie zjadł i ani minuty nie przespał. Był więc mocno osłabiony. Miał nadzieję, że dzięki temu nie będzie miał siły na atak.
Na świetlicy, tradycyjnie, zaczął od kartek i kredek. Nawet nie myślał o tym, co rysuje.
Wsłuchiwał się w głosy dzieci, próbując wychwycić ten najbardziej mu znany. Usłyszał jej śmiech dochodzący ze strony drzwi. Właśnie wchodziła.
Zabolało. Śmiała się swobodnie, jak gdyby nigdy nic.
Jej śmiech urwał się raptownie. Zauważyła go. Rin poczuł ponurą satysfakcję. Już nie będzie się dobrze bawić. Nie odważy się.
Ogarnęła go fala smutku, która szybko przerodziła się w złość, a następnie w nienawiść. Do opiekunek, które zabraniają dzieciom się z nim bawić, do kolegów, którzy nawet nie próbują z nim porozmawiać, do przyjaciół Megumi, którzy teraz się z nią bawią zamiast niego, do samej dziewczyny za fałszywą nadzieję. Ale przede wszystkim do samego siebie. Za to, że nie potrafi się kontrolować.
Za to, że jest potworem...
Tym razem nawet nie próbował się powstrzymywać. Nie miał na to siły przez brak snu, głód, a przede wszystkim samotność.
Wstał powoli. Kilka osób, w tym opiekunka spojrzeli na niego. Megumi się nie odwróciła. Zacisnął rączki na stole i, pod wpływem impulsu, rzucił nim w stronę dzieci, razem ze wszystkim, co na nim było. Na szczęście nie włożył w to całej siły i stół nie doleciał do innych. Jego rysunek wylądował pod stopami Megumi. Przedstawiał ich dwoje trzymających się za ręce, z tym, że Rin był zamazany czarną kredką.
Dzieci zaczęły uciekać na salę gimnastyczną, a opiekunka zadzwoniła do ochroniarzy, których wynajęła po tym, jak Rin złamał chłopcu żebra, których odłamki przebiły płuca, przez co prawie umarł. Wynajęcie ochroniarzy kosztuje sierociniec wyrzeczenie się wycieczek, jednak życie dzieci jest o wiele ważniejsze.
Rin tymczasem rzucał wszystkim, co mu się nawinęło we wszystkie możliwe strony. Po jego twarzy ciekły łzy, jednak nikt nie zwrócił na to uwagi.
Po chwili przyszło dwóch ochroniarzy. Obaj byli ogromni, wzdłuż i wszerz. Większość dzieciaków już wyszła, została jednak mała grupka, która razem z opiekunką stłoczyli się w kącie, mając zablokowane drogi do którychkolwiek drzwi. Wśród nich była Megumi.
Ochrona podeszła do Rina, jednak chłopiec, wbrew ich przekonaniu rzucił się na nich. W ręku miał kilka kredek, które szybkim ruchem wbił w rękę jednego z ochroniarzy. Drugi chciał go złapać, ale Rin pod wpływem szału zyskiwał coraz więcej siły i szybkości. Skoczył na jego głowę z impetem sprawiając, że mężczyzna się przewrócił. Błyskawicznie wskoczył mu na brzuch i jednym ruchem wbił swoją rękę w serce przeciwnika.
Przestał oddychać.
Rin szedł powoli w stronę drugiego z ochroniarzy, który patrzył na niego z przerażeniem. W oczach chłopca widać było mieszankę szaleństwa i strachu. Nie było w nim już złości. Nie było nienawiści. Tylko szaleństwo i próbujące za wszelką cenę je powstrzymać przerażenie. Jego oczy były czerwone od płaczu. Łzy płynęły nieprzerwanie.
Megumi patrzyła na to wszystko zszokowana. Po raz pierwszy udało jej się pogodzić ze sobą Rina i Herkulesa. Zobaczyła przed sobą chłopca, który płakał przed drzwiami sierocińca, przeklinając swój los. Chłopca, który potrzebuje pomocy. Który naprawdę nie chce nikogo skrzywdzić, który naprawdę nad sobą nie panuje. Ona jedyna dostrzegła to przerażenie, to nieme błaganie.
Wzięła głęboki wdech i pobiegła przed siebie. Stanęła przed jeszcze żyjącym ochroniarzem i patrzyła na Rina.
Chłopiec zawahał się na chwilę, po czym rzucił się na dziewczynkę. Nie uskoczyła.
- Rin - szepnęła. - Przepraszam.
Pięciolatek trzymał rękę uniesioną, gotową do zadania ciosu. W jego oczach widać było desperacką walkę o władzę nad kończynami.
Jego ręka szybko opadała w stronę serca Megumi. Dziewczynka zacisnęła powieki.

**********

Muahahahahahahahaha!!!! Nie macie ciągu dalszego!!! XD
Jestem gorsza, niż Polsat!
Moja dusza płakała, gdy pisałam ten rozdział T^T
"Nieeee! Nie mogę tego napisać! To zbyt smutne, zbyt okrutne!"
Albo
"Nieee! Błagam, nie!!! Ja nie chcę!!!!"
Ogólnie pisząc to, płakałam xD
Postanowiłam więc zrekompensować sobie katusze, jakich doświadczyłam satysfakcją, jaką daje mi przerwanie w takim momencie xD
Hehehe.... Ja zua!!!

Matao, tomodachi!
naticzer

Błękitna BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz