- Pogięło cię?! On zabił człowieka!!! - krzyczał Shisui.
- On tego nie chciał - tłumaczyła Megumi. - Nie panował nad sobą.
- Naprawdę w to wierzysz?!
- Tak! - Jej wzrok był nieugięty, a głos pewny, bez najlżejszego drgania. Widać było, że zdania nie zmieni.
Prawdę mówiąc, Shisui, lider ich małej, pięcioosobowej paczki, wierzył jej. Wiedział, że Megumi nie kłamie i że nie próbowałaby ich do tego przekonać, gdyby sama nie była tego pewna. Dlatego, mimo wszystko, wierzył w każde jej słowo. I nawet mógłby spróbować zakolegować się z tym Rinem, gdyby nie ten jego wzrok... Za każdym razem, jak patrzy na Megumi, wygląda, jakby zobaczył anioła. Dziewczyna spędza z nim każdą wolną chwilę... A był już tak blisko... Już prawie udało mu się ją przekonać, żeby się z nim umówiła! Właściwie, to jeszcze jej nigdy nie zapytał, ale cały czas zbliżał ją do siebie. Już niewiele mu brakowało, a tu nagle pojawia się ten idiota i wszystko zepsuł... Shisui znienawidził go jeszcze bardziej, niż kilka tygodni temu... Miał więc nadzieję, że uda mu się oddalić od niego Megumi, gdy przekona ją, że jest niebezpieczny. Plan ten jednak nie zadziałał, więc chłopiec zastanawiał się, czy nie odwrócić reszty paczki przeciw niej, jednak nie mógłby zrobić jej czegoś takiego.
Odwrócił się do niej plecami i wyszedł z sierocińca. Dopiero po czasie zauważył, że na dworze pada.***
Lato powoli zbliżało się ku końcowi, powoli zbliżał się dzień, w którym kolejne pokolenie postawi swoje pierwsze kroki w szkole podstawowej. Jednak czas ten nadejdzie dopiero za niecały miesiąc, toteż niewiele osób o tym myślało. W pokoleniu tym znalazł się idący między budynkami szatyn, któremu najwidoczniej nie przeszkadzał gęsty deszcz, padający już od dłuższego czasu, o czym świadczyły całkowicie przemoczone ubrania chłopca. Powłóczył nogami, wpatrzony w czubki swoich bucików. Po jego twarzy spływały krople deszczu, do których dołączyły słone łzy. Twarz chłopca wyrażały żal i nienawiść.
- Dlaczego? - wyszeptał. - Megumi, dlaczego ty mi to robisz? Zabiję... - powiedział po chwili. - Zabiję tego idiotę, który mi cię zabrał...***
Megumi szła coraz głębiej w las. Dziś znowu miała spotkać się z Rinem. Ostatnio często się z nim widywała. Nie umknęło jej uwadze, że od tego czasu Rin ani razu nie miał ataku. Megumi z radością czekała, aż reszta sierocińca też to zauważy i zacznie się z nimi bawić. Wierzyła, że ten czas w końcu nadejdzie.
Nagle dziewczynka usłyszała szelest za sobą. Odwróciła się i zobaczyła przyjaciela, z którym poprzedniego dnia się pokłóciła.
- Shisui? Co ty tu robisz? - spytała zaskoczona.
- Przyszedłem... Mieć na ciebie oko... - powiedział lekko naburmuszony.
- Chcesz pójść ze mną? - Megumi był coraz bardziej zszokowana.
- Żeby cię pilnować! A dokładniej, żeby pilnować jego...
Megumi nie potrafiła ukryć podziwu dla odwagi chłopca. Przyszedł tu myśląc, że Rin jest niebezpiecznym potworem, najwidoczniej mając nadzieję, że uda mu się ją obronić. Postanowiła wykorzystać sytuację, żeby przekonać go, że Rin nie jest tym, kim wszyscy myślą, że jest. Wzruszyła ramionami i poszli razem w umówione miejsce.***
Rin, jak zwykle, siedział na trawie, czekając na przyjaciółkę. Gdy usłyszał szelest, uśmiechnął się w stronę drzew. Uśmiech zastąpiło zdziwienie, gdy zobaczył, że dziewczynka nie jest sama.
- To jest Shisui - powiedziała wesoło. - Przyszedł się z nami pobawić.
Rin potrzebował chwili, żeby przetrawić tę informację. Nie potrafił uwierzyć, że jeden z chłopców z sierocińca dobrowolnie przyjdzie się z nim pobawić. A jednak to się działo. W końcu rozpromienił się do niego. W odpowiedzi Shisui odwrócił się, ignorując go. Rin zmarszczył brwi.
- To... w co się pobawimy? - próbowała ratować sytuację Megumi.
- Zagramy w piłkę - powiedział Shisui.
- Trzeba by iść po piłkę.
- Nie trzeba. - Chłopiec zdjął plecaczek z pleców i wyjął niebiesko-białą piłkę.
- Przygotowałeś się.
- Jak zawsze! Zróbmy turniej żonglerki!
- Żonglerki? - Rin nie rozumiał. - Jak można żonglować piłką do nogi? I to tylko jedną?
- Chodzi o odbijanie piłki tak, żeby nie upadła na ziemię bez użycia rąk - wytłumaczyła złotooka.
- Aaaa... A więc to tak się nazywa!
- Grałeś w to?
- Mhm... Czasami...
- Dobra, ja zaczynam! - Shisui chciał zaimponować Megumi i pokazać jej, że jest lepszy, niż Rin. Podrzucił piłkę i zaczął odbijać nogami i głową. Udało mu się czterdzieści razy. Po nim była Megumi, której już przy ósmym odbiciu piłka wymsknęła się spod kontroli. Ostatni był Rin. Odbił piłkę pięćdziesiąt razy, po czym złapał ją w ręce.
- Łał! Niesamowite! Kiedy się nauczyłeś tak dobrze odbijać? - zachwycała się Megumi. Rin przestąpił z nogi na nogę.
- Wiesz... Nie bardzo miałem co robić, więc grałem w piłkę... godzinami...
- Jeszcze raz! - w połowie powiedział, a w połowie wykrzyczał Shisui. Po porażce czuł się zraniony i poniżony. To on miał wygrać. Chciał pokazać Megumi, że jest coś, w czym jest lepszy od Rina.
- Czemu nie? - odpowiedział Rin. Wyraźnie spodobały mu się pochwały od przyjaciółki, cieszył się, że udało mu się jej zaimponować.
W drugiej rundzie poprzeczka była znacznie wyżej, jednak znowu to Rin okazał się zwycięzcą. Megumi starała się chwalić obu chłopców po równo, mimo to Shisui poczuł się beznadziejnie. Zdecydował się wrócić do sierocińca.**********
Ugh... Jednak zrobienie sobie tak długiej przerwy było złym pomysłem...
Kompletnie wyszłam z wprawy! :c
Jestem zawiedziona tym rozdziałem, nie powinnam go wstawiać takiego, jaki jest, ale nie mam siły go poprawiać... Kiedyś to zrobię xd
A jak wam się podobało?
To Shisui okazał się osobą z poprzedniego rozdziału! Zaskoczeni??
(I nie, nie zamierzał zabijać Rina, nie jest samobójcą, ale wydało mi się w porządku, że mówił tak na kogoś, kogo całe społeczeństwo nienawidziło i wszyscy dorośli uważają, że nie powinno go być na świecie...)
Gomene za taki późny i taki słaby, i taki krótki rozdział :c
Matao, mina! <3
naticzer
CZYTASZ
Błękitna Bestia
FanfictionGłównym bohaterem powieści jest Rin, mieszkaniec sierocińca w małym miasteczku. Poznajemy go w wieku 5 lat. Jest bardzo samotny, nie ma przyjaciół i wszyscy go unikają. Dzieje się tak, ponieważ Rin jest nienaturalnie silny i nieco zbyt porywczy. Zda...