Rozdział 18

122 2 0
                                    

Dobrze. Nie marnujmy zatem czasu. Tam jest telefon. Zadzwoń do rodziców i powiedz im, że wrócisz za dwa tygodnie.
Przez całe spotkanie nie powiedziałam ani słowa. Nie wiedziałam, że tak już miało zostać.
Po chwili jechaliśmy w popołudniowym słońcu po ulicach Warszawy. Czując na twarzy ciepły podmuch, zdałam sobie sprawę, że pierwszy raz w życiu jadę kabrioletem.
Jechaliśmy szybko, zwłaszcza, kiedy zostawiliśmy za sobą miasto. Strzałka szybkościomierza tylko na zakrętach spadała poniżej setki. Po godzinie wjechaliśmy do jego posiadłości przez dużą, rozsuwaną bramę w wysokim ogrodzeniu. Za bramą rozpoczynał się las. Nie zdążyliśmy jeszcze się rozpędzić, gdy z lasu wyłonił się wysoki, szczelny parkan, z kolejną rozsuwaną bramą. Tu trzeba było się zatrzymać, włożyć jakąś kartę do szczeliny czytnika. Z kilku stron obserwowały nas oczy kamer. Jeszcze chwila, a wjechaliśmy na podwórze pięknego, białego domu. Poszliśmy jednak w kierunku małego, drewnianego domku po drugiej stronie ogrodu.
W środku było cicho, mroczno, ale bardzo ciepło. Pachniało drewnem i żywicą. Przez uchylone żaluzje wpadały pojedyncze ukośne promienie słońca, rozlewając się oślepiającymi plamami na mojej śnieżnej bluzce. Dopiero wtedy pierwszy raz mnie dotknął, a ja zadrżałam pod tym dotykiem jak liść.
Nie bój się powiedział cicho, obejmując moje dłonie - nic Ci tu nie grozi.
Jego dotyk budził zaufanie, koił. Po chwili puścił moje dłonie i podszedł do komody. Wyciągnął wiązkę brzęczących pasków i rzucił na łóżko. Pomału, delikatnie rozpiął moją koszulę i zrzucił na drewnianą podłogę. Palce miał ciepłe i delikatne, ale bardzo sprawne. Szybko zdjął stanik, jakby od niechcenia zawadzając opuszkami palców o moje sutki. Chwycił moje ręce i delikatnie, ale pewnie złączył je za moimi plecami. Cicho zaśpiewała sprzączka i ręce stały się bezużyteczne. Drugi pasek połączył moje łokcie, wyginając ręce do tyłu. Spodobał Mu się widok, bo przez chwilę obserwował moje wyprężone ramiona i wypięte do przodu piersi. Tańczyły po nich pojedyncze promienie słońca przeciskające się przez żaluzje. Teraz już specjalnie i precyzyjnie dotknął palcami moich piersi. Przeszył mnie dreszcz. Teraz odruchowo zasłoniłabym się rękami, ale nie miałam ich. Były z tyłu, związane. Bezużyteczne.

Wakacje Z GwiazdąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz