Rozdział 11: Wymiar ziemi

454 35 1
                                    

Koło mnie siedział Jake i przyglądał mi się.
- Nareszcie się obudziłaś - uśmiechnął się
- Długo spałam? - spytałam siadając obok niego.
- Prawie trzydzieści godzin.
- Co? - zdziwiłam się.
- Przespałaś cały wczorajszy dzień.
- Cały? To znaczy, że... Miałam przejście?
- Tak. Od razu się domyśliłem, gdy nie mogłem cię w żaden sposób obudzić. W dodatku świeciłaś cała na błękitny kolor, więc to mogło być tylko przejście. Twoja moc wybrała sobie nienajlepszy czas na to, by się zmienić ale nic nie poradzimy. Gratuluję osiągnięcia pełni mocy.
- Dzięki - uśmiechnęłam się. - Tak długo na to czekałam. Bardzo się cieszę, że w końcu się stało.
- Zapewne miałaś też sen o swoich mocach.
- Skąd wiesz?
- Zawsze tak jest. Podczas przejścia śnimy o swojej mocy. To, co robiłaś w śnie to prezentacja części z tego co teraz potrafisz. O czym śniłaś?
- Uspokoiłam wzburzone morze, umiałam zmienić się w syrenę, powstrzymałam deszcz i tworzyłam przedmioty z wody.
- Ciekawe. Ja podczas przejścia miałem sen, że tworzyłem nieroztapialny lód, umiałem chodzić po wodzie, bo zamarzała pod moimi nogami, oraz że byłem w stanie w sekundę zamrozić płynącą w moim kierunku wielką falę.
- Nie mogę się doczekać aż odkryję wszystkie swoje nowe moce.
- Na pewno będziesz z nich zadowolona. Tylko uważaj na razie przy czarowaniu. Musi minąć trochę czasu zanim nauczysz się kontrolować nowe umiejętności. Musisz być teraz ostrożna w używaniu mocy.
- Dzięki za radę.

Oboje zjedliśmy na śniadanie to, co zabraliśmy z domu. Wzięliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z jaskini. Zeszliśmy z góry.
- To co? Teraz wymiar ziemi? - powiedział.
- Tak.
Wyjęliśmy z kieszeni zielone kulki. Rozbiliśmy je przed sobą, jak wcześniej.

Po chwili przestałam już czuć dym i poczułam świeże powietrze. Otworzyłam oczy. Znajdowaliśmy się w wymiarze ziemi. Staliśmy w podobnym miejscu, co po przybyciu do wymiaru ognia. Na ziemi było sześć kamiennych kręgów, a po środku nich zielona rama portalu. Dookoła było mnóstwo roślin. W oddali było widać zarys zamku królowej ziemi. Wszędzie rozciągały się kwiatowe łąki i lasy. Na zachodzie znajdował się wielki las z niebieskimi drzewami.
- To chyba tam musimy iść - powiedziałam wskazując na niego.
- Tak. To tam - zgodził się Jake.

Ruszyliśmy więc w stronę lasu. Po drodze podziwiałam kolorowe kwiaty. Nigdy wcześniej takich nie widziałam. Jake powiedział, że rosną tylko w tym wymiarze. On tyle wie na temat magii. Imponujące.

Błękitny Las nie był aż tak daleko, więc szybko do niego dotarliśmy. W głąb prowadziła dość szeroka ścieżka wyłożona po bokach kolorowymi kamieniami.
- Wchodzimy? - spytał Jake.
- No pewnie.
Weszliśmy więc do lasu. Drzewa lekko przysłaniały koronami słońce. Było tam bardzo ładnie. Wszystkie drzewa miały odcień lodowego błękitu. Jake powiedział, że ścieżka prowadzi na łąkę, na którą chcemy się dostać. Wędrowaliśmy dosyć długo. W końcu, gdy zobaczyliśmy leżący pień przewróconego drzewa postanowiliśmy na nim odpocząć. Usiedliśmy i Jake zaczął opowiadać mi różne ciekawostki o magii. Zaciekawiona uważnie wszystkiego słuchałam. W pewnym momencie zauważyłam, że Jake zaczął się do mnie po woli przysuwać. Słodko na mnie spoglądał i uśmiechał się w trakcie opowiadania. Jego zachowanie ostatnio coraz częściej wzbudzało we mnie zauroczenie. W końcu skończył mówić i przysunął mnie do siebie przytulając. Uśmiechnęłam się i zamknęłam oczy.
- Emily... wiesz... bardzo cię lubię - powiedział.
- Ja ciebie też... - powiedziałam cicho.
Jake zaczął głaskać mnie po policzku. To było bardzo przyjemne. Lubię jak się mnie tak głaska. Chłopak wyjął za siebie piękny fioletowo niebieski kwiat i wsunął mi go przy uchu we włosy. Jake potrafił być równie romantyczny jak David. Położył mi rękę na jednym policzku a po chwili pocałował mnie w drugi. Szybko jednak zdałam sobie sprawę z tego, co tak naprawdę w tej chwili robię. Otworzyłam oczy i odsunęłam się od Jake'a.
- Przepraszam cię, ale ja nie mogę... - powiedziałam.
- Dlaczego? Myślałem, że chcesz...
- Bo chcę, ale... Jednocześnie kocham Davida i na nim zależy mi bardziej.
- Nie powiem mu o niczym. Może...
- Nie - przerwałam mu. - Ja nie mogę. Czułabym, że to zdrada. David został porwany a ja miałabym pozwalać komuś innemu na to, co jeszcze niedawno robił mi on? Przepraszam, ale źle bym się z tym czuła.
- Rozumiem... - powiedział zrezygnowany.
- Uwierz mi, podobasz mi się też, ale już mam swoją miłość. Możemy zostać przyjaciółmi.
- Zgoda... - westchnął i spuścił głowę.
Było mi go trochę żal. Chyba na prawdę mu na mnie zależy. Dopiero co się poznaliśmy, ale od początku patrzył na mnie z takim zainteresowaniem. W sumie to ja czułam się podobnie ale mam już Davida.

Ruszyliśmy w końcu w dalszą drogę. Przez dłuższy czas szliśmy trochę dalej od siebie i nie rozmawialiśmy. W końcu dotarliśmy do niewielkiej łąki. Otoczona była ze wszystkich stron lodowo błękitnymi drzewami. Rosła na niej ciemnozielona trawa i mnóstwo kolorowych kwiatów. Na samym jej środku rósł krzak ze złotymi liśćmi. Podeszłam do niego bliżej, by uważniej się przyjrzeć. Roślina była cała złota. Przy niektórych listkach znajdowały się też owoce w postaci różnokolorowych kryształków. Wokół złotej rośliny rosły białe kwiaty przypominające lilie. W środku każdego z nich znajdowała się blada, żółtawa, mała kuleczka.
- Jake! Chodź, zobacz - zawołałam kolegę.
Podszedł do mnie.
- Czy to jest to, czego szukamy?
- Tak. Znalazłaś je.
Wzięłam dwie kulki, a Jake trzy. Po jednej dla każdego na drogę powrotną, a piąta w razie, gdybyśmy musieli wezwać panią Evans.

Nagle usłyszeliśmy kroki za sobą. Przestraszyliśmy się.

Moja MagiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz