Rozdział 3

29 2 0
                                    

Wraz z listopadem przyszła prawdziwa, deszczowa i zimna jesień. Liście opadły z drzew w mgnieniu oka. Z dna szaf wyciągnięto grube swetry, czapki i przeciwdeszczowe kurtki.

Lekcja ciągnęła się w nieskończoność. Bez namysłu wgapiałem się w deszcz spadający na parapet, spływający po szybie. Kira cicho pochrapywał. Revy całą swoją uwagę poświęcała rysowaniu. Jak by nie było, spało pół klasy. Nawet nauczycielka nie zbyt zwracała uwagę na fakt, że nikt nie robił zadanych przez nią ćwiczeń. W końcu zadzwonił dzwonek. Część uczniów wyległa na korytarz, a druga część została w klasie. Kira nawet nie drgnął. On naprawdę zasnął. Podszedłem do Revy.

- Cześć. – wysiliłem się na uśmiech.

Revy poderwała głowę do góry. Nasze spojrzenia spotkały się. Znów przypomniałem sobie zajście w domu Revy. I znów zapomniałem języka w gębie.

- Jesteś jakiś smutny. – Revy przekrzywiła głowę, a jej oczy błysnęły. – Wszystko w porządku?

W jej oczach odbiło się zmartwienie i troska. Nie miałem wątpliwości co do ich szczerości. Były tak wielkie, że aż poczułem się winny.

- Nie, to nic. – znów spróbowałem się uśmiechnąć. Nie byłem pewien, czy mi wyszło. – To przez tą pogodę.

- Ach... - Revy westchnęła i spuściła wzrok na zeszyt wypełniony małymi rysunkami. – Mnie również ta pogoda ponuro nastraja...

Zamilkliśmy. Moje spojrzenie powędrowało za okno, gdzie dostrzegłem rower Revy. Nie zdziwiłbym się, gdyby od takiego jeżdżenia szybko się przeziębiła. A tego nie chciałem. Wystarczająco ciężko było mi nie móc jej zobaczyć w weekendy.

Nagle przyszedł mi do głowy pewien pomysł. W tą sobotę mama jedzie na zakupy do centrum, więc mogłaby podrzucić mnie i Revy na krótki wypad. Akurat niedawno przeglądałem kinowy repertuar i sobota wydała mi się całkiem ciekawa.

- Revy... - wróciłem na nią spojrzeniem. – Co powiesz na sobotni wypad do kina?

- Chętnie. – uśmiechnęła się. – O której?

...

Po lekcjach Nico stwierdził, że nie pozwoli mi jeździć na rowerze gdy jest tak zimno. Więc wróciłam do domu razem z nim, pod jego parasolem. Humor poprawił mi się natychmiast jak tylko Nico zaproponował kino w sobotę. Odstawiłam rower do garażu i w podskokach weszłam do domu.

- Już jestem! – zawołałam na cały dom.

Byłam niezwykle zadowolona, tak że padający deszcz przestał mi przeszkadzać. Mama wyjrzała z salonu, przyglądając się uważnie mojej radosnej twarzy.

- Coś się stało? – spytała marszcząc brwi. Zazwyczaj w deszczowe dni byłam ponura. Nic dziwnego, że była zaskoczona.

- Tak! – zawołałam. – Ale najpierw, co na obiad?

Teraz mama zaczęła się uśmiechać. To, jak szybko robiłam się głodna, było dla niej bardzo śmieszne. Usadziła mnie przy stoliku w kuchni i podała naleśniki. Mama w ciszy przyglądała się jak pochłaniam obiad. Kiedy skończyłam, spytała:

- Więc powiesz mi, co się stało? – w jej głosie słychać było zaciekawienie.

- No więc, Nico zaprosił mnie w sobotę do kina! – odpowiedziałam klaszcząc w ręce.

Twarz mamy spoważniała.

- W tą sobotę? – kiwnęłam głową potakująco. Mama westchnęła. – Nie możesz iść.

NiReOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz