Z moich ust wyleciało przekleństwo około sekundę po tym, jak potknęłam się o wystającą płytę chodnika. Może nie zareagowałabym tak nerwowo gdybym nie miała za sobą trzech godzin w pociągu, siedząc pomiędzy nadpobudliwym dzieckiem a starszą kobietą, której niewiarygodnie obrzydliwe perfumy musiałam wąchać przez całą drogę. To była jedna z najgorszych podróży mojego życia. Niosłam na ramieniu swoją torbę wypchaną rzeczami, które jeszcze trzy godziny wcześniej uznałam za potrzebne podczas weekendowego powrotu do domu. Moje zdanie uległo zmianie, kiedy w drodze z dworca do domu pasek od torby zaczął uciążliwe wbijać mi się w ramie.
Czyli podsumowując; wyczerpująca i nieprzyjemna podróż, torba przepełniona niepotrzebnymi rzeczami oraz jako wisienka na torcie potknięcie się o uszkodzony chodnik. Gorzej mogłoby być tylko wtedy gdyby moja twarz zaliczyła bliskie spotkanie z owym chodnikiem. Ale na szczęście do tego nie doszło.
Okazało się, że najważniejszą rzecz, czyli klucze do mieszkania mojego brata oczywiście zostawiłam na biurku w akademiku, dlatego zadzwoniłam dzwonkiem. Na szczęście ktoś był w środku.
– Nao! – wrzasnął Jackson zapewne mając na celu uświadomienie reszcie domowników iż w końcu dotarłam.
Chłopak podszedł bliżej i bardzo
mocno przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej. Aż za mocno.– Dusisz – jęknęłam a chłopak uwolnił mnie z objęć i zlustrował moją sylwetkę wzrokiem.
– Przepraszam kruszynko, nadal jesteś tak samo mała – stwierdził z rozbawieniem.
– Przykro mi bardzo i najprawdopodobniej już nie urosnę – wzruszyłam ramionami i wyminęłam go udając się wgłąb mieszkania.
Jednocześnie zbiegający po schodach Zach uśmiechnął się i rozłożył ramiona. Przytuliłam się do niego.
– Cześć siostrzyczko – powiedział w moje włosy – jak minęła ci podróż? Daj mi to – zapytał po czym zabrał ode mnie torbę.
Odetchnęłam z ulgą i natychmiast rozmasowałam obolały obojczyk.
– Jeśli nam być szczera to beznadziejnie.
– Co beznadziejnie? – wtrącił Scott pojawiając się z puszką piwa u boku mojego brata.
– Pociągi są beznadziejne – skrzywiłam się na niemiłe wspomnienie popychającego mnie dziecka, a zapach tej staruszki jakby pojawił się w powietrzu – zaraz wam wszystko opowiem, tylko muszę się czegoś napić.
– Okej, czekamy w salonie – oznajmił Scott i razem z moim bratem udali się w tamto miejsce.
Zdjęłam płaszczyk, ponieważ nie miałam okazji jeszcze tego zrobić. W ciągu czterech miesięcy spędzonych wyłącznie w akademiku zdążyłam odzwyczaić się od tej całej domowej atmosfery. Brakowało mi nawet grupki nienormalnych przyjaciół mojego brata. Nie mówiąc już o tym, jak cieszyłam się na spotkanie z Tyler'em, Sarą i Malią. W końcu miałam okazję odpocząć od nauki i wrócić do rodziny, przyjaciół oraz wszystkich czynności, które kiedyś były moją codziennością. Tęskniłam za tym.
Weszłam do kuchni, a właściwie zatrzymałam się w jej progu, ponieważ widząc Malię siedzącą na blacie oraz Dylana stojącego na przeciwko niej i wsysającego jej twarz poczułam się... dziwnie. Nawet nie wyobrażałam sobie, że właśnie tak będzie wyglądało moje życie gdy oni będą w związku. Malia pewnie będzie spędzała czas z chłopakami a Dylan zapewne częściej z nami. Dodatkowo musiałam przygotować się psychicznie na takie właśnie widoki.– Dylan. Malia – powiedziałam poważnie. Odsunęli się od siebie, jednak nie zobaczyłam zdziwienia czy wstydu na ich twarzach. Czuli się bardzo swobodnie.
CZYTASZ
ZNAM CIĘ
FanfictionCzęść druga opowiadania; „ZŁAMALIŚMY ZASADY". Nie miałam pojęcia czy sobie bez Ciebie poradzę. Nie miałam pojęcia czy nie umrę z tęsknoty po Twoim odejściu. Nie miałam pojęcia gdzie jesteś i co robisz. Nie miałam pojęcia czy jesteś szczęśliwy. Nie...