Rozdział 4

195K 8.2K 6.2K
                                    

Już z daleka rozpoznałam mojego przyjaciela. Stał przy kawiarni z nosem w telefonie i prezentował się jak zawsze, wręcz nienagannie. Miał na sobie czarne convers'y oraz tego samego koloru obcisłe spodnie. Wyżej można było zauważyć bordową koszulkę z dekoltem w serek. Wyglądał całkiem gejowsko, a idealnie ułożone włosy z nasadzonymi okularami przeciwsłonecznymi tylko potwierdzały jego orientację. Z doświadczenia wiem, że właśnie o to mu chodziło. Niezbyt rzucał się w oczy, ale taki ubiór dla drugiego homoseksualnego osobnika był jasną informacją, mówiącą „jestem gorący, możesz mnie poderwać".

– Hejka – uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. Tyler schował telefon do kieszeni.

– Cześć woooah, chyba ktoś się dziś nie wyspał? – spojrzał podejrzliwie na wory pod moimi oczami, których jak widać, nie udało mi się ukryć.

– Aż tak bardzo widać? – próbowałam jak najbardziej zakryć twarz włosami – chodź usiądziemy gdzieś w rogu, nie stójmy tu – zdecydowałam i pchnęłam drzwi od kawiarni.

Postanowiłam ostatni dzień mojego pobytu w mieście spędzić z Tyler'em. Mimo wszystko czułam, że to z nim jestem najbliżej, a po ostatnich wydarzeniach potrzebowałam go najbardziej. Po moim niewielkim załamaniu zapadła decyzja, że przestaniemy mówić o Isaac'u a ja postaram się zapomnieć. Wszyscy stwierdzili, że tak będzie lepiej. Jednak z jakiegoś powodu po tych sześciu miesiącach wszystko zaczęło wracać. Najpierw Clea pytająca o imię, które krzyczałam przez sen, potem martwiący się Tyler i jakby tego było mało moja mama, mówiąca mi, że go widziała. Nie chciałam znać szczegółów. Być może dlatego, że świadomość, iż Isaac jest w mieście denerwowała mnie jeszcze bardziej. Żyje, dzięki Bogu, ale dlaczego nie nawiązał ze mną żadnego kontaktu? Nie rozumiałam kompletnie nic.

Razem z przyjacielem zajęliśmy stolik w samym rogu kawiarni. Zamówiłam dla siebie cappuccino, natomiast Tyler zdecydował się na karmelowe latte. Do napojów wzięliśmy też po kawałku ciasta z galaretką.

– Odwiozę cię jutro na pociąg – powiedział Tyler.

– Nie ma takiej potrzeby, poradzę sobie – stwierdziłam, że wolę nie robić mu kłopotu, bo skoro przeżyłam tamtą tragiczną podróż to i tą przeżyję.

– Ja mam taką potrzebę, więc się ze mną nie kłóć – machnął ostrzegawczo palcem na co prychnęłam śmiechem – szkoda, że ten weekend tak szybko minął.

– Okropnie szybko. Wrócę do Londynu i znowu będę za wami tęsknić – spuściłam wzrok na moje ciasto i zaczęłam wbijać w nie widelczyk – niby jest tam Clea i bardzo dobrze się dogadujemy, ale to nie to samo.

– Może nie powinienem, ale ciesze się, że to słyszę. Przynajmniej mam pewność, że nikt mi ciebie nie zabierze – uśmiechnął się lekko.

– Zdecydowanie, nie musisz się martwić.. – wysłałam mu buziaka – jest jedna sprawa, o której chciałam z tobą pogadać – zaczęłam.

– Zamieniam się w słuch, po to tu jestem.

– Chodzi o to, że wszystko zaczęło mi o nim przypominać. Miałam zostawić przeszłość w tyle i pogodzić się z tym, że go nie ma. Ale za cholerę nic mi w tym nie pomaga. Szczególnie w ostatnim czasie. Jakby wszyscy się zmówili. Najpierw Clea pytała kim jest, bo mówiłam jego imię przez sen. Potem przyjechałam tu aby odpocząć a okazało się, że jest jeszcze gorzej. Mama powiedziała, że widziała go tutaj, w mieście. Ostatnio znowu męczył mnie ten sam cholerny sen i nie wiem już co mam robić – westchnęłam z bezradności i poparzyłam na zamyślonego Tyler'a.

– Jaki sen?

– Chyba najgorszy z możliwych. Biegnę ulicą, do końca nie wiedząc dlaczego i naglę widzę jego. Zbliża się w moją stronę i widzę bliznę na jego policzku a potem on wyjmuje pistolet, przystawia do skroni i strzela. Chcąc czy nie chcąc podbiegam do niego, ale on już nie żyje. Wszystko dzieje się tak szybko, że zaczynam wątpić w to, czy to w ogóle prawda. Potem widzę jego tatuaż za uchem, który krwawi, tak samo jak mój na karku, krzyczę i budzę się zlana potem. Co za ironia, prawda?

ZNAM CIĘOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz