Rozdział 14

179K 8.1K 6.9K
                                    

Wrzucam jeszcze raz bo wcześniej nie dodał się cały rozdział, więc przeczytajcie do końca!

Całe zajęcia nie mogłam skupić się na tym, co mówił nauczyciel chemii. Gapiłam się pusto przed siebie i nieświadomie podgryzałam końcówkę długopisa.

Isaac namieszał mi w głowie. Na początku sprawiał wrażenie kompletnie nieprzejętego wznowieniem naszego kontaktu, po czym wczoraj zrobił mi okropną scenę zazdrości, jeśli nawet można to tak nazwać. Znajdowałam się w beznadziejnej sytuacji, której sama do końca nie potrafiłam wyjaśnić. Z jednej strony cieszyłam się, że jest zdrowy i ma wielkie szanse na wygranie sprawy. Każda minuta, w której mogłam na niego patrzeć była swego rodzaju chwilą szczęścia. Lecz z drugiej strony nadal nie do końca wiedziałam, czego on chce. Czy naprawdę mu na mnie zależy i czuje do mnie chociaż w połowie to, co czuł kiedyś? Każdy nawet mało inteligentny człowiek stwierdziłby- zapytaj. Jednak to nie było takie proste. Gdzieś w środku bałam się odpowiedzi i tego, że Isaac nie ma już w sobie tych uczuć, które kiedyś z niego wydobyłam.

- O czym tak marzysz? - szepnął Theo siedzący po mojej prawej stronie. Oprzytomniałam i odłożyłam długopis do piórnika.

- Ach, nic takiego. Naprawdę jeszcze raz tak bardzo cię przepraszam...

- Naomi, słonko, robisz to już setny raz... Naprawdę jest w porządku. Bardziej martwię się o ciebie. Czy jesteś w ogóle bezpieczna? - mówił z przejęciem.

Nie wiem czym zasłużyłam sobie, żeby mieć przy sobie tak wspaniałego i troskliwego człowieka.

- Tak. Poradzę sobie, naprawdę - zapewniłam go.

Cóż, nie miałam wyjścia i musiałam jakoś wytłumaczyć całe to zajście. Powiedziałam mu, że to mój specyficzny były, z którym muszę wyjaśnić kilka rzeczy. Starałam się jakoś wybrnąć z tej trudnej sytuacji i zapobiec takim akcjom w przyszłości. Miałam nadzieję, że Isaac da sobie spokój chociaż na jakiś czas, aby wszystko ucichło. Mógłby chociaż uprzedzić mnie, że ma zamiar złożyć mi wizytę. Pomijając fakt, że muszę znaleźć osobę, od której otrzymał mój adres. To nie był dobry ruch.

- Tyler się odezwał? - zapytał nagle Theo przypominając mi o całej naszej sprzeczce.

- Nie, kompletnie nic... - mruknęłam lekko zawiedziona. Szczerze mówiąc miałam nadzieję, że do tego czasu już to zrobi. Natomiast on nadal trzymał mnie w cholernej niepewności i strachu.

- Kiepsko - szepnął bawiąc się ołówkiem.

- Powinnam się do niego odezwać? Zależy mi na nim, więc chyba powinnam o niego walczyć. Czy to nie będzie zbyt... męczące? - zapytałam podgryzając od środka policzek. Nie wiedziałam co robić.

- Tak. Wydaje mi się, że jeśli komuś na kimś naprawdę zależy to nie powinno się odpuszczać. Lepiej spróbować i żałować niż potem męczyć się z wyrzutami sumienia, że tego nie zrobiłaś - powiedział i spuścił wzrok na swoje dłonie.

Zapanowała cisza, a w tle słychać było jedynie nauczyciela prowadzącego lekcje, którego kompletnie zignorowaliśmy. Theo znacznie spoważniał i jakby na chwilę się wyłączył. Może słowa, którymi starał się udzielić mi rady w pewien sposób też wpłynęły na jego życie.

- Tak więc do zobaczenia za tydzień - rzekł ostatecznie mężczyzna pod tablicą, a wszyscy studenci zaczęli zbierać swoje rzeczy.

Zrobiłam to samo, co chwilę zerkając na zamyślonego bruneta. Po chwili ocknął się i po wysileniu się na niepewny uśmiech spakował swoje książki. Wyszliśmy z sali i kierowaliśmy się w stronę wyjścia głównego, ponieważ były to nasze ostatnie na dziś zajęcia.

ZNAM CIĘOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz