4

1.1K 93 4
                                    

- Jaką iluzją? - Pokręciłem głową z zaskoczeniem i oparłem podbródek o dłonie. Byłem zszokowany jej słowami i tak naprawdę nie miałem pojęcia jak się zachować, aby jej od siebie nie odsunąć. Chciałem ją zobaczyć po dziesięciu latach rozłąki, a ona nie dość, że mnie pobiła, to jeszcze teraz stwierdziła, że jestem wytworem jej wyobraźni! - Ashley, co się dzieje? To żart?

- Przepraszam - wyszeptała i chwyciła za zdjęcie, które wcześniej oglądałem. Przejechała palcem po linii rozerwania materiału, a po chwili uderzyła pięścią w szkło ramki. - Jestem głupia.

- Nawet tak nie mów! - Skarciłem ją i przysunąłem się bliżej, a następnie objąłem ją ramieniem. Okropnie się stresowałem. Przecież minęło tyle lat! Może pozwalam sobie na zbyt wiele?

- Po śmierci taty i Danny'ego załamałam się - zachlipała, więc mocniej przycisnąłem ją do siebie. - Byłam w totalnej rozsypce! Nie potrafię zrozumieć, dlaczego umierają tacy dobrzy ludzie, a mordercy mogą żyć sobie beztrosko i mieć w dupie śmierć! To takie niesprawiedliwe!

- To prawda - westchnąłem. Tylko na tyle było mnie stać.

- Zostałam sama z mamą... To było straszne! Musiałam chodzić do psychologa. Na początku czułam się jak wariatka, ale z czasem wszystko zaczęło powoli wracać do normy. Przestałam myśleć o przeszłości. Nie mogłam, to za bardzo bolało. Starałam się żyć chwilą i nie wracać do tego, co było... Wszystko, co zdarzyło się przed Tamtym Dniem, straciło dla mnie sens, nie istniało. Nawet nie wiesz jak się bałam, patrząc na to nasze zdjęcie. Czułam się tak, jakbym straciła coś ważnego, ale nie wiedziałam co. A dzisiaj... pojawiłeś się... Kompletnie znikąd! Jak grom z jasnego nieba! Musiałam się bronić przed przeszłością! Ale im bardziej zbliżałam się do domu, tym bardziej wspomnienia do mnie wracały... Przepraszam, że cię uderzyłam. Wybacz mi.

Jej wyznanie zszokowało mnie, więc bez słowa po prostu przytuliłem ją do swojej klatki piersiowej. Nie miałem pojęcia o tym, że ona przeżyła taką tragedię! Pragnąłem odciąć się od tego miejsca. Nie dzwoniłem, nie pisałem, bo sądziłem, że nie potrzebuję tego. Nie wziąłem pod uwagę, że czasem ktoś inny potrzebuje wsparcia ode mnie! Byłem egoistą. Wciąż nim jestem.

- Jestem tutaj - odparłem cicho i uśmiechnąłem się. - Naprawdę tu jestem. Bardzo dobrze, że mnie uderzyłaś, wiesz? Sprowadziłaś mnie na ziemię. Po tych dziesięciu latach bujania w obłokach.

Zaśmiałem się, a brunetka zawtórowała mi. Przynajmniej udało mi się ją rozśmieszyć. Zmieniła się przez ten czas. Teraz jest piękną dwudziestodwuletnią dziewczyną. Zawsze była piękna. Żałuję, że wyjechałem. Może gdybym został, coś poważnego nawiązałoby się między nami? Nie, to głupie.

- Cieszę się, że wróciłeś - wyszeptała i wbiła we mnie spojrzenie swoich zielonych tęczówek. - Zdałeś egzaminy? Jesteś już lekarzem?

- Tak - pokiwałem głową, a kąciki moich ust mimowolnie powędrowały w górę. - Dostałem staż w nowojorskim szpitalu. A jak tobie się układa? Pracujesz?

- Rzuciłam szkołę, żeby móc zarobiać trochę pieniędzy. Jestem kelnerką w jednej z restauracji. Wpadnij tam kiedyś, a zrobię ci obiad za darmo - puściła mi oczko i znów wybuchnęła śmiechem.

Wyobraziłem sobie tę sytuację. Przychodzę do knajpy i odmawiam zapłaty za posiłek. Potem idę za nią na zaplecze i wpijam się w jej miękkie, malinowe usta.

Boże - pokręciłem głową z niedowierzaniem i uderzyłem się dłonią w czoło. - Jak mogę myśleć o takich rzeczach?! Co się ze mną dzieje?

Zapanowała między nami niezręczna cisza, którą bałem się przerwać. Nagle telefon zawibrował w mojej kieszeni, więc wyciągnąłem go i zobaczyłem na ekranie uśmiechniętą twarz Jenn.

- Przepraszam - westchnąłem i podniosłem się, odbierając połączenie. - Cześć, skarbie.

- Sammy - usłyszałem płaczliwy ton swojej dziewczyny, a moje serce natychmiast zmiękło. - Wybacz mi! Przecież przyjechaliśmy tu dla ciebie, a nie dla mnie! Nie powinnam obrażać się o to, że chcesz spotykać się ze znajomymi. Jestem idiotką! Przepraszam, że zostawiłam cię i poszłam... Zgubiłam się. Nie znam tego miasta!

- Spokojnie - uśmiechnąłem się ciepło i wyszedłem z pokoju, aby Ashley nie mogła podsłuchać naszej rozmowy. Nie chciałem, żeby wiedziała co jest między mną o Jenn. - Przyjdę po ciebie. Powiedz mi tylko gdzie jesteś? Widzisz, gdzieś jakąś tabliczkę z nazwą ulicy?

- Niedaleko Central Plank Road - wychlipała, a oczami wyobraźni zauważyłem jak ociera łzy. - Dziękuję.

- Daj spokój. Zaraz tam będę. Ale nie odchodź, bo cię nie znajdę! - Cmoknąłem w słuchawkę i rozłączyłem połączenie, wchodząc z powrotem do pokoju. Ashley wciąż siedziała w tym samym miejscu i bacznie przyglądała się pamiętnej fotografii. - Przepraszam, ważny telefon. Niestety muszę iść... Ale na pewno zobaczymy się jeszcze nie raz. Przyjechałem na dwa tygodnie.

- Obiecujesz mnie odwiedzić? - Zapytała i podniosła się, aby odprowadzić mnie do wyjścia.

- Tylko po to tu przyjechałem - zaśmiałem się skierowałem swe kroki w stronę drzwi. Ashley szła wolno za mną. Wydawała się być smutna. Ale dlaczego? Ponieważ wychodzę? Czy dlatego, że przyjechałem i zniszczyłem porządek jej idealnego świata? Zeszliśmy po schodach i szarpnąłem za drzwi, które i tak nie były porządnie zamknięte. Przygryzłem wargę w obawie, że Ash może to zauważyć. Dziewczyna na szczęście nie zwróciła uwagi na moją niesubordynację i wtargnięcie do jej domu bez pozwolenia. - Wpadnę do ciebie jutro. Do zobaczenia!

Włożyłem dłonie to kieszeni, powstrzymując się tym samym przed przytuleniem jej na pożegnanie i wyszedłem z mieszkania. Promienie słoneczne natychmiast zaczęły smagać moją twarz i z uśmiechem spojrzałem w niebo. Czułem się wolny. Tak jakbym zrzucił z serca ogromny ciężar. Nie rozumiem w jaki sposób wytrzymałem dziesięć bitych lat z dala od tego miejsca. To tutaj się wychowałem. Tu spędziłem najwspanialsze dzieciństwo jakie można sobie wymarzyć.
Odetchnąłem głęboko, wypełniając płuca świeżym powietrzem i ruszyłem w kierunku wskazanym przez Jennifer.
Wolno mijałem domy jednorodzinne, a także nowoczesne bloki mieszkalne. Raz na jakiś czas ulicą przejechał samochód lub autobus. Było bardzo cicho i spokojnie. Zupełnie inaczej niż w Nowym Jorku. Miałem wrażenie, że życie w Louisville zatrzymało się na chwilę. To ciekawe doświadczenie. Móc wyrwać się z miejskiego zgiełku i trafić w miejsce, można stwierdzić, zapomniane przez ludzkość. Ale wbrew pozorom nie jest to zwyczajna, nudna miejscowość. To tutaj urodził się jeden z najlepszych pisarzy amerykańskich, Hunter S. Thompson. Przyznam się szczerze, że uwielbiam jego powieść "Lęk i odraza w Las Vegas" i jestem niezmiernie dumny z tego, że jeden z moich idoli wychowywał się w tym samym mieście co ja.
Ani się obejrzałem, a moim oczom ukazała się biegnąca w moją stronę blondynka o ciemnych oczach. Wspominałem, że to piękne połączenie?

- Sammy! - Wykrzyknęła i rzuciła się na moją szyję. - Przepraszam cię, kochanie. Nie powinnam być taka egoistyczna. Obiecuję, że teraz będę odwiedzać twoich znajomych z tobą. Jestem otwarta na znajomości i chcę cię wspierać...

Wykrzywiłem twarz w czymś co tworzyło mieszankę uśmiechu i grymasu.
Mam przechlapane.

Dziesięć Lat PóźniejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz