6

958 77 7
                                    

Wróciłem do domu wypełniony skrajnymi emocjami. Cała ta sytuacja wydawała mi się wręcz niedorzeczna. Przez kilka następnych godzin siedziałem w jednym z foteli w salonie i analizowałem dogłębnie wszystko to, co dzisiaj zobaczyłem. Z początku reszta rodziny ignorowała mnie i umożliwiała mi spokojne przemyślenie kilku kwestii, lecz po kilkunastu minutach każdy z osobna pytał co mnie trapi.

- Nic - kręciłem głową ze zniecierpliwieniem. - Naprawdę nic mi nie jest.

Oni jednak nie dawali za wygraną, a już w szczególności Jennifer. Niemal od razu ubzdurała sobie, że ją zdradziłem, a teraz mam wyrzuty sumienia z tego powodu. Nadaremnie starałem się wybić jej to z głowy, ale w końcu zaniechałem dalszych dyskusji.
Wpadłem w trans, a przed oczami wciąż pojawiała mi się uśmiechnięta twarz Ashley. Po chwili jednak przyćmiewał ją widok blondyna, a wówczas mój umysł wypełniały jego słowa: Jestem jej mężem.
W pewnym momencie wszystkie pozytywne jak i negatywne emocje skumulowały się i miałem wrażenie, że eksploduję.

- Jenn, masz ochotę się przejść? - Zapytałem i kiwnąłem ręką w stronę blondynki, przeglądającej jakieś magazyny modowe w kuchni.

- Teraz nagle się do mnie odzywasz? - Prychnęła i odwróciła wzrok.

- Daj spokój. Po prostu zatęskniłem za Nowym Jorkiem i dowiedziałem się, że... Mój przyjaciel już tutaj nie mieszka. Miałem chwilową depresję - skłamałem. Złączyłem ręce jak do modlitwy i szczerze modliłem się do Boga o to, by dziewczyna mi wybaczyła.

- Nigdzie nie idę - wzruszyła ramionami. - Przez ostatnie dwie godziny siedziałeś na dupie i nie raczyłeś nawet na mnie spojrzeć! Idź sam.

Przewróciłem oczami w teatralny sposób, ale postanowiłem nie kontynuować tej rozmowy. Byłem na straconej pozycji, a dodatkowe wykłócanie się o swoje racje tylko pogorszyłoby sytuację. Szczerze mówiąc, ucieszyłem się, że Jennifer nie zamierza wyjść ze mną. Miałem pole do popisu i mogłem odwiedzić Ashley.
Chwyciłem za bluzę, narzuciłem ją sobie na ramiona i wyszedłem z domu. Przez chwilę powłóczyłem się wokół posesji rodziców, mając przeświadczenie, że moja dziewczyna podgląda mnie i moje zamiary z okna domu.
Dopiero po kilku minutach, zdających się trwać wieczność, skierowałem kroki w stronę mieszkania swojej dawnej przyjaciółki. W głowie układałem sobie wszystkie możliwe scenariusze tej rozmowy i przygotowałem się na każde pytanie, która Ash mogłaby mi zadać.
W końcu, z duszą na ramieniu, dotarłem do zielonego domku. Poczułem kropelki potu na karku, ale zignorowałem to i czym prędzej podszedłem do drzwi.
Zapukałem nieśmiało i usłyszałem ciężkie kroki dochodzące z wewnątrz.
Po chwili moim oczom ukazała się kobieta w średnim wieku. Jej włosy przyprószone były siwizną, na czole pojawiła się głęboka bruzda, a blade, niebieskie oczy wpatrywały się we mnie ze zdziwieniem.

- Jeśli jest pan roznosicielem ulotek, to proszę iść dalej. My dostaliśmy wczoraj - wskazała palcem na dom po drugiej stronie ulicy i już zamierzała zamknąć drzwi, ale powstrzymałem ją.

- Nie, nie. Nazywam się Sam Crowd. Nie poznała mnie pani? - Oczy kobiety otworzyły się do granic możliwości, a po chwili zarzuciła ręce na moją szyję, przyciskając mnie do siebie i wypełniając moje nozdrza zapachem naftaliny i rożanych perfum.

- Jak ty wyrosłeś! Jejku! W życiu nie pomyślałabym, że to możesz być ty! Ile to lat minęło? - Uśmiechnęła się szeroko i pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Dziesięć lat - odparłem. - Czy Ashley jest w domu? Chciałbym z nią porozmawiać.

- Tak, oczywiście - odsunęła się, robiąc mi przejście. - Jest w pokoju. Po schodach na górę i pierwsze drzwi na prawo.

- Dziękuję - uśmiechnąłem się i udałem we wskazanym kierunku. Rozglądałem się po pomieszczeniu z zaciekawieniem, aby sprawić wrażenie zagubionego. Przecież matka Ash nie wie, że byłem tu wczoraj. A może wie?

Wszedłem po schodach na piętro i zapukałem w te same drzwi co poprzedniego dnia. W progu przywitała mnie ubrana w różową koszulkę i krótkie spodenki Ashley. Poczułem szybsze bicie serca, ale nie zapomniałem przecież o celu przyjścia. Oparłem się o framugę drzwi i poruszułem zabawnie brwiami.

- Hej piękna - powiedziałem, starając się nie zaśmiać. Nie jestem dobrym aktorem. W takich sprawach można mnie podsumować jednym słowem: drewno.

- Sam? Hej, co ty tu robisz? - Zapytała zaskoczona i wpuściła mnie do pomieszczenia.

- Pomyślałem, że jak już przyjechałem to powinniśmy jakoś streścić sobie te dziesięć lat nieobecności. W sumie nie opowiedziałaś mi za bardzo o swoim życiu. Mam wrażenie, że nie jestem na bieżąco - przeczesałem dłonią włosy i usiadłem na fotelu, napawając się jego wygodą.

- Ale nie rozumiem - dostrzegłem w jej oczach strach. - Przecież ci mówiłam jak potoczyło się moje życie... Rzuciłam studia, pracuję jako kelnerka i... No to chyba tyle. Nic interesującego nie zdarzyło się przez ten czas.

- Doprawdy? - Uśmiechnąłem się tajemniczo. Było mi przykro, że dziewczyna nie chce wyznać mi całej prawdy. Ashley zaczęła nerwowo wyginać swoje palce i dopiero wtedy zorientowałem się, że na serdecznym palcu lewej dłoni znajduje się mały, srebrny pierścionek. Zrezygnowałem z prowadzenia dalszej gry i postanowiłem odkryć swoje karty. - Dlaczego nie powiesz mi po prostu, że masz męża?

- Skąd wiesz? - Westchenęła zażenowana i odwróciła wzrok.

- Widziałem cię z nim dziś rano. Kłóciliście się. Zaczepiłem go potem na ulicy i zapytałem w czym rzecz. A wiesz co on na to? Że jest twoim mężem! Dlaczego nie powiedziałaś mi tego już od razu? Kim jest ten koleś? Dlaczego się rozwodzicie? Nie ufasz mi czy co?! -Zasypywałem ją pytaniami. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to na pewno dla niej ciężki temat. Zgięła się w pół i zaszlochała głośno. Nie myśląc za wiele, objąłem ją ramieniem i wtuliłem głowę w zagłębienie jej szyi.

- Ufam ci - odparła po chwili i otarła łzy. - Nazywa się David Reckon. Poznałam go dwa lata temu. To był szalony okres. Wszystko wydarzyło się tak szybko! Najpierw randki, potem zaręczyny, a w końcu ślub. Ale to był wielki błąd. Chyba największy w moim życiu. Byłam młoda i głupia. Nie kochałam go. Niestety, kiedy to do mnie dotarło... Było już za późno. Całe dnie spędzałam w towarzystwie człowieka, który był mi kompletnie obojętny. Lecz nie mogłam odejść. Pewnego dnia David zostawił komórkę, gdy wyszedł do pracy. Wiem, że to złe, ale... Przejrzałam ją. To co zobaczyłam zniszczyło moją psychikę. Okazało się, że zdradzał mnie przez kilka tygodni. Wykorzystywał mnie. Żył na moim utrzymaniu, a sam puszczał się z jakąś lafiryndą w piwnicy mojego domu! Tamtego dnia, gdy już wrócił, zamierzałam mu powiedzieć, że odkryłam jego sekret, ale postanowiłam odegrać to inaczej. Udawałam, że mam kochanka. Wymyśliłam go. Bo przecież żaden mężczyzna nie chciałby się ze mną pieprzyć tylko po to, abym odegrała się na swoim mężu. Jestem żałosna. Nic nie warta.

- Przestań! - Zaprotestowałem i pogłaskałem ją po plecach, dodając otuchy. Byłem mocno zszokowany jej słowami. Nie wiedziałem jak skomentować tę historię. Z jednej strony czułem się oburzony zachowaniem Davida. Gdybym wiedział, że tak potraktował moją Ashley, pobiłbym go na tej ulicy od razu. Jednak patrząc na to inaczej, cieszyłem się, że ich relacja się zakończyła. Byłoby beznadziejnie, gdyby okazało się po moim powrocie, że Ash jest żonata... Czy jestem podły, uważając tak? - Obrażasz mnie, mówiąc takie rzeczy. Jesteś świetna i piękna. Nawet nie waż się tak o sobie myśleć! Ten cały David to beznadziejny błąd. Gdybym miał taką dziewczynę jak ty, nigdy bym jej nie zdradził.

- W takim razie twoja ukochana nie ma się czego obawiać - podsumowała Ashley, a ja uderzyłem się dłonią w czoło, nie mogąc uwierzyć własnej głupocie. Jak w ogóle mogłem powiedzieć coś takiego?! - Muszę wyjść. Przepraszam.

- Jasne - pokiwałem otępiale głową i wstałem z fotela, kierując swe kroki w stronę wyjścia.

Co ona ze mną robi?! Dlaczego nie panuję w jej obecności nad emocjami? Co się ze mną dzieje?

Hej :) Mamy 600 wyświetleń! Jeej :) Dziękuję za wszystko :) Wasze komentarze niesamowicie mnie motywują :) Mam nadzieję, że się podoba :)

Dziesięć Lat PóźniejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz