3

1.1K 107 9
                                    

Złapałem Jennifer za rękę i zacząłem prowadzić z powrotem w stronę swojego domu. Nie mogłem tak po prostu spacerować, ponieważ przed oczami wciąż pojawiała mi się przerażona twarz Ashley. Naprawdę była na mnie wściekła aż tak bardzo?

- Zatrzymaj się! To spacer czy maraton?! Dlaczego wracamy? - Zapytała Jen i przystanęła gwałtownie. Dopiero wówczas zorientowałem się, że przebiegliśmy spory kawałek drogi.

- Przepraszam - westchnąłem i odwróciłem wzrok, aby nie wyczytała kłamstwa z moich oczu. Często słyszę, że oczy są zwierciadłem duszy i naprawdę wolałbym, żeby Jen nie zaglądała do mojego umysłu. - Przypomniałem sobie, że obiecałem spotkać się z moim przyjacielem z dzieciństwa...

- Oh, doprawdy? - Uniosła brew ze zdziwieniem i skrzyżowała ręce na piersi. - Przyjacielem? Jak się nazywa?

- S... Scott? Scott Dolley. - Wydukałem i znów zacząłem ciągnąć ją za rękę, ale mimo że jest taka drobna, stawiała duży opór.

- Scott, tak? Fajnie. Ja nie zamierzam siedzieć i słuchać głupich historyjek z twojego dzieciństwa. Dla mnie liczy się tu i teraz. Skoro już mnie przywiozłeś do tego pipidowa to może się zainteresuj? - Blondynka prychnęła ze złością i wyrwała rękę z uścisku. Po chwili odwróciła się na pięcie i zaczęła odchodzić.

- Gdzie idziesz? - Zapytałem zrezygnowany i włożyłem dłonie do kieszeni.

- Do sklepu. Wrócę przed obiadem. I lepiej, żebyś wtedy już wrócił od "Scotta"- niemal wyczułem cudzysłów przy imieniu mojego wymyślonego przyjaciela. Faktycznie. Mogłem wymyślić coś lepszego, bardziej oryginalnego.

Przewróciłem oczami i szybkim krokiem udałem się w stronę mieszkania Ashley. Nie miałem pewności czy zastanę ją w domu. Zastanawiało mnie to, dlaczego zareagowała tak gwałtownie? To zdziwienie? Stres? Ciężko mi to racjonalnie wytłumaczyć. Może zapomniała o naszej obietnicy?
Było mi przykro z powodu Jen, ale takie kłótnie zdarzają się między nami coraz częściej. Ona jest chorobliwie zazdrosna o każdą dziewczynę, z którą rozmawiam, a mnie okropnie to denerwuje! Przecież ją kocham! Nie zdradziłbym jej. Mam swój honor.
W zawrotnym tempie mijałem jednorodzinne domki i z każdym krokiem serce podskakiwało mi aż do gardła.
Przecież po to wróciłem, prawda? Żeby spotkać się z Ashley! Dlaczego aż tak się tego boję?
W końcu zobaczyłem jej dom. Był zielony, kolor nadziei.
Na podjeździe stał stary, czarny garbus. Nic się nie zmienił przez te dziesięć lat. No może zebrało się na nim trochę więcej rdzy. Pamiętam jak tata Ash zabrał nas kiedyś na przejażdżkę tym samochodem i czułem się jak sardynka w puszce. Mimo wszystko Ashley kochała ten samochód, a biorąc pod uwagę, że zachowała go po śmierci ojca, na pewno ma dla niej sentymentalną wartość.
Podszedłem bliżej i skierowałem kroki w stronę drzwi. Z duszą na ramieniu wyciągnąłem dłoń i nieśmiało zapukałem.
Nic się nie stało, więc ponownie uderzyłem w drzwi, a po chwili także skorzystałem z dzwonka. Usłyszałem jakieś odgłosy dochodzące z wewnątrz, więc przyłożyłem ucho do drzwi. Minęło kilkanaście sekund, a ja wciąż czekałem na pojawienie się Ashley.
W końcu odetchnąłem głęboko i niepewnie nacisnąłem na klamkę, a zamek odpuścił, przez co drzwi otworzyły się na oścież.

- Halo? - Zapytałem, a echo mojego głosu rozniosło się po salonie. Przestąpiłem próg i wszedłem do mieszkania. Szczerze mówiąc, czułem się jak złodziej lub włamywacz. Naruszałem czyjąś przestrzeń prywatną, ale naprawdę zależało mi na tym, by porozmawiać z Ashley. - Przepraszam za to najście! Potrzebuję tylko kilku minut rozmowy.

Nikt nie odpowiedział. Wzamian za to do moich uszu dobiegł dźwięk zatrzaskujących się drzwi na piętrze. Natychmiast pobiegłem w tamtym kierunku i wskoczyłem na schody. Błyskawicznie znalazłem się na górze i zapukałem w pierwsze drzwi od prawej strony.

- Ashley? To ty?

Znów spotkała mnie tylko nieprzenikniona cisza. Nie czekając ani chwili dłużej, po prostu otworzyłem te drzwi, a moim oczom ukazała się ciemnowłosa dziewczyna, która chowała twarz w dłoniach. Gdy tylko wszedłem do pokoju, ona spojrzała mi w oczy i rzuciła się na mnie, przyciskając do siebie.
Z początku nie wiedziałem jak mam zareagować i wtedy uświadomiłem sobie, że ona tylko mnie przytula.
Zaśmiałem się i mocno oplotłem ją ramionami, zatracając się w uścisku.

- Sam! - Wykrzyknęła, a z jej oczu, spłynęły łzy, które otarłem kciukiem.- Nie wierzę, że to ty! To nie może być prawda!

- To ja. Wróciłem do ciebie. Tak jak obiecałem. Pamiętasz? - Odparłem, a uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Brunetka odsunęła się lekko i spojrzała mi głęboko w oczy, co sprawiło, że zaniemówiłem z wrażenia.

- Jak mogłabym nie pamiętać? To byłoby nieludzkie! Ale momencik. Przygotuję ci coś do picia. Usiądź tutaj i poczekaj.

Opadłem na jeden z foteli obitych czerwonym materiałem i wbiłem wzrok w sylwetkę dziewczyny, która wolno wyszła z pokoju, aby przygotować napoje. Po chwili przeniosłem spojrzenie na wystrój wnętrza. Ściany były w odcieniu kawy z mlekiem, a w jednym z kątów pokoju stało wielkie łóżko z baldachimem. Poczułem nieodpartą ochotę, by położyć się na tym łożu, ale szybko odsunąłem od siebie tę myśl. Na samym środku umiejscowiony był mały stolik, a po jego dwóch stronach stały dwa fotele. Bardzo wygodne i miękkie fotele.
Moją uwagę szczególnie przykuło jedno ze zdjęć, które stało na stoliku nocnym. Podniosłem się i poszedłem w tamtym kierunku, a po chwili chwyciłem w dłonie fotografię oprawioną w złotą ramkę.
To byłem ja.
Ja i Ashley.
Dobrze pamiętam, kiedy zrobiliśmy to zdjęcie. To było dziesięć lat temu, w pierwszy dzień wakacji. Wtedy jeszcze nie wiedziałem o wielkich planach na przyszłość moich rodziców. Cieszyłem się chwilą i czasem, który spędzę ze swoją przyjaciółką.
Kiedy uważnie przyjrzałem się fotografii dostrzegłem, że jest przerwana. Ktoś rozerwał ją na pół, a linia podziału przebiegała dokładnie pomiędzy mną a Ashley.
Czy to możliwe, żeby przerwała to zdjęcie z rozpaczy? A może zrobił to ktoś inny?
Nagle usłyszałem chrząknięcie i natychmiast odłożyłam ramkę na miejsce, stracając przy tym inne przedmioty.

- Zawsze byłeś roztrzepany - zachichotała dziewczyna i podała mi jeden z dwóch kubków, które niosła w dłoniach. Chwyciłem za napój i przybliżyłem go do ust. Zielona herbata. Moja ulubiona. Pociągnęłam łyk i odstawiłem kubek na stół, kręcąc głową.

- O co chodziło? - Zapytałem i wskazałam palcem na swój policzek. - Dlaczego mnie uderzyłaś? Nie poznałaś mnie? Dlaczego nie dałaś ze sobą porozmawiać? Teraz zachowujesz się tak, jakby to w ogóle nie miało miejsca... Wyjaśnij mi.

- Nie zrozumiesz - westchnęła, usiadła na łóżku i upiła spory łyk herbaty. - Nikt nie potrafi tego zrozumieć.

- O co chodzi? - Podszedłem bliżej i objąłem ją ramieniem na znak, że przy mnie jest bezpieczna. - Powiedz mi. Dlaczego mnie uderzyłaś?

- Bo myślałam, że jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni. Przez te wszystkie lata... Sądziłam, że nie istniejesz

Hej :3 Dziękuję za gwiazdeczki i komentarze :D Mam nadzieję, że podoba się chociaż troszkę xD

Dziesięć Lat PóźniejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz