Luke's Pov
Stan, kiedy patrzysz na walące się ruiny twojego własnego świata, wiedząc, że nie możesz nic zrobić, a każdy twój kolejny ruch przyspiesza tylko bolesną destrukcję, przypomina zawieszenie pomiędzy własnym ja, pragnieniami, myślami a depresją. W tej chwili, dokładnie tak się czuję. Tkwię w cholernym gównie po uszy, odbijając się bezradnie od ścian. Jestem pewien, że gdyby tylko umiały mówić, rzuciłyby w moją stronę przepiękna wiązankę przekleństw, kojącą rozdarte uszy, w których wciąż pobrzmiewa piękny, pełen bólu głosik.
Zadziwiające jest to, jak jedna osoba może zmienić czyjeś całe życie. Wydawać by się mogło, że mam wszystko; pieniądze, sławę, stado napalonych fanek. Cokolwiek bym zapragnął, a jednak jedyne czego chcę nadal jest dla mnie nie osiągalne.
Nasza relacja przypomina mi rozciągnięte na połowę kartki równanie matematyczne, nad którym trudzisz się i trudzisz, by na końcu okazało się, że wynik jest niepoprawny. Z tą różnicą, że liczenie możesz zacząć od nowa, niezależnie od tego czy to podoba się twoim cyferką, kartką, czy długopisowi, a Mag, cóż... To nie przyrząd matematyczny ubezwłasnowolniony przez ciebie, bez jej zgody i współpracy nie mogę oczekiwać poprawnego wyniku. Po za tym zawsze byłem kiepski z matmy.
Biorąc głęboki wdech, robię kolejne okrążenie po ogromnej galerii handlowej, szukając nie wiadomo czego. Może czekam na olśnienie, które mogłoby spaść na mnie razem z lawiną tłuszczu we frytkach z McDonalda?
Sam nie wiem, co lepsze. Machinalna ilość kofeiny, którą pochłaniam w ciągu jednego dnia, czy też smutki zapijane czystą szkocką w dusznym barze, wieczorem.
Dochodzę jednak do wniosku, że zwykła kawa jest znacznie lepszym wyborem, dostarcza energii, nie powoduje zaników pamięci, suszy w ustach i okropnego bólu głowy na drugi dzień.
Przechodzę obok sklepu muzycznego, który aż się prosi, żeby do niego wejść i kupić jakąś nową płytkę. Przekraczam jego próg i od razu w oczy rzuca mi się mała, zadziorna brunetka, wykłócająca się o coś przy ladzie. Jest bardzo znajoma, dałbym sobie rękę uciąć, że gdzieś ją już wcześniej widziałem.
Podchodzę bliżej, by dokładnie obadać sytuację i przyjrzeć się znajomej twarzy. Mały nosek, duże, czekoladowe oczy i ręce pokryte tuszem. Spoglądam raz na nią, a raz na znudzoną kasjerkę, która owija sobie czarny kosmyk włosów wokół palca, żując bezczelnie gumę.
- Wytłumaczy mi pani, jak mogło dojść do tak skandalicznej pomyłki?! - brunetka niemal krzyczy. - Jakim cudem album Pearl Jam "Ten" znalazł się na półce w przedziale Pop między Beyonce a Taylor Swift?
Kasjerka kompletnie zielona w tych sprawach, przeciągle ziewa i postukuje długopisem o ladę.
- Coś jeszcze? - pyta dziewczynę, na co ta oburzona krzyżuje ramiona.
- Pracuje pani w sklepie muzycznym i nie zna takiego zespołu jak Pearl Jam - warczy, wydymając swoje usta.
Doznaję olśnienia i nagle rozumiem, że to może być moja jedyna przepustka do Mag.
- To na prawdę karygodne - odzywam się, kładąc swoją dłoń na czarną ladę.
Kasjerka spogląda na mnie nie pewnie, jakby nie wiedziała, gdzie mnie przypasować, a brunetka niemal zamiera. Widzę, że po jej twarzy błąka się drobne zakłopotanie zmieszane z niepewnością. Marszczy zabawnie mały, zadarty nosek, by zaraz potem odwrócić się ponownie w stronę kasy.
- Widzi pani! Sam Hemmings przyznaje mi rację! Powinno być pani wstyd - wrzeszczy, odwracając swoje duże, lśniące od podekscytowania, czekoladowe oczy.
Nie mogę się powstrzymać od uśmiechu, widząc jak bardzo się cieszy na mój widok.
- Luke - podaję jej dłoń, na którą niepewnie zerka.
- May - odpowiada, ukazując szereg swoich śnieżnobiałych ząbków. - To chyba najgorszy i najlepszy dzień w moim życiu - dodaje.
Oh, uwierz, że mój też. Jednak nie wypowiadam tego na głos, zamiast tego uśmiecham się słodko, mając nadzieję, że w końcu wszystko się ułoży.
Maggie's Pov
May od paru dni chodzi uśmiechnięta, nie odkleja wzroku od telefonu, a kiedy pytam ją o to, kim jest ten szczęściarz, zmienia natychmiast temat. Tak czy siak, cieszę się, że znalazła swojego własnego Mario Casas'a i przeżywa miłość wyjęta niczym z romansideł, które tak uwielbia. Chociaż ktoś jest szczęśliwy i widzi życie w innych kolorach niż czarno-białe.
Moja paleta barw jest strasznie uboga. Odkąd pogrążyłam się w smutku, przestałam rozróżniać kolory. Zieleń jest po prostu zielenią, nie dostrzegam żadnych innych rozgałęzień tego koloru, niebieski to niebieski, a różowy? Moje życie zdecydowanie nie ma w sobie ani grama tego koloru.
Prawdą jest, że życie bez miłości jest pozbawione wszelakich rodzajów barw. Ludzie ograniczają się wtedy do podstawowych odcieni, uciekają w monotonię i nie mają ochotę na zastanawianie się czy trawa ma ciemny kolor zieleni czy też jasny. Dla nich to po prostu zielony, bez zbędnych ceregieli. Bo i w sumie racja, po co utrudniać sobie życie, zastanawiając się nad odcieniami. Nonsens.
Chyba zaczęłam powoli rozumieć, dlaczego artyści wiedli tak bogate uczuciowo życia, jeżeli by tego nie robili, jak mogli by dostrzec piękno w naturze, namalować obraz zapierający dech w piersiach. Ale stop, ja nie jestem artystką.
- Maggie! - brunetka wlatuje do pokoju pędem z przerażeniem w oczach. Zanim zdąży coś powiedzieć w progu staje dobrze znany mi blondyn.
Zamieram, zapominam jak oddychać, a moja szczęka opada niemal na podłogę. Co on tu do cholery robi? Czyżby któryś z chłopaków, podał mu mój adres. Jeśli tak, to jak Boga kocham, zabiję.
- Luke - mówię niemal szeptem, zaciskając piąstki.
Opiera się o framugę drzwi i spogląda na mnie swoimi błękitnymi oczami. Mówiąc tu o niebieskim, nie można powiedzieć, że jest to zwykły niebieski. To niesamowity odcień, mieszanka najczystszych wód na świecie, hipnotyzująca i zapierająca dech w piersi.
Jego włosy jak zwykle są nienagannie ułożone, biała koszulka opina umięśniony tors chłopaka, a czarne jeansy wydłużają i tak już długie nogi. Na jego twarzy widoczne są sińce, zapewne pozostałości po imprezie u Seleny.
- Co ty tu do cholery robisz? -pytam, zagryzając wargę.
Widzę jak oblizuje swoje spierzchnięte usta i ogarniając cały pokój wzrokiem. Moje serce wali jak szalone, wyczekując jego odpowiedzi.
- Przyszedłem po May - odpowiada beznamiętnie.
Siadam w osłupieniu na łóżku, czując zawroty głowy. Nie wiem, dlaczego liczyłam, że jego odpowiedź będzie inna, że rzuci się na kolana i po raz kolejny mnie przeprosi. Przez moment byłam już nawet gotowa mu wybaczyć.
- Maggie, przepraszam, jeśli coś.. ten - brunetka lekko się jąka.
- Nie w porządku. Jest dobrze - mówię, zamykając oczy i powstrzymując nadchodzący potok łez.
- Idziemy do kina - dodaje po chwili. - Gdybyś chciała, możesz wybrać się z nami i...
- Nie, nie, nie. Bawcie się dobrze - mówię, wymuszając uśmiech.
Luke spogląda na mnie badawczym wzrokiem. Mam ochotę go zabić, udusić. Wszystko na raz za to jak miesza mi w głowie. Powoduje, że jestem nie do życia, a paleta moich barw z każdym jego ciosem w serce, zaczyna się zmniejszać.
- Jak chcesz - odzywa się blondyn, wychodząc z pokoju.
W co ty grasz Hemmings, do cholery?!
~~~~
Mamy siódmy rozdział rybki :D. Luke jest jakiś pokręcony, sama powoli zaczynam go nie rozumieć i mam ochotę udusić za to co robi Mag ! xd. Dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarze. Kocham wasze komentarze <3.
Kocham, ściskam, pozdrawiam xoxo :*
Czy ktoś może chciałby walentynkowy rozdział ? :)
![](https://img.wattpad.com/cover/61126281-288-k666570.jpg)
CZYTASZ
Best Friends Forever?/ L.H
Hayran KurguMaggie i Luke przyjaźnią się ze sobą od wielu lat, są niemalże nierozłączni. Dziewczyna wspiera chłopaka i bardzo mu pomaga w realizacji marzeń. Luke tuż przed wyjazdem składa jej obietnice, że nie zapomni o niej. Niestety nie dotrzymuje danego słow...