Pokój był cały zdemolowany. Szafki były przywrócone, a ubrania powywalane z szafy. Tam również leżały butelki od alkoholu i był ten okropny smród. Ale to nie o to mi chodziło. Spojrzałam na łóżko i na to co na nim było.. A raczej kto.. Siedział tam mój "ojciec". Ale co on do cholery tu robi?! Przecież on miał siedzieć! Szybko wyszłam z pokoju i zaczęłam uciekać ale poczułam jak się unoszę. Po chwili znowu znalazłam się w swoim pokoju. Zostałam rzucona na podłogę gdzie były te wszystkie butelki od alkoholu. One natychmiast się rozbiły i zrobiły mi rany w niektórych miejscach. "Ojciec" podszedł do mnie i uderzył mnie dwa razy w policzek. Złapał mnie mocno za podbródek i wycedził przez zęby.
-Co myślałaś, że teraz siedzę w więzieniu, a ty będziesz się piep**yć ze swoim chłoptasiem? No to się grubo myliłas. Wiedziałem, że jesteś taka głupia i, że od razu tu przyjdziesz jak zobaczysz tą "niestety" nie prawdziwą wiadomość. Więc to był dobry pomysł. Cieszyłas się, że jestem w więzieniu, prawda? A tu taka niespodzianka. A więc teraz możesz się pożegnać, że w ogóle z tąd wyjdziesz. Teraz będziesz TYLKO MOJA. Rozumiesz? - podkreślił dwa przed ostanie słowa.
-Ty świnio. Nigdy nie byłeś, jesteś, ani nie będziesz moim ojcem. Rozumiesz? Jesteś nim tylko na tym durnym papierze, ale to nic nie znaczy! Rozumiesz?! Nie mogę uwierzyć jakim potworem stałeś się po śmierci mamy! Kiedyś nie pozwoliłbyś, żeby ktoś mi zrobił chociaż najmniejszą krzywdę, a teraz? Sam mi ją robisz i to jeszcze największą z możliwych. Rozumiem, że mama umarła i ci było ciężko. Ale, żeby takie coś robić? Żeby krzywdzic własne dziecko? A co ja ci zrobiłam, że mnie tak potraktowałeś? A wiesz jak? Traktowałeś mnie jak najgorszą szmatę , lub d****ę za darmo! Jesteś po prostu zgorzkniałym draniem bez uczuć! Wręcz potworem! - krzyknęłam. W końcu mu wygarnęłam to co o nim myślę. W końcu zdobyłam się na odwagę by mu to powiedzieć. Po chwili poczułam mocny ból na brzuchu i na twarzy.
-Zamknij się s***! Za pół godziny wracam to pożałujesz swoich słów ty mała zdzi*o. - powiedział i wyszedł zakluczając drzwi. Na szczęście jest takim idiotą i nie zabrał mi komórki. Gdy upewiniłam się, że wyszedł szybko wyjęłam telefon i wybrałam numer do Remka.
-Halo? - usłyszałam głos Remka.
-Remek pomocy. - powiedziałam już bliska płaczu, bo w sumie on w każdej chwili może wrócić.
-Nati co się stało?! - krzyknął zmartwiony i przejęty.
-Bo jednak okazało się, że to wszytko było ściemą i mój tata wcale nie jest w więzieniu tylko był tu i teraz mnie pobił i zamknął w pokoju i gdzieś poszedł i powiedział, że jak przyjdzie to pożałuje... Proszę pomóż!
-Już jadę! - krzyknęł zdenerwowany i nadal przejęty.
-Tylko nie wiem.. Weź jakiś nóż czy coś w razie czego.. - powiedziałam.
*Pp Remka*
Po telefonie od Natki szybko ruszyłem do kuchni i wyjąłem z szafki nóż. Włożyłem go do kieszeni i szybko zgarnąłem kluczyki od motoru ze stolika. Wybiegłem i udałem się do motoru. Gdy go odpaliłem szybko udałem się w stronę domu Natalii..
Po chwili już byłem obok domu. Upewiniłem się, że jej ojca nie ma i podszedłem do drzwi. Pociągnąłem za klamkę, zamknięte.. Podeszłem do dość dużego okna i je wybiłem i przez nie wszedłem. Szybko udałem się na górę i podeszłem do drzwi pokoju Nati.
-Nati jesteś tam? - zapytałem.
-Tak. - usłyszałem cichy i roztrzęsiony głos dziewczyny.
-Nati odsuń się od drzwi, Jasne?
-Tak. - odpowiedziała. - Już.
Wziąłem rozpęd i uderzyłem w drzwi. Powtórzyłem to 5 razy, aż drzwi ustąpiły. Gdy weszedłem zobaczyłem Nati z pokaleczonymi nogami, twarzą i zaczerwienieniach na policzkach.
-Chodź szybko.- powiedziałem i podałem jej rękę.
*Pp Natalii*
Po chwili wyszliśmy z budynku. Usłyszeliśmy dźwięk silnika. Spojrzeliśmy w tamtą stronę.
-Cholera mój ojciec! - krzyknęłam.
-Wsiadaj! - krzyknęł Remek i wsiadł na maszynę a ja po nim. Zaczęliśmy jechać,a on za nami. Remek przyspieszył i jechał już 90 km/h ale to wciąż za mało, żeby mu uciec. Po chwili auto było blisko nas, a Remek dodał gazu. Nagle z dupy pojawił się zakręt. Remek wpadł w poślizg. Potem pamiętam ból, syreny i ciemność..
Obudziłam się w pomieszczeniu które było bardzo oświetlone. Na początku mróżyłam oczy do czasu, gdy nie przyzwyczaiły się one do światła. Gdy je otworzyłam rozejrzałam się. Byłam w szpitalu. Za okienkiem zobaczyłam Dezego. Po chwili chłopak mnie zauważył. Natychmiast wszedł do sali.
-Natka! - krzyknęł i lekko się uśmiechnął.
-Cześć, cześć. Co się stało? Ile ja tu jestem i.. Gdzie jest Remek? - zapytałam na co Dezy zamknął oczy, ale i tak popłynęła mu łza. Szykowałam się na najgorsze.
-A więc.. - zaczął. - Mieliście wypadek.. Leżałaś tu 8 miesięcy, a twój ojciec został złapany ale teraz na serio siedzi w więzieniu. A Remek.. On nie żyje.. Zginął tydzień temu.. Właśnie był w śpiączce przez te 8 miesięcy ale w stanie tragicznym. No i stan się tak pogorszył, że zmarł.. - wypowiedział z wielkim trudem. Moje oczy natychmiast wypełniły się cieczą. Automatycznie Dezy mnie przytulił. - Tak mi przykro. - powiedział.
***
828 słów.. Oto ostatni rozdział! Już niedługo epilog :(
Jeszcze raz mówię, że nie będzie 2 części. Mam nadzieję, że wam się spodobała, ale więcej notek pod epilogiem.
A teraz to trochę mniej poważnie xd
Przepraszam za uśmiercenie Remka. ALE PROSZĘ MI NIE GROZIĆ PATELNIĄ!
![](https://img.wattpad.com/cover/58482166-288-k556210.jpg)
CZYTASZ
Zagubieni ||reZi||
FanfictionOni poprostu byli zagubieni.. *On kochał Ona nie. On odszedł Ona zrozumiała. *