UWAGA: To nie jest rozdział 16 i akcja rozgrywa się kiedy Aron i Berenike mieszkali jeszcze w Nowym Yorku. Cześć ma na celu przedstawienie głównie postaci Nathana. Nie zastosuję się do zasady minimum 450 słów. Nie wiem jeszcze jak długi będzie ten rozdział i nie wiem jak mi wyjdzie. Za niedługo (przed epilogiem) dodam 2 cześć tego "dodatku". Dzięki
*Nathan*
Szedłem ulicą oświetloną jedynie światłem księżyca i pojedynczych latarnii. Patrzyłem z obojętnością na niskie bloki o pastelowych, ciepłych kolorach na zamkniętym osiedlu.
Miałem naprawdę ciężki dzień. No ale takie życie... raz na wozie, raz pod kołami...
Skręciłem w boczną ulicę. Tutaj nie jeździły już samochody a lamp praktycznie wcale. Ciemne, brzydkie sypiące się kamienice "patrzyły" na mnie z poirytowaniem. Tam - kilka kroków za mną - był świat szczęścia i bogactwa. Tu - przede mną- kraina bólu, smutku i biedy.
Westchnąłem ciężko i ruszyłem w stronę budynku na końcu uliczki. Kiedy przechodziłem obok śmietnika pod moim blokiem wyskoczyło przede mnie czterech, starszych o jakieś dwa lata mężczyzn. Znałem ich z widzenia. Ok. raz w tygodniu płaciłem im pięć dyszek, bo mnie szantażowali... czasami mnie bili kiedy nie płaciłem w terminie bo nie miałem kasy. Muszę przynosić im pieniądze na czas. Jeśli raz nie przyniosę - biją. Jak nie dam drugi raz z rzędu... nigdy jeszcze tak się nie stało ale grożą wyjawieniem ludziom z całej dzielni że jestem gejem...
A to nie prawda! Kiedyś wdałem się w bliskie kontakty z kolegą... ale się zmieniłem. Wydoroślałem. To wszystko jest takie trudne... mam przechlapane w życiu. Jestem zjebem! Najgorsze że nie mam mięśni... nie umiem się bronić przed takimi bandami jak ta tutaj- Masz kasę? - wysyczał Timmy, najgroźniejszy z gangu.
- Dam jutro... - odpowiedziałem oschle
- Nie jutro! Zwlekasz od 3 dni! Dajesz dzisiaj albo pogadamy inaczej!
- y... nie mam... - wyjąkałem
W oczach Timmiego malowała się złość. Wziął mnie za klatę i rzucił o ścianę budynku. Kiedy się podniosłem uderzył pięścią w oko. Znów upadłem. Chłopak to wykorzystał i zaczął kopać mnie po brzuchu. Z oddali usłyszałem wyjącą syrenę policyjną. Timmy i jego banda zniknęli w mgnieniu oka. Co ja wykorzystałem aby pobiec do domu. Wbiegłem na klatkę schodową. Wyciągnąłem klucz z kieszeni i otworzyłem drzwi mieszkania. Rozebrałem się z mojego czarnego długiego płaszcza, granatowej czapki i czerwonych zniszczonych butów. Nałożyłem na stopy swoje stare, dziurawe kapcie i udałem się do swojego pokoju. Rzuciłem moją szarą starą torbę z One Piece gdzieś w kąt, wziąłem stertę papierzysk i wyszedłem. Zajrzałem do pokoju siostry i gdy przekonałem się że śpi usłyszałem ciche:
- Znowu Timothy?
- Idź spać. Pogadamy jutro - odpowiedziałem
- Ale wszystko w miarę ok?
- Tak... Dobranoc
- Dobranoc - szepnęła a ja cicho zamknąłem drzwi od jej pokoju.
Spojrzałem na pierwszą kartkę z góry kupki - jakieś pity...
- O Boże... - wyszeptałem sam do siebie
Usiadłem w saloniku i zacząłem przeglądać resztę papierów kiedy nagle poczułem wilgoć w moim kapciu... spojrzałem na podłogę. Woda się wylała... wziąłem wiadro z kąta pomieszczenia i wymieniłem je na inne. Niestety - w rurze na suficie mamy przeciek i cała woda skapuje do metalowego wiaderka, czasem do konewki, a czasem do plastikowej miski.
Usiadłem ponownie na twardym krześle w "salonie" i zajrzałem do papierów. Teraz przerwał mi sms od szefa: "nie przyjdziesz w niedziele to cie wyleje"
Nie odpisałem nic.
Wsłuchałem się w kapanie wody, wziąłem długopis i zacząłem uzupełniać jakieś dokumenty...
No to już tak z grubsza wiecie kim jest Nathan. Za kilka dni więcej o nim.
Pa pa wilczeły -w-
CZYTASZ
Tylko My
Hombres LoboKiedy Aron poznaje wilkołaki całe jego życie obraca się w pył. Musi zmierzyć się z łowcami i nielegalnymi naukowcami. A dziewczyny z watahy cały czas będą mieszać mu w głowie... Tutaj, w watasze pozna najważniejszą zasadę: Nikt tu nie jest przyjaci...