1

377 29 8
                                    

Samolot właśnie lądował w NY !

Zestresowana odebrałam bagaże i stanęłam na ławce, żeby lepiej mnie było widać i żebym mogła kogoś zobaczyć.

-Przepraszam - powiedział ktoś.

Odwróciłam się do źródła głosu i uśmiechnęłam się do małego chłopczyka.

-Tak ?

-Ma Pani kierować się za kartkami. Pierwszą pani znajdzie na postoju taksówek.- chwilę potem malca już nie było, a ja skołowana udałam się tam, gdzie radził chłopiec.

Na dworze było upalnie ! Kiedy chciałam wycofać się do klimatyzowanego lotniska zatrzymał mnie starszy mężczyzna z kopertą oraz czerwoną różą.Tak jak pisało poszłam za wskazówkami. Chwilę potem znalazłam mój cel. Kawiarnia z ogromną ścianą ze szkła. Tam przyklejona była następna kartka.

- Proszę kierować się na sam koniec parkingu. - przeczytałam na głos przy okazji zabierając kolejnego kwiatka.

Po kilku minutowych poszukiwaniach znalazłam trzecią już kartkę. Przyczepiona była do latarni. Tam też leżało kilka kolejnych róż.

- jesteś u celu. Super Mam się smażyć w tym gorącu ? - zapytałam sama siebie.

- Z chęcią przygarnę zagubioną panią - odpowiedział mi męski głos.

Wystraszona odwróciłam się do tej osoby. Dość wysoki mężczyzna z bukietem.
-Czekam na kogoś - powiedziałam lekko zdezorientowana.

-Czekałaś na mnie. Oliwia, tak ? Mam za zadanie bezpiecznie odstawić cię do twojego tymczasowego miejsca zamieszkania. To jak wsiadasz ? - chwilę przetwarzałam wypowiedziane przez niego słowa i lekkomyślnie skinęłam głową.

- Nie boisz się, że cię porwę, zgwałcę lub zamorduję ? - zapytał po chwili podając mi bukiet pasujący do moich kwiatków.

- jeżeli ciągle będziemy w tym chłodnym samochodzie, to szczerze mówiąc nic innego mnie nie obchodzi. - zaśmiał się na mój komentarz. Natomiast ja usiadłam wygodniej.

- Jak masz na imię ?- zapytałam nagle zakłócając muzykę lecącą z głośników samochodu.

- Ian

- A więc Ian. - zamyśliłam się na chwilę. - Czyżby moi rodzice cię wynajęli ? To jest bez sensu. Mogłam pojechać taksówką. Czy tu mieszka ktoś z mojej rodziny ? - gadałam sama do siebie.

- Nie i Tak. - zerknął na mnie.

- co ?

- odpowiadam na twoje pytania . - uśmiechnął się i śmiesznie zmarszczył nos, kiedy musiał stanąć na czerwonym świetle.

Wyglądał na maksymalnie 20 lat. Miał brązowe włosy odstające w każdą stronę, jego oczy zasłaniały okulary przeciwsłoneczne, a na ustach miał ten sam zadziorny uśmiech. Na sobie miał bluzkę bez rękawów z wyciętymi pachami. To tylko pomagało mi zobaczyć jego muskularne ramiona pokryte czarnym tuszem. Na jednej ręce miał rękaw, cały czarny, natomiast na drugiej pojedyncze tatuaże. Był bardzo opalony w przeciwieństwie do mnie. To takie niesprawiedliwe.

- Podoba Ci się to co widzisz ? - zapytał odwracając do mnie głowę .

- Stary tekst. Tak 2/10 - leniwie przeniosłam wzrok na obrazy zza szyby. Domy, niektóre małe z ogródkiem z przodu, a inne ogromne z krzakami po bokach . Jedyna rzecz, która mnie zastanawiała, to brak ludzi. Odkąd wyruszyliśmy z lotniska nie widziałam żadnego człowieka.

- Jesteśmy. - powiedział mój kierowca. Zaparkował na poboczu koło małego domku z przestronnym ogródkiem. Kwiaty były zadbane i wszystko tak pięknie się za sobą komponowało. Co do samej budowli to dach był brązowy, ściany miały kolor wyblakłego słońca, a uroku dodawały mu białe okiennice. Pięknie !

- To tu ?- wskazałam na wcześniej opisywany budynek. Od razu szeroko się uśmiechnęłam.

- Nie. To tamten - wskazał na budynek równolegle położony do tamtego. Był on znacznie większy od tego malutkiego i nie był tak bardzo zadbany. Wyglądał jak duży, biały kwadrat z oknami i czerwonym dachem na wierzchu. Niewysoki, zniszczony, płotek odgradzał podwórko od ulicy. Przed drzwiami znajdowała się weranda bez okien. Ogródek był... a raczej jego brak nie dodawał tego uroku. Jedynie jakieś ozdobne krzaczki znajdowały się gdzieś po bokach.

- I, że ja mam sama w tym kolosie mieszkać ?- zapytałam.

- Nie, właściciel tego oto "kolosa" jest w środku. To mój dobry przyjaciel, a założę się, że ty też go znasz. - uśmiechnął się

W zamyśleniu wysiadłam i zabrałam swoje rzeczy. Walizkę ciągnęłam za sobą, sportową torbę przewiesiłam przez prawe ramie, a plecak założyłam na jedne ramiączko.

Przeszłam przez ulicę i zapukałam w brązowe masywne drzwi. Poczekałam chwilę, ale nikt mi nie otworzył. Złapałam z klamkę i otworzyłam drewnianą powlokę. Weszłam i w oczy rzucił się krótki korytarz. Na wprost znajdował się przestronny salon. Czarna kanapa z drewnianym stolikiem i wielka plazma, która od razu rzuca się w oczy. Gdzieniegdzie znajdują się jakieś regały z teczkami, książkami i pudełkami. Widać szklane drzwi prowadzące na tył domu. Wróciłam się do kuchni, którą widziałam po drodze. Nie za wielkie pomieszczenie z typowymi sprzętami. Zmywarka, zlew, szafki, lodówka, blat i kilka krzeseł przy wyspie.

- Jest tu ktoś ?! - krzyknęłam.

Nic, głucho. Postanowiłam zaczekać na właściciela w salonie. Czy tu mieszka mój wujek ? Tamten chłopak powiedział, że to jego dobry przyjaciel czyli ktoś młody. Hmmm... kuzyn ? Na pewno ktoś z dalekiej rodziny.

SzczęściaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz