Rozdział 20 Gdy wszystko się wali

662 56 13
                                    

  -Jesteś tego pewna? - spytał się Merlin.

- Tak, widziałam w jego oczach płomienie - odpowiedziałam.

Po otrząśnięciu się z sytuacji z tym całym Joshem, od razu udałam się do Merlina. Chłopak z zaangażowaniem zaczął szukać czegoś w księgach.

- Bezużyteczne zbiorowiska kurzu - krzyknął, na zakończenie swoich poszukiwań z frustracją zamykając jedną z nich.

- Może poczekamy na Gajusa, w końcu ma niedługo wrócić - powiedziałam, wzdychając.

- Nie, nie mamy na co czekać, nie wiadomo co to za ludzie - odparł chłopak.

- No, to co zrobimy, chyba oprócz Gaiusa nikt, w Camelocie, nie może pomóc - rzekłam, a Merlin momentalnie zerwał się z miejsca.

Posłałam mu pytające spojrzenie.

- Wiem, kto może nam pomóc. Niedługo wrócę - powiedział i wybiegł z pomieszczenia.

Nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić, zaczęłam przeglądać fiolki z eliksirami. Moją uwagę, przykuła szczególnie jedna z czerwonym płynem w środku Eliksir na prawdomówność, głosił napis na etykiecie. Do mojej głowy, wpadł banalny pomysł, może jeśli Josh, albo tamta dwójka, by go wypiła, to powiedzieliby prawdę, a to dużo by dało. Moje rozmyślenia, przerwało skrzypnięcie drzwi. Odwróciłam się szybko, odrywając wzrok od flakonika.

- Ivy, stało się coś? - zapytałam zestresowana.

- Król, kazał cię poszukać. Masz przyjść na posiłek do sali - powiedziała, a ja przytaknęłam głową.

Zauważyłam, że dziewczyna jest jakaś nieswoja.

- Dobrze się czujesz - zapytałam, a brunetka, spojrzała się na mnie z troską.

- Tamci ludzie, również tam będą - odparła, a mi chwile zajęło, aby zorientować się o kogo jej chodzi.

- Nie - wyszeptałam sama do siebie, ostatnim czego było mi w tamtej chwili potrzeba, to konfrontacja z tymi oszustami.

Po chwili poczułam na ramieniu dłoń Ivy.

- Nie martw się, poradzisz sobie.

Byłam jej wdzięczna za te słowa, choć moje przerażenie nie zmalało, ani trochę. Uśmiechnęłam się do dziewczyny i ruszyłam z nią do sali.

- Merlinie, pospiesz się - pomyślałam, nerwowo zaciskając pięści.

Gdy, byłam już przed jadalnią, przystanęłam. Wzięłam głęboki wdech i uniosłam dumnie głowę, nie chciałam, aby ktoś zauważył, że się boję. Otwarłam drzwi i pewnie weszłam do środka. Oczy wszystkich obecnych skierowały się na mnie, a każde spojrzenie wyrażało coś zupełnie innego. Niestety, przypadło mi miejsce obok "mojej matki", a naprzeciwko Josha.

- Nie pokazuj, że się boisz. - Powtarzałam sobie w myślach, zasiadając do stołu.

- Marielle, czemu nic nie jesz?

Niezręczną cisze pod czas posiłku, przerwała Rachel, uniosłam głowę i spojrzałam się na nią, zadziwiająco dobrze grała role troskliwej mamusi, w jej zachowaniu nie dało się wyczuć, ani grama fałszu.

- Sophia - odparłam - Mam na imię Sophia.

Niespodziewanie, poczułam kopnięcie pod stołem, odwróciłam głowę od Rachel i spojrzałam się na Josha, wiedziałam, że nie spodobały mu się moje słowa.

***
W chwili, w której Sophia przeżywała, jedną z najgorszych chwil swojego życia, młody chłopak biegł ile sił w nogach, na spotkanie z Kilgharrah. Olbrzymi smok pojawił się od razu, po wypowiedzeniu przez chłopaka, kilku niezrozumiałych słów.

Camelot-królestwo nadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz