2

856 103 18
                                    

Nieprędko dowiedziałem się, jaką zagmatwaną zagadkę ukrywało przede mną to lustro. Przez większość czasu jedynie zajmowało miejsce w mym pokoju. Ja z trudem, lecz jednak w jakiś sposób, przeglądałem się w nim, upewniając się przed wyjściem, czy do mojego wyglądu nie było zastrzeżeń. Przez jego mglistość nie mogłem niestety czasem dostrzec pewnych szczegółów, lecz były one nieistotne.

Mój brat bardzo sobie cenił te kilka minut, które mógł spędzić w łazience. Przez to przynajmniej był w stanie wszystko na spokojnie rano zrobić i bez pośpiechu wyjść do szkoły. Tak, mój brat to z kategorii tych grzecznych uczniów, którzy uwielbiali szkołę. Był posłuszny, pomocny i jakiego pochlebnego przymiotnika by jeszcze nauczyciele z jego szkoły użyli. Taki był w placówce, ale w domu... wiadomo, że dwunastolatki potrafią być dosyć irytujący. Zwłaszcza dla swego siedemnastoletniego brata.

Czasami żałowałem, że to ja nie miałem okazji być tym młodszym bratem, który znał swoje sposoby na dowiadywanie się pewnych rzeczy, o których lepiej żeby rodzice nie wiedzieli. Nie mam pojęcia, skąd ten mały smarkacz wiedział tyle rzeczy na mój temat, ale szantażować nieźle potrafił. Gdybym był jakimś strasznym buntownikiem o naprawdę karygodnym zachowaniu, to chyba w ogóle nie miałbym kasy przez opłacanie jego milczenia. Dobrze więc, że nie miałem za bardzo zamiaru wykraczać poza prawo, czy tym podobne. Zawsze wyznawałem stoicką ideę złotego środka. Nie trzymać się za bardzo jednej rzeczy, odnajdywać bezpieczny balans i utrzymywać się na nim. Według tego zdania zaplanowałem prowadzić swe życie. Wychodziło mi to całkiem nieźle do czasu, ale o tym zaraz się przekonacie.

Jeżeli mnie ma długotrwała pamięć (którą mam bardzo dobrą) nie myli, była to moja zwyczajna środa. Wszystko miało taki obrót, jak co tydzień. Pobudka; szkoła; załamanie na fizyce (zwłaszcza, że akurat wtedy przerabialiśmy optykę); przerwy spędzone ze znajomymi; próby unikania czegokolwiek, do czego mogła przyczepić się nauczycielka; która mnie nie znosiła; powrót do domu.

W środy akurat zazwyczaj wracam najwcześniej do domu ze wszystkich. Rodzice wciąż w pracy, a Colton lekcje kończy godzinę później, co wiem jedynie dzięki temu, że mama zawiesiła nasze plany lekcji na lodówce. Ze względu, że wszyscy przychodzili do domu po mnie tego dnia przypadało mi kilka obowiązków. Głównie to tylko włożenie naczyń do zmywarki i dokończenie obiadu, który Joy już wcześniej do pewnego momentu przygotowała. To też jak zawsze wykonywałem; tak jak już wspomniałem - cotygodniowa rutyna.

Kiedy skończyłem, poszedłem na górę, do swojego pokoju. Rozejrzałem się po nim w celu poszukania dla siebie jakiegoś zajęcia. Zawsze byłem zadowolony z tego, że potrafiłem utrzymać w swoim pokoju porządek. Wydawało mi się, że to jednak trochę ułatwia życie. Plusem było też to, że moja mama nie mogła w takim wypadku korzystać z typowej dla rodzica gadki o porządku w pokoju. To czasem bywało nawet zabawne, gdy moja mama denerwowała się za coś na Coltona (może i w szkole był aniołkiem, ale w domu nie wykonywał niektórych poleceń rodzicielki), a przy tym chciała porzekać też na mnie. Patrzyła się jedynie z frustracja na mój nienagannie uporządkowany pokój.

Kiedy chciałem podejść do książki, której jeszcze nie dokończyłem, zmieniłem kierunek, zbliżając się jednak do lustra. Do tej pory nie jestem pewien dlaczego, lecz wydawało mi się, iż chyba ujrzałem przez dosłownie ułamek sekundy, jakby mieniło się w dziwaczny sposób. Podszedłem, aby przyjrzeć się nie swemu odbiciu, lecz zwerciadle samym w sobie. Wpierw przebadałem wzrokiem obrzydliwą ramę, która miała zdecydowanie zbyt wiele szpetnych detali jak na mój gust. Następnie lekko palcami przesuwałem po nierównej powierzchni obramowania. Tak, jeśli teraz dobrze pomyślę, to jestem pewien, że to obłok światła, gdyż byłem tak zdeterminowany w dokładnej obserwacji. Kiedy przed nim stałem, nie powtórzyło się to już, lecz byłem tak uparty, że przyglądałem się dalej. W pewnym momencie zacząłem naciskać na kamienie, czy cokolwiek to jest, w obramowaniu. Niby zdawałem sobie sprawę z tego, jak idiotyczne musiało to być, jednak nie przestawałem. Za którymś razem, jeden z nich naprawdę zadziałał niczym przycisk i wsunął się. W tym samym momencie na tafli lustra objawiła się twarz. Zdecydowanie nie moja. Wpatrywałem się zapewne ze zszokowanym wyrazem twarzy w chłopaka, którego miałem przed sobą. Choć tak właściwie jego... obrazowi w lustrze? Obróciłem się prędko, lecz za mną nikogo nie było. Stałem centralnie przed lustrem, a ono nie pokazywało mnie. Może i było mgliste, ale ja z pewnością nie miałem problemów ze wzrokiem. Ten chłopak wyglądał zupełnie inaczej ode mnie. Choć możliwe, że nasze twarze przybierały podobny wyraz, gdyż z łatwością mogłem spostrzec wymalowane zdziwienie wraz z przerażeniem lecz także nutką ciekawości. Nie jestem ekspertem w dziedzinie niecodziennych zjawisk, jednak tak jak wtedy tak i teraz wydaje mi się, że to odczucia adekwatne do sytuacji.

- Calum! Jestem w domu! - zawołała moja mama, a ja panikując wcisnąłem ten sam kamyk co wcześniej.

Chłopak zniknął, a ja pobiegłem na dół, przywitać się z mamą.

- Hej - powiedziałem, wchodząc do kuchni, gdzie była.

Starałem się jak najlepiej sprawiać wrażenie, jakbym nie przeżył właśnie tego, co się wydarzyło. Nie miałem pojęcia, co to kompletnie było. Może to były moje zwykle przewidzenia? W ten właśnie sposób próbowałem zachować spokój i nie oszaleć na oczach mojej rodzicielki. Nie jestem w stanie stwierdzić ze stuprocentową pewnością, ale chyba szło mi całkiem nieźle.

Przez pozostałą część popołudnia, gdy reszta rodziny wracała do domu, próbowałem, trzymać swoje myśli jak najdalej tego dziwnego wydarzenia. W tym akurat nie mogłem się pochwalić sukcesem, gdyż owego nie było. To było zbyt nadzwyczajne, by o tym nie myśleć. Kiedy uznałem, że poświęciłem mojej rodzinie wystarczająco dużo czasu, postanowiłem wrócić na górę. Oczywiście, pierwszym co zrobiłem, było podejście do lustra. Ponownie naciskałem przypadkowe kamienie, gdyż zapomniałem, który był tym do tego przeznaczonym. W końcu na niego natrafiłem, aczkolwiek po naciśnięciu nic się nie wydarzyło. Widziałem jedynie swoje własne oblicze, a nie jakiegoś nieznajomego chłopaka.

Z westchnięciem oraz zrezygnowaniem, uznałem w tamtym momencie, że moja wyobraźnia po prostu wykonała mi ogromnego psikusa. Nie mam pojęcia, co teraz mam uważać o tamtej naiwności.

------

heeej ludzie, mam do Was małą prośbę - miejcie cierpliwość do tego opowiadania, dobrze? mogę na Was liczyć w tej kwestii, moi drodzy czytelnicy?

jeżeli tak to w tym akapicie proszę o pinky promise

sęk w tym, że naprawdę zależy mi na tym, żeby nie zawalić tego

-jess

mirror | cakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz