Ilość sytuacji w życiu, które wydają nam się pewne, a takie nie są jest wręcz zadziwiająca. Pewność. Nie pierwszy raz wspominam o tym odczuciu.
Niestety prawda jest taka, że nie jest to niczym innym niż nasze własne spostrzeżenie. Uczucie pozwalające mieć przekonanie, że coś ma dokładnie taką postać, jaką my narysowaliśmy. Jednak nawet ponad przeciętny człowiek nie byłby w stanie naliczyć przypadków, kiedy to przeświadczenie okazało się marnym koślawym szkicem w porównaniu do wymownego oraz dokładnego dzieła, jakie zmalowała nam rzeczywistość.
Czasem także trudno uwierzyć w jak banalnych sytuacjach się to sprawdza. Przykładowo widzisz z pewnej odległości jakąś osobę, która wygląda jak ktoś, kogo znasz, więc to musi być ona. Zwyczajna sytuacja, lecz w jednym szczególnym przypadku nie szczególnie.
Przechadzałem się po parku, podejmując kolejną bezowocną w skutkach próbę rozszyfrowania, co przedstawiają te drewniane figury. Tak jak już wcześniej uznałem - nie pojmuję sztuki. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że po prostu lubiłem na nie patrzeć. Nie miałem zamiaru czy chociażby drobiny chęci ich rozszyfrować. Zwyczajnie pragnąłem się im przyglądać.
Miały w sobie pewną tajemnicę, którą chciałem poznać. Taka natura. Wydaje mi się jednak, że próby rozwiązania porzuciłem już dawno. Zostało jedynie akceptacja, a nawet zadowolenie z ich obecności oraz przywileju obserwowania.
Nie doszukujcie się w tych słowach drugiego dna. Wciąż nieustannie chciałem się dowiedzieć, co ukrywało przede mną lustro. To co przed chwilą napisałem odnosi się jedynie do figur.
W każdym razie, gdyż wkroczyłem w zupełnie inny wątek, niż pierwotnie był planowany.
Kiedy wyszedłem z parku zobaczyłem coś, czemu nie mogłem dać wiary. Owszem, nie był to pierwszy raz, kiedy zobaczyłem coś podobnego, lecz przedtem zbagatelizowałem to, uważając jako moje urojenia.
W tym wypadku właściwie nie było inaczej, również na początku uznałem za niemożliwe. Jednak niecałe dwadzieścia metrów ode mnie stał Luke.
Wyglądał identycznie jak on. To musiał być on.
Podszedłem do niego, nie marnując choćby chwili.
Zbliżając się, przekonałem, że jego twarz rzeczywiście była identyczna, lecz pozostałość... Włosy za krótkie, zdecydowanie. Ubrania kompletnie do niego nie pasowały.
- Hej! - powiedziałem radośnie, pozwalając na wygraną tej części mnie, która dopuszczalna ideę, iż jest to mój Luke. - Ściąłes włosy?
Chłopak podniósł wzrok znad telefonu i spojrzał na mnie dziwnie.
- Koleś, ja cię znam?
- Luke, to ja, Calum - odpowiedziałem, choć powoli ulatywała ze mnie ta wiara.
- Skąd znasz moje imię? - zapytał nieco agresywnie blondyn.
Poddałem się. Przeprosiłem za pomyłkę i odszedłem, kierując się jak najprędzej do domu. Musiałem poważnie porozmawiać z moim przyjacielem.
***
To zazwyczaj on dawał mi sygnał do rozmowy poprzez błysk spowodowany kliknięciem przez niego przycisku zapewne odpowiadającego mojemu. Tym razem nie zważając na nasz grafik, waliłem w ten guzik. Nie wiem, jak długo to robiłem, lecz w końcu zobaczyłem go ze zmarszczonymi brwiami.
- Calum, czy coś się stało?
Jego włosy były dokładnie takiej długości jak zawsze i w ten też sposób ułożone.
- Luke, widziałem cię dzisiaj - powiedziałem udręczony, nic nie rozumiejąc.
- Co masz na myśli? - zapytał od razu.
- Byłem na spacerze i nagle zobaczyłem kogoś, kto wyglądał zupełnie jak ty. Już kiedyś mi mignął ale to zignorowałem na jakiś czas. Podszedłem dzisiaj do niego... do ciebie, miał identyczne rysy twarzy, ale, ale... - mówiłem coraz prędzej, z większą paniką, która nie mam pojęcia skąd powstała.
- Calum, proszę cię, spokojnie - poprosił Luke, wyglądając na przerażonego. - Po pierwsze przestań mówić - nakazał, gdyż kiedy się odezwał ja wciąż wydawałem z siebie pojedyncze sylaby. - Spójrz na coś, co cię uspokaja - powiedział już spokojniej.
Rozejrzałem się po pokoju. Najpierw mój wzrok przystanął na obrazie za oknem, ale odwróciłem się, bo wcale nie działało. Po tym przyjrzałem się porządkowi w moim pokoju, wciąż brak skutków. Następnie różne plakaty, też nie. W końcu ponownie popatrzyłem ma niego, dokładnie, spoglądając w jego niebieskie oczy. Tak, to było to.
- Okej - odezwał się Luke ponownie. - Teraz postaraj się unormować oddech, powoli, spokojnie, jakbyś był po biegu.
Zrobiłem tak, jak poinstruował, choćby na moment nie przenosząc wzroku od jego twarzy. Wciąż patrząc w jego oczy, czułem jak mój organizm powraca do normy, a cały ten napad lęku ze mnie ulatuje.
- Już w porządku, dziękuję - powiedziałem chwilę po tym, jak już byłem pewien, że było w porządku.
- Ależ nie ma za co - odparł zdecydowanie.
- Luke - powiedziałem, przełykając ślinę. Obawiałem się zadać to pytanie, nie miałem pojęcia do czego może doprowadzić. - Gdzie... gdzie ty...
- Nie, Calum, dopiero co byłeś bliski ataku paniki, co dopiero mogłaby zrobić z tobą ta informacja - przerwał mi, nim zdążyłem zadać pytanie do końca.
- Luke, tkwimy w jakiejś pieprzonej, fantastycznej, surrealistycznej rzeczywistości i mam wrażenie, że to ona bardziej odkrywa nas niż my ją. Poza tymi pieprzonymi znakami i odkrycia, że możemy się słyszeć nie ruszyliśmy na przód. Wciąż wiemy tyle co nic! - nie chciałem, naprawdę.
Podnoszenie na niego głosu zwłaszcza po tym jak mi pomógł, było ostatnią rzeczą, jaką miałem ochotę zrobić. Emocje mną zapanowały, a niestety były silne. Silniejsze i przede wszystkim szybsze niż rozsądek, który powinien mi zakazać, choćby zaczynać tą tyradę.
Po tym moim oczom ukazał się widok, którego już nigdy nie chciałem więcej oglądać.
Luke przygryzł wargę, próbując zachować spokój i siłę, ale i tak dojrzałem, że jego oczy były nieco przeszklone.
- Luke, ja...
Gdy mówiłem drugie słowo, jego już nie było.Widziałem tylko swoje odbicie i natychmiastowo odszedłem.
------
uuu calum zawaliłeś sprawę
o co chodzi z kolesiem podobnym do luke'a? jakieś teorie?
-jess
CZYTASZ
mirror | cake
FanfictionProwadzisz normalne życie zwykłego nastolatka. Żadnych wielkich zmian, nieoczekiwanych zwrotów akcji. Masz wrażenie, że wszystko jest stałe, tak stabilne, że nic nie jest w stanie tego zachwiać. Co jednak, gdy twoja matka kupuje lustro na wyprzedaży...