Rozdział VII

1.7K 206 40
                                    

Od przedwczoraj kontakty pomiędzy mną a Sebastianem ograniczały się do niezbędnego minimum. Kąpałem i ubierałem się sam. Wbrew opinii potrafiłem sobie z tym poradzić. Demon przygotowywał mi ubrania zanim się budziłem. Na szafce nocnej czekała na mnie też ciepła herbata.

Nie pokazywał mi się na oczy. Nie towarzyszył mi przy posiłkach. Nie wychodził razem ze mną na taras. Nie prowadził ze mną gier słownych w bawialni. Trzymał się z daleka, tak jak mu kazałem.

- Ciel, twój khansama jest przygnębiony - zaczął, siedzący obok mnie Bengalczyk.

Zmierzyłem go ukradkiem, spoglądając znad filiżanki. Poruszał niespokojnie palcami, lekko drżały mu ręce.

Sebastian coś mu zrobił? Nie, nie posunąłby się do tego...

- On nie wie, co to przygnębienie - odburknąłem.

Padało. Krople deszczu zawzięcie pukały w szyby oraz rozbijały się o fasadę budynku. Miałem nadzieję, że pogoda szybko się poprawi. Bez demona u boku takie dni wydawały się jeszcze bardziej melancholijne i wprawiające w zadumę, z której raczej nie wyciągało się pozytywnych wniosków.

- Jesteś pewien? Wygląda na smutnego.

Wydałem z siebie jedynie ciche prychnięcie, czym ostatecznie zakończyłem rozmowę.

Było mi źle.

Nie mogłem dopatrzeć się niczego konkretnego, co wprawiałoby mnie w taki stan. Nie doskwierał mi dyskomfort. Po prostu było mi źle. W każdym znaczeniu tego słowa, a jednocześnie w żadnym z nich.

Kiedy korzystałem z ciepłej kąpieli, opuściły mnie siły. Nie byłem w stanie wstać i się wytrzeć. Tak przynajmniej przeczuwałem, dlatego tkwiłem w powoli stygnącej wodzie. Wyglądałem za okno. Na czarnym niebie nie było ani jednej gwiazdki. Wszystko zasłonięte przez chmury i dymy. Nie wiedziałem, która była godzina, ale na pewno późna.

Ciekawe, czy Sebastian się niepokoi...

Pokręciłem głową z dezaprobatą, zażenowany swoimi własnymi myślami.

Co się ze mną dzieje?

Podniosłem prawą rękę z trudem i dotknąłem nią policzka pod okiem, które utraciło błękit. Nic przez nie nie czułem. Może to dziwne, ale wydawało mi się, że odbieram dzięki niemu różne rzeczy. A teraz nic. Pustka.

Czemu nie przyjdzie...? Przecież... to nie był rozkaz, prawda?

Jestem głupi. Tak, właśnie taki jestem, czy zawsze byłem?

Szarpnąłem się nagle niczym poparzony.

Nie, nie, nie! Tylko nie to!

Próbowałem szybko wyjść z wanny. Obawiałem się, że mógłbym zachłysnąć się wodą albo gorzej, jeśli dopadną mnie spazmy. Ostatecznie upadłem na podłogę. Udało mi się nie uderzyć głową w kafelki, jednak przeczuwałem, że będę mieć siniaki na rękach i żebrach. Skuliłem się. Nic już więcej mną nie szarpnęło.

- Paniczu, wszystko w porządku?

Lekko oszołomiony bólem wydałem z siebie coś na kształt skomlenia. Nie byłem w stanie wyartykułować czegokolwiek.

- Czy mogę zasugerować pomoc?

Nie przychodź, nie patrz, nie dotykaj, nie wchodź, nie patrz, nie dotykaj, nie podchodź, nie patrz, nie dotykaj, nie patrz...

Fragmenty duszy | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz