Rozdział XXII

574 45 19
                                    

Rozdział jaki długi jest, każdy widzi. Ciężko wrócić do czegoś, czego nie pisało się tak dawno... ;-;
Proszę o wyrozumiałość...
---------------------------------------------

Częściowo przyzwyczaiłem się już do chaotycznej struktury ogrodu otaczającego Cienisty Dwór, a jednak dawno nieprzycinane krzewy nadal budziły we mnie niepokój. Zupełnie jakby nachylały się w moją stronę, żeby w jednej chwili opleść ciernistym pędem i wciągnąć gdzieś za omszały murek. W chwili obecnej unosiła się nad nimi efemeryczna mgiełka, która zaczęła znikać, kiedy słońce też wychyliło się zza chmur. Zaczynało się robić cieplej.

Wiklinowe krzesło zapiszczało odrobinę, kiedy poprawiłem na nim swoją pozycję. Nogi przykrywał mi granatowo-czarny pled, chociaż mówiłem Sebastianowi, że wcale nie potrzebowałem okrycia. Obok mnie siedział niemalże nieruchomo Swen. Zasugerowałem mu wspólne śniadanie, na co przystał za zgodą Hallgrima. Cieszył się świeżym powietrzem i uczuciem wilgoci na swoich policzkach. Jego powieki poruszały się powoli jak pod wodą, a na rzęsach zdawały się osiadać drobne krople.

Nie słychać było ptasich treli, a jedynie złowrogie krakanie gdzieś w oddali. Za naszymi plecami strzelały w górę masywne ściany starego domostwa, a z nieszczelnych rynien co jakiś czas spadały krople deszczu. Rozbijały się głucho o parasol nad naszymi głowami.

– Dziękuję, że okazujesz mi zainteresowanie, nawet jeżeli marne ze mnie towarzystwo – odezwał się sennie. Od czasu do czasu powtarzał to, zupełnie jakby chciał wypełnić nie do końca niezręczną ciszę, która czasem między nami zapadała. Nie musiałem chyba mówić, że wcale nie rozluźniało to atmosfery.

– Przecież to nic takiego... – zacząłem, chociaż nie wiedziałem, co miałbym dodać. – Nie rozumiem, dlaczego nie miałbym ci nie okazywać zainteresowania – odparłem, spodziewając się otrzymać w odpowiedzi jedynie ciężkie, anemiczne westchnienie.

Ostatnio całkiem sporo czasu spędzaliśmy razem. Grywaliśmy wieczorami w szachy, jeżeli Swenowi starczało sił. Chadzaliśmy razem do biblioteki, gdzie zajmowałem się przeglądaniem wiekowego księgozbioru, podczas gdy mój rówieśnik oddawał się lekturze. Pijaliśmy herbatę pod najbliższymi krzewami róż. Niekiedy prowadziłem jego wózek po korytarzach trzeciego piętra, skąd patrzyliśmy na zachodzące słońce. Ot, zwykłe ludzkie rozrywki...

... o które Sebastian zdawał się być niespodziewanie wręcz zazdrosny.

Z początku uznałem, że jedynie odbieram mylnie zachowanie demona. W końcu nie miał powodów, by się obawiać o to, że stracę nim zainteresowanie. Wcześniej też nie wydawał się Swenowi niechętny, więc nie spodziewałem się, że zacznie żywić wobec niego jakieś negatywne uczucia. Nadal zachowywał się wobec niego bardzo taktownie i z szacunkiem należytym ofierze jego brata. Nie oponował, kiedy prosiłem go czasami, aby przyniósł nam herbatę czy też przyniósł dwa kawałki ciasta. Dopiero wieczorem, kiedy zostawaliśmy sami, ukazywał swoją zaborczą stronę. Nie robił tego za pomocą słów, raczej nie miał podobnych rzeczy w zwyczaju, ale swoimi gestami dawał mi odczuć, że zupełnie nie chce się mną dzielić.

Tymczasem jednak bez słowa skargi podał nam gofry upstrzone lawiną owoców o intensywnej barwie. Swen nie okazał się równie wielkim amatorem słodkości co ja, co nie oznaczało jednak, że nie umiał ich docenić. Nie nazwałbym tego oczywiście najlepszym przykładem zbilansowanego drugiego śniadania, ale dzisiejszego dnia nie umiałbym zacząć w inny sposób niż od dostarczenia sobie możliwie jak największej ilości cukru.

– Życzę smacznego – powiedział, po czym oddalił się. Zwykle zostawiał nas samych, chociaż nie wiedziałem, czym w takich chwilach się zajmował. Nie umiałem powiedzieć, czy kręcił się bez celu po wielkim domu, czy też rozmawiał z jego mieszkańcami, którym okazywał nieco więcej sympatii, czy też spędzał czas w naszych pokojach, bawiąc się drobinkami węgla. Nigdy nie chciał tego robić w mojej obecności...

Fragmenty duszy | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz