Rozdział I

4.1K 289 59
                                    

Krótki regulamin czytania i komentowania:

1. Komentarze są mile widziane, jednak uprasza się o pamiętaniu o kulturze języka podczas pisania ich. Wulgaryzmy nie są mile widziane.

2. Autor, jako osoba płci męskiej, życzy sobie, by w męskiej formie się do niego zwracano, a artykułuje to, gdyż wyjątkowo często brany jest za nastolatkę. 

-----------------------------------------------------------------------

Akcja opowiadania ma miejsce w roku 1900, stąd Ciel ma w nim dwadzieścia pięć lat. Wszystkie wzmianki w tekście, które temu przeczą wynikają z niedopatrzenia autora (matematyka mnie wtedy pokonała czy jak?) podczas pisania i poprawiania następujących rozdziałów. Za niedogodności przepraszam i jeżeli to możliwe, proszę na nie przymknąć oko. Dziękuję i życzę miłego czytania.

-----------------------------------------------------------------------

Przełożyłem kolejny podpisany dokument na stosik innych przeczytanych i wypełnionych papierów. Nie wyczytałem w nich nic zaskakującego. Wydatki były praktycznie takie same jak w raporcie z poprzedniego miesiąca. Zyski zwiększyły się nieznacznie. Sprzedaż we Francji wzrosła. Budowa fabryki w Niemczech przebiegła pomyślnie.

Przeciągnąłem się w fotelu, na którym siedziałem. Strzeliło mi w kręgosłupie. Usiadłem wygodniej, odsuwając się od biurka i papierkowej roboty.

Pozostało mi jeszcze odpisać na ważniejsze listy, jednak zwlekałem z tym. Chciałem najpierw odprężyć się przy podwieczorku, a właśnie zbliżała się jego pora.

Zacząłem porządkować hebanowy blat, by mógł się na nim spokojnie zmieścić talerz z ciastem i filiżanka z herbatą. Odsunąłem dokumenty na sam skraj pulpitu, po chwili dostawiając do nich pióra wraz z kałamarzem. Gazety schowałem do szafki pod blatem, gdzie ostatnio je trzymałem. Muszę powiedzieć Sebastianowi, żeby je stąd wyniósł.

Gdy tylko pomyślałem o swoim lokaju, rozległo się jakże znajome pukanie do drzwi.
- Wejdź - mruknąłem.

Zwykły człowiek nie usłyszałby tego, stojąc za dębowymi drzwiami znajdującymi się na drugim końcu pomieszczenia. Ludzkie ograniczenia nie tyczyły się jednak bruneta, który wszedł do środka wraz z podwieczorkiem.

- Co dziś przygotowałeś? - zapytałem podczas obserwowania zbliżającego się do mnie mężczyzny.

- Ciastka francuskie z nadzieniem jabłkowo-cynamonowym oraz herbatę Darjeeling z najlepszej plantacji Zachodniego Bengalu podane w zastawie Myott - odpowiedział, po czym postawił przede mną porcelanowy talerz z niebieskim, kwiatowym wzorem, na którym umieszczone były posypane cukrem, apetycznie wyglądające ciastka.

Przyglądałem się, jak nalewał w swój popisowy sposób czarną herbatę do filiżanki ozdobionej tym samym niebieskim wzorem, a potem kładzie ją bezdźwięcznie na blacie.

- Życzę smacznego, paniczu.

Chwyciłem srebrny widelec do ciasta i nabiłem na niego pierwszy z brzegu smakołyk. Przeżułem go powoli, delektując się idealnym smakiem. Sebastian stał przy moim fotelu z beznamiętnym wyrazem twarzy. Nie wiem, czy mnie to irytowało, ale chyba jego cyniczny uśmieszek błąkający się od czasu do czasu w kącikach ust był bardziej denerwujący.

Zatopiłem się ponownie w fotelu, popijając średnio słodki napar. Westchnąłem cicho, gdy mój kręgosłup rozluźnił się.

- Dostał dziś panicz list od panienki Elizabeth, prawda? - Niski, głęboki ton dotarł do moich uszu.

Fragmenty duszy | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz