Rozdział XIV

1.4K 150 8
                                    

     Kilka ostatnich dni minęło mi przede wszystkim na spaniu. Straciłem nawet rachubę dni. Kiedy się budziłem najczęściej czekał na mnie posiłek. Sebastian twierdził, że muszę odzyskać siły. Ciężko było nie przyznać mu racji. Poza tym nie widziałem sensu w polemizowaniu. W końcu pozostawałem na jego łasce.

Demon nadal pozostawał w stosunku do mnie oschły. Po pewnym czasie przestałem dociekać, dlaczego taki jest i postanowiłem to zaakceptować. Może po prostu taki jest z natury, już za późno, żeby robić mu o to wyrzuty.

Wyjątkowo obudziłem się wcześnie rano. Okno, jak zwykle w ciągu dnia, było otwarte, żeby wlatywało przez nie świeże powietrze. Wieczorami czuć było morską bryzę. Teraz, przy bezwietrznej pogodzie, zasłony ledwo się poruszały.

Ziewnąłem i przetarłem kilkukrotnie zmęczone oczy. Leżałem przez dłuższą chwilę w bezruchu, a gdy rozbudziłem się odrobinę bardziej, usiadłem. Przyzwyczaiłem się już do odrobinę twardego materaca, na którym spędzałem większość czasu. Oswoiłem się też z resztą otoczenia.

Rozejrzałem się powoli po prywatnym pokoju. Spodziewałem się Sebastiana, który zwykle towarzyszył mi przy pobudce. Kiedy mogłem na niego patrzeć, czułem się nieco mniej zagubiony. Kurczowo trzymałem się bliskiego mi mężczyzny, choć nieraz miałem wrażenie, że jest coraz dalej i dalej ode mnie w przenośnym tego słowa znaczeniu.

Demona nie było w pomieszczeniu, ani też nigdzie w pobliżu. Wyczuwałem to. Bez jego obecności pokoje wydawały się bardzo zimne i obce.

Powolnie wysunąłem się z pościeli i postawiłem stopy na białym, puszystym dywanie. Chwilę później przechodziłem się po ciemnych, dębowych deskach, żeby chwycić za mosiężną klamkę i pchnąć ciężkie drzwi. Wślizgnąłem się do pokoju przypominającego salon. Zdążył mi się on już opatrzyć. Kiedy potrzebowałem skorzystać z łazienki, musiałem przez niego przejść, ale jak dotychczas nie było okazji by spędzić w nim więcej czasu.

Poprawiając koszulę nocną, podszedłem do jednego z obitych białym suknem foteli. Usiadłem na nim, przy okazji lustrując wszystkie inne meble. Odnosiłem wrażenie, że są prawie nieużywane. Wyglądały na nowe, jednak były o wiele bardziej proste i skromne od sprzętów zazwyczaj zakupywanych przez szlachtę. Nie twierdziłem jednak, że nie miały one swojego własnego uroku. Zastanawiało mnie, kto je wybierał. Nie wiedziałem jaki Sebastian miał właściwie gust, jeśli chodzi o takie rzeczy, ale przypuszczałem, że mógł zastać taki wystrój i po prostu postanowił go nie zmieniać.

Usłyszałem trzepot niewielkich skrzydeł. Kiedy zwróciłem wzrok w stronę dochodzącego dźwięku, ujrzałem szarawego ptaszka, który przysiadł na parapecie. Zaglądał do środka, jakby miał zamiar wlecieć. Spojrzał na mnie, przechylił główkę, a po chwili odleciał.

Westchnąłem. Czułem się nijak. Mieszanka zagubienia, nudy i smutku zaczynała mnie przytłaczać. Z jakiegoś powodu przeszedł mnie dreszcz. Naraz wydało mi się, że nie powinienem tu siedzieć. Zanim jednak zdążyłem wrócić do swojej teoretycznie bezpiecznej przestrzeni, jedne z czworga drzwi otworzyły się.

Na szczęście to tylko Sebastian.

Przywitałem się z nim zdawkowo. Chciałem zapytać, gdzie był, ale powstrzymałem się. Poza tym dostrzegłem tacę z herbatą, więc to dało mi jakąś odpowiedź.

Przyjąłem od niego czarną filiżankę z białym, roślinnym ornamentem. Spodobał mi się ten kontrast. Zapach herbaty był bardzo subtelny, nie potrafiłem rozpoznać jej gatunku.

- Widzę, że już ci lepiej - powiedział demon, opadając lekko na fotel po przeciwnej stronie stolika do kawy.

Dużo się zmieniło przez te kilka dni. Przeszliśmy z demonem na "ty". Dało mi to pewne zapewnienie, że małymi krokami dokądś zmierzamy. Dręczył mnie jednak fakt, że tak właściwie nie rozmawiamy. Cisza w towarzystwie demona nie była nieprzyjemna, ale chciałbym móc wciągnąć go w jakąś wyczerpującą konwersację.

Fragmenty duszy | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz