Rozdział II

2.2K 249 64
                                    

- Paniczu. Już pora wstać. - Głos Sebastiana wydobywał moją świadomość z pajęczyny odpoczynku bez sennych marzeń. - Paniczu?

Przewróciłem się na drugi bok, ignorując kamerdynera. Wtuliłem się w ciepłe pielesze i zacisnąłem palce na poduszce.

- Jeszcze moment.

- Jest już późno - zaczął. - Powinien panicz już dawno wstać.

Powoli otworzyłem lewe oko. W kominku palił się ogień, cicho trzaskało muskane językami ognia drewno. Za oknem było szaro. Zapowiadało się na ulewę.

- Mam na dziś zaplanowane jakieś spotkanie?

- Żadnego.

- Więc jest to świetna okazja, żeby zrobić sobie dzień wolny - mruknąłem sennie, zagrzebując się w pościeli. - Ostatnio stwierdziłeś, że jestem spięty. Potrzebuję odpoczynku, Sebastianie.

- Dobrze. Jednak nalegam, żeby panicz już nie spał.

- Tak, tak, bo rozreguluję sobie rytm dobowy, pamiętam o tym.

Przeciągnąłem się, jednak nie miałem najmniejszej ochoty na wyjście z łóżka. Przewróciłem się na plecy.

- Życzę sobie na śniadanie naleśniki z truskawkami. Przynieś mi je do łóżka. Nie przyjmuję odmowy.

Demon nie oponował, tylko bez gadania poszedł przygotować posiłek. Lekko mnie to zdziwiło, ale nie miałem powodu do narzekań. Sięgnąłem po pozostawioną na szafce nocnej filiżankę. Upiłem z niej łyk ciepłego naparu i wziąłem do ręki gazetę. Nieśpiesznie zacząłem zaczytywać się w niezbyt pouczające artykuły, jednakowoż dziś mogłem sobie na to pozwolić.

Szelest papieru i trzaskanie opału w kominku w jakiś sposób mnie odprężało. Nie chodzi o to, że obudziłem się spięty. Choć faktycznie może trochę, ale nie było ku temu żadnego powodu. W sumie nie spałem zbyt dobrze. Byłem lekko skołowany, bo nie potrafiłem wyjaśnić dlaczego.

Odsunąłem rozmyślania od siebie i zabrałem się za czytanie artykułu o nowym leku, który rzekomo miał być tym "cudownym lekiem". Czysta głupota.

Oczekiwanie na Sebastiana zaczęło mi się lekko dłużyć. Złożyłem gazetę i rozprostowałem kręgosłup. Zacząłem wpatrywać się w niebieski baldachim haftowany złotymi i srebrnymi nićmi.

Nawet najcudowniejszy lek już by mi nie pomógł. Dotknąłem policzka pod prawym okiem. Nie żałowałem. Po prostu nie byłem pewny, ile czasu mi pozostało. Zdawałem sobie sprawę z tego, jak dni przeciekają mi przez palce. Cel, który miałem osiągnąć przy pomocy Sebastiana, nie wydawał się przybliżać. Nie miałem pojęcia, kiedy wpadnę na jakikolwiek trop, ale na razie się na to nie zapowiadało. Pewnie nikt nie widziałby w tym powodu do zmartwień, przynajmniej dłużej pożyję. Obawiałem się jednak, że demon zaczyna się mną nudzić. Chyba każdy zaniepokoiłby się, skoro nie wiadomo, co dokładnie taka istota jest w stanie zrobić, gdy znuży się swoją dotychczasową zdobyczą. Mam nadzieję, że nie to samo, co koty ze swoją ofiarą...

Z rozmyślań wyrwało mnie pukanie, po którym nastąpiło skrzypnięcie drzwi. Doprowadziłem się do porządku, żeby nie zbłaźnić się przed Sebastianem. Odrzuciłem gazetę na etażerkę. Po pokoju rozszedł się cudowny zapach słodkich naleśników. Wprost uwielbiałem jeść takie śniadania w łóżku. Szkoda, że lokaj tak rzadko zgadzał się na coś takiego. Gdybym mu rozkazał się na to zgodzić, wypadłoby to okropnie dziecinnie.

Demon postawił przede mną ostrożnie srebrzystą tacę. Przez chwilę delektowałem się samym aromatem truskawek i rozpuszczonej czekolady. Najlepsze z możliwych zestawień. Nie trzeba mnie było zachęcać do jedzenia. W jednej chwili z talerza zniknął pierwszy naleśnik, którego popiłem świeżo parzoną czarną herbatą. Zdawało mi się, że na wargach bruneta, stojącego przy łóżku, pojawił się cień uśmiechu.

Fragmenty duszy | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz