Rozdział XXIV

404 42 63
                                    


Rozdział jest! Dodatkowo jest wstawiony w planowanym terminie i dwa razy dłuższy od poprzedniego zgodnie z obietnicą!

===================================

Nie zdziwiło mnie to, iż Sebastian stwierdził, że będzie lepiej, jeżeli tę noc spędze samotnie. Nie chciał, aby jego obecność wywierała na mnie presję. Był jednak gotowy stawić się na moje wezwanie tak jak zawsze, za co mu podziękowałem. Taka potrzeba nie zaszła aż do wczesnego ranka, kiedy niebo żegnało się z granatem i przybierało odcień szarości. Dzień zapowiadał się pochmurno, być może nawet nadciągał sztorm.

W ciągu nocy parokrotnie się budziłem, chociaż nie była to próba ratunku przed nieprzyjemnymi snami. Rozglądając się po mojej sypialni, nie znajdowałem niczego, co mogłoby zakłócić mój sen. Nie dochodziły do mnie też żadne dźwięki dostatecznie głośne, by mnie zbudzić. Zasypiałem z powrotem, nie szukając zbyt długo przyczyny swoich nietypowych pobudek. Gdy jednak moje oczy po raz kolejny otworzyły się w odpowiedzi na jakiś bodziec, przeraziłem się. Jeszcze nigdy wcześniej moje ciało nie przygotowało się do ucieczki tak szybko, jak w chwili, gdy w moje źrenice zaglądała para lśniących niczym kryształy oczu.

Zniknęły w momencie, w którym otwierałem usta, by krzyknąć. Powstrzymałem się przed zawołaniem o pomoc, chociaż nie czułem, żeby zagrożenie minęło. Oddychałem szybko, jednak poza unoszącą się i opadającą z determinacją klatką piersiową, nie ruszyłem się ani o centymetr.

Nie wyczuwałem w pomieszczeniu niczyjej obecności. Nikogo też nie dostrzegałem, nie wyczuwałem ciężaru żadnego ciała na łóżku, jeżeli chodzi o bardziej namacalne potwierdzenie bytności nieznanej osoby w pobliżu.

Powiedziałem sobie, że muszę się uspokoić. Być może to mi się tylko przyśniło. Dlaczego mój umysł postanowił zbudzić mnie bladym świtem widokiem dziecka o przenikliwych jaśniejących oczach, tego nie potrafiłem odgadnąć. Nie rozpoznałem w młodej twarzy nikogo znajomego, jednak dojrzałem ją tylko na chwilę. Bliska odległość też nie sprzyjała analizowaniu rysów twarzy. Nagłe zniknięcie mary sprzyjało tezie, że była jedynie senną halucynacją. Niczym, czym należałoby się przejmować. Gdy jednak żyło się w posiadłości zdominowanej przez demony, najmniej prawdopodobne rozwiązania potrafiły okazać się tymi prawdziwymi.

Usiadłem, rozglądając się po sypialni jeszcze raz. Nic nie wyglądało niepokojąco ani inaczej niż zwykle. Zacisnąłem palce na brzegu kołdry, by zaraz znów je rozluźnić. Jedno z okien było uchylone, żeby do pomieszczenia dostawało się nieco świeżego powietrza. Żaden człowiek jednak nie dałby rady wspiąć się na wysokość trzeciego piętra i wsunąć do środka, a po zbudzeniu mnie swoim świdrującym spojrzeniem rozpłynąć się w powietrzu.

Chłód wciskał się powoli pod koszulę, w której spałem, odganiając ode mnie strzępki senności.

Postanowiłem wstać z łóżka, wiedząc, że nie dam rady kontynuować odpoczynku. Założyłem szlafrok, który jednak nie osłonił mnie całkowicie przed zimnem nieopalonego pomieszczenia. Wypowiedziałem imię Sebastiana, zanim objąłem dłonią klamkę drzwi wychodzących na salon. Nie musiałem donośnie go wołać, by wiedzieć, że stawi się na moją prośbę. Spodziewałem się ujrzeć go, kiedy tylko przekroczę próg. Usłyszeć jego głos nim to się stanie.

Nie zastałem go jednak.

Stałem przez moment w miejscu, czekając aż się zjawi, ale nic takiego nie nastąpiło. Nie chciałem krzyczeć o tak wczesnej porze. Robienie rabanu w nieswoim lokum wydawało mi się zgoła nie na miejscu. Kiedy moje nagie stopy zaczęły marznąć, usiadłem na fotelu.

Fragmenty duszy | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz