Rozdział XVI

1.5K 154 58
                                    

Poranek był wyjątkowo pogodny. Czuć było zbliżające się lato. Ciepły wiatr wlatywał przez otwarte okno i muskał moją skórę, niosąc za sobą zapach dojrzewającej roślinności.

- Życzyłby sobie panicz zjeść w towarzystwie ludzi czy samotnie?

- Wolałbym zjeść tutaj. Nie znam jeszcze wszystkich, nie chciałbym czuć się niezręcznie.

- Rozumiem. W takim razie niedługo wrócę. Wybacz.

Mężczyzna wyszedł, zostawiając mnie samego z przemyśleniami. Zdziwiłem się trochę, gdy znów zaczął nazywać mnie "paniczem". Miałem wrażenie, że zaczął tym samym odbudowywać ścianę, która dotąd nas dzieliła. Nie wiedziałem, co o tym myśleć, dlatego postanowiłem mu o tym nie wspominać. Mógł mieć różne powody, dla których do tego wrócił. Nie próbowałem ich odgadnąć póki co, na razie za mało o nim wiedziałem. Planowałem to zmienić. Bez pośpiechu. Pośpiech wydawał się tutaj nie na miejscu.

Wpatrywałem się w filiżankę w kremowym kolorze. Uniosłem rękę do opaski na oku i poprawiłem jej ułożenie odrobinę. Sebastian twierdził, że nie musiałem jej nosić, ale przyzwyczaiłem się do niej. Zupełnie jak demon do swoich rękawiczek.

Przez moment próbowałem przypomnieć sobie, czy miałem okazję przyjrzeć się z bliska jego dłoniom. Wydawało mi się, że nie. Pomyślałem, że pewnie pozwoliłby mi je obejrzeć, gdybym zechciał. Niezręcznie zrobiłoby się, gdyby zapytał o konkretny powód. Nie mogłem odpowiedzieć, "tak chcę", jednak bardziej chyliłem się do przejawu braku kultury, niż wyjaśnianiu tego, co mną tak właściwie kieruję. Sam jeszcze tego nie pojąłem.

Pogładziłem biały materiał kanapy, na której siedziałem. Był bardzo przyjemny w dotyku.

Brunet wrócił po chwili razem z pokalem budyniu waniliowego.

- Usiądź obok mnie - powiedziałem niewzruszony i zająłem się nietypowym śniadaniem.

Nie oponował i zajął miejsce obok z zachowaniem stosownego odstępu.

- Smacznego, paniczu.

- Dziękuję. - Właśnie unosiłem jedną z truskawek na łyżce do ust.

Nie przeszkadzało mi to, że Sebastian patrzył się, gdy jadłem. Robił to w końcu dobre kilka lat, zdążyłem się przyzwyczaić. Zwykle i tak zajmował wzrok czymś innym niż ja, więc nawet nie czułem na sobie jego spojrzenia zbyt często.

Wyczuwałem, że jego nastrój oscyluje pomiędzy spokojem a melancholią. Liczyłem na to, że w tej kwestii nic nie zmieni się na gorsze i demon nie wpadnie w zły humor. Kiedy się denerwował miałem wrażenie, że drgają ściany pomieszczenia, w którym aktualnie się znajdował.

Zadrżałem na wspomnienie dopadającego go szaleństwa podczas zmagań z kuriozalnymi lalkami na luksusowym liniowcu. Najbardziej zadziwiające było to, że gdy wszystko się skończyło po Sebastianie nie dało się poznać, że przed momentem roztrzaskał kilkadziesiąt albo nawet setkę czaszek pozbawionych dusz ciał. Tylko zniszczone, przesiąknięte krwią ubranie, mogłoby świadczyć o tym, co zrobił. Wydawało mi się, że sprawiło mu to przyjemność lub zabawiło go.

Odgoniłem od siebie wspomnienia z tamtej nocy. Nie były szczególnie przyjemne.

- Dziękuję.

Odłożyłem łyżeczkę do pokala. Sebastian natychmiast chciał posprzątać po posiłku, jednak powstrzymałem go.

- Nie ucieknie ci - mruknąłem, nie patrząc na niego.

Uniesione w górę ręce opadły z powrotem na kanapę, a ramiona demona rozluźniły się.

Fragmenty duszy | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz