Rozdział XXVI

387 33 15
                                    


Widzcie, że powinienen się teraz uczyć szkła labolatoryjnego oraz metod oczyszczania i otrzymywania związków organicznych :"*

===============================

Skórzane obicie oparcia krzesła było twarde i niewygodnie. Wbijało mi się w łopatki. Zapewne było przeznaczone dla osób nieco wyższych, jednak przywykłem do tego, że w Cienimstym Dworze meble wydawały się większe niż te, do których przywykłem. Do gabinetu Montgomery'ego wpadało światło przedpołudniowego słońca, a w jego towarzystwie przez uchylone okno wślizgiwał się wietrzyk niosący zapach morskiej soli. Cieszyłem się takimi chwilami. Sam nie do końca wiedziałem dlaczego. Być może czerpałem z nich poczucie normalności i zwykłości, jaką utożsamiałem z ludzkim życiem. Wpatrując się w niebo, z którego błękit spoglądał coraz śmielej na znajdujące się pod nim pola, odczuwałem przyjemną błogość. Zapominałem o tym, że znajdowałem się w gabinecie mężczyzny z żyłami wypełnionymi mieszanką krwi człowieczej i demoniej, w posiadłości będącej ostoją istot nadprzyrodzonych.

Starałem się nie przyglądać nowym rycinom przymocowanym szpilkami do tapety, aby to uczucie nie ulotniło się zbyt szybko. Niespiesznie popijałem assam z nieornamentowanej, białej filiżanki.

Nie dałem rudawemu blondynowi zbyt wiele czasu na rozpakowanie się, ale nie przeszkadzało mi, że teraz zajmował się wyciąganiem różnych rzeczy ze swojej wysłużonej walizki. Strącił kupkę notatek, gdy stawiał ją na na biurku. Gdy chciałem pozbierać papiery z podłogi, powiedział, że sam to zrobi, lecz podziękował za chęć pomocy.

– Wiem, że jestem bałaganiarzem, ale muszę wiedzieć, jak mam co poukładane, inaczej się nie odnajdę – wyjaśnił.

Nie umiałem stwierdzić z jakiego konkretnego powodu Montgomery wydawał mi się dzisiaj nieco przygaszony. Kojarzyłem jego osobę głównie z zapałem godnym ciekawego świata obserwatora czy naukowca-amatora. Jego sympatyczne usposobienie odmładzały go, a chociaż nie mogłem zarzucić mu tego, że mijający czas go nie rozpieszczał, teraz widać było po nim, że jest z dekadę starszy ode mnie. Zrzuciłem jego aurę na zmęczenie spowodowane podróżą, ale dla pewności wyraziłem swoje zaniepokojenie jego nastrojem.

– Czy coś się stało? Jesteś jakiś nieswój, czy jedynie mi się wydaje?

Chyba zaskoczyłem go tym pytaniem, ponieważ nerwowo wykręcił szyję w przeciwną stronę. Nie zamierzałem zmuszać go do zwierzania mi się, a jednak wstrzymałem się ze stwierdzeniem, że nie musiał mi niczego mówić, jeśli nie miał na to ochoty.

– Sam nie wiem. Chyba udziela mi się tutejsza atmosfera – westchnął lekko, przecierając prawe oko. – Hallgrim zatelegrafował do mnie i powiedział, żebym opóźnił swój przyjazd. Dopiero dzisiaj dowiedziałem się, dlaczego kazał mi tak zrobić. Zostanie dłużej w Szkocji nie było dla mnie wielkim problemem, ale zaniepokoiła mnie to polecenie pozostawione bez wyjaśnienia. – Skinąłem głową. – Cieszę się, że jednak wszyscy są bezpieczni.

Ciężko było mi zgodzić się co do ostatniego stwierdzenia. Nie mogłem powiedzieć, żeby Victoir wyrządziła mi jakąś krzywdę od czasu, kiedy pojawiła się w towarzystwie córki i własnych roszczeń. Nie zmieniało to jednak faktu, że nie ufałem jej i sama świadomość przebywania z nią w jednym budynku wywoływała mój niepokój. Właściwie nawet nie spotkałem jej od ostatniego razu, choć czasem miałem wrażenie, jakby obserwowała mnie przez okna czy gdzieś zza rogu. Nie wiedziałem, czego mam się po kobiecie spodziewać. Wolałem jednak założyć, że jest w stanie posunąć się do wszystkiego w osiągnięciu własnych celów, a w tych, jako towarzysz Sebastiana, mogłem jej wadzić. Zawsze pozostawało liczenie na to, że nie sądziła, abym był dla demona czymś więcej niż jedynie kąskiem, którego pilnie strzeże, co wydawało się całkiem prawdopodobne. W końcu całkowicie zignorowała moją obecność, gdy miałem okazję obserwować jej huczne przybycie.

Fragmenty duszy | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz