Rozdział XVII

1.6K 173 47
                                    

Część tego rozdziału była pisana w październiku zeszłego roku, a część wczoraj. Wydaję mi się, że to strasznie widać, ale przynajmniej jest to dowód na to, że jakoś się rozwijam. Taką mam przynajmniej nadzieję ;_; Nie bijcie!

Nie wiem, jak będą się teraz pojawiały rozdziały wszelkich kontynuacji. Muszę przypomnieć sobie, co się w nich działo. Mam teraz ferie, więc liczę na to, że się z tym uporam. Tymczasem do zobaczenia, zapewne dopiero w Walentynki!

---------------------------------------------------------------------

Kichnąłem w raczej mało dystyngowany sposób. Sebastian towarzyszący mi przy przeziębieniu, podał mi chusteczkę. Co chwila sprawdzał, czy nie dostałem gorączki. Złapałem tylko katar, prawdopodobnie przez lekką zmianę klimatu. Nacieszyłem się wczoraj orzeźwiającym, morskim powietrzem, jednakowoż musiało mnie odrobinę przewiać. Wieczorem zaczęła boleć mnie głowa, a rano demon nie pozwolił mi wstać z łóżka.

- To nic poważnego, Sebastianie.

Zaczynało mi się nużyć. Miałem nadzieję, że dziś również będę mieć okazję ku podziwianiu widoków z końskiego grzbietu, jednak na razie się na to nie zapowiadało. Brakowało mi rutynowego zajęcia, lecz miałem nadzieję, że Montogmery pozwoli mi zostać swoim asystentem chociaż na pewien czas.

- Czy Montgomery już wrócił?

- Wróci dzisiaj po południu. Czyżbyś aż tak bardzo tęsknił za Mey-Rin? - zapytał ironicznie demon.

- To chyba naturalne, że powinienem interesować się, co się dzieje ze służbą podczas nieobecności, czyż nie?

- Ależ oczywiście.

Oparłem się wygodnie o wezgłowie. Niedawno zjadłem obfite, pożywne śniadanie, popijając je czerwoną herbatą. Brakowało mi gazety, którą mógłbym przeglądać, ale przyzwyczaiłem się, że one tutaj nie docierają. Nie wątpiłem, że demony nie są obojętne wobec zmian oraz wydarzeń mających miejsce w ludzkiej społeczności, jednak nie miałem dostępu do codziennych wieści.

- Może potrafisz wyciągać z ludzi choroby niczym kot. Jak uważasz, Sebastianie?

- Nie wydaję mi się, żebym posiadał takie zdolności - odrzekł, nie wyczuwając najwyraźniej moich intencji.

Skinieniem dłoni nakazałem mu, aby się nachylił. Gdy pojął, że życzę sobie, by się położył, zrobił to w sposób przypominający mi o moim zdechłym psie. Ułożył się wzdłuż mnie. Głowę miał na wysokości mojej dłoni, więc pogładziłem go po włosach.

- Gdybyś liczył sobie mniej wzrostu, byłoby wygodniej.

- Musisz mi wybaczyć, paniczu.

Dłuższą chwilę bawiłem się idealnie czarnymi kosmykami, tak gładkimi, że wyślizgiwały się z palców. Demon nie miał nic przeciwko mojemu dotykowi, nieczęsto jednak odwdzięczał mi się tym samym. Mruknął wyraźnie zadowolony, kiedy moje palce pogładziły go po szczęce, dlatego, aby się z nim podroczyć, zaprzestałem czułości. Zachował niewzruszony wyraz twarzy, jednak potrafiłem dostrzec, że nie był z tego zadowolony.

Przez uchylone okno nieśmiało wpadały ciche dźwięki muzyki. Jak mogłem się domyślać, dobiegały one z piętra, z komnat Hallgrima. Zapytałem o muzykę Sebastiana. Potwierdził, że to sprawka jego brata. To go odprężało.

- Odprężało? Czymże mógłby się stresować? - zapytałem, jednak po chwili zastanowienia uznałem, że zabrzmiało to nietaktownie i pretensjonalnie.

Fragmenty duszy | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz