Rozdział III

1.9K 218 12
                                    

Zmierzchało. Choć znacznie się ochłodziło, nie wróciłem do ciepłego wnętrza sypialni. Opierając się na balustradzie balkonu, wpatrywałem się w ciemny skraj lasu. Próbowałem ochłonąć. Dzisiejszy dzień był... inny? Może to nie jest zbyt dobre określenie. Po prostu byłem jakiś nieswój. Nie czułem się zbyt dobrze i zdawało mi się, że męczą mnie uderzenia gorąca. Poza tym rutyna dnia zaczynała mnie już nużyć, a zupełnie nie miałem pomysłu na to, jak ją przełamać.

W dodatku Sebastian był dziś jakiś, lekko mówiąc, poddenerwowany. Nie chodzi o to, że był dla mnie nieprzyjemny czy coś w tym rodzaju. Wyczułem, że jest zirytowany, co odbiło się na moim humorze. Tak mi się wydawało. Ale to, że ja czuję się źle wtedy kiedy on, nie ma większego sensu. Dotychczas tak nie się nie działo, więc czemu teraz?

Bez sensu. Właśnie. To jest kompletny nonsens. Nie rozumiem, o co chodzi. To przez kontrakt? Czy to jakieś demonie sztuczki, o których nie mam pojęcia? Sebastian nie ośmieliłby się zabawiać mną w taki sposób, prawda? Chociaż kto go tam wie...

Czułem jak potęgował się we mnie gniew. Krew zaczęła się burzyć. A za chwilę wszystko wróciło do normy. Wziąłem kilka głębokich oddechów. Nie mogłem pozwolić sobie na panikę. To nie wchodziło w grę.

Zacząłem krążyć pomiędzy jednym końcem balkonu a drugim. Zimne powietrze nie rozjaśniło mi umysłu. Jak na złość po głowie zaczynały mi krążyć coraz bardziej uciążliwe myśli. Wizję, które pojawiały mi się przed oczami, a choć były znajome nie potrafiłem ich rozpoznać. Wspomnienia mi nieobce, a jednak nie moje. A gdy próbowałem sobie je przypomnieć, nie potrafiłem przywołać żadnego z nich.

Nie bałem się tego stanu, jednak był on uciążliwy i powoli zaczynał doprowadzać mnie do szału...

Rozbolała mnie głowa. Może to objaw jakiejś choroby? Tylko czy to początkowe objawy, czy już w pełni rozwinięta choroba? Chyba przesadzałem. Pewnie te napady gonitw myśli niedługo mi przejdą. Przez nie nie byłem w stanie ostatnio myśleć racjonalnie. Zresztą stało się to dość widoczne. Nawet Snake, czy raczej jego węże, zaniepokoiły się ostatnio o moje zdrowie. Sebastian również starał się poprawić mi nastrój i utwierdzał w przekonaniu, że to tylko chwilowa dolegliwość. A dni mijały...

- Zanieś mnie do wanny, skoro już tu przyszedłeś.

Demon stał w drzwiach, lecz nie powiedział nic, żeby dać znać o swojej obecności. Dobrze, że nie myślałem na głos, bo jeszcze zmieniłby do mnie stosunek.

Podszedł do mnie i bez słowa wziął na ręce. Był przyjemnie ciepły.

- Nie powinieneś wychodzić na zewnątrz o tej porze, paniczu. Możesz w ten sposób złapać przeziębienie.

Nie odpowiedziałem, tylko wzmocniłem uścisk na karku mężczyzny. Spokojny chód Sebastiana sprawił, że przyśpieszone tętno unormowało się podobnie jak oddech. Woń, którą roztaczał, przywodziła na myśl siłę, zapewniającą mi bezpieczeństwo. Z drugiej strony mogła wydawać się groźna. Dzika i nieobliczalna.

Stukot butów kamerdynera ucichł, gdy zatrzymał się przed drzwiami łazienki. Nacisnął klamkę i wniósł mnie do środka. Oczekiwał, aż zechcę ustać na podłodze. Tylko że mi było tak dobrze. Nie chciałem go puścić. Mógłbym nawet spokojnie zasnąć w, jakkolwiek beznadziejnie by to nie brzmiało, jego ramionach.

- Coś się stało, paniczu? - Głos demona sprowadził mnie na ziemię.

Puściłem go, zapewniając, że wszystko jest w porządku.

Fragmenty duszy | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz