Czerwony Kapturek
Wersja Fairy Tail- Tak, dobrze. Aha. Pa. - Drobna niebieskowłosa dziewczyna wędrowała przez las, jej przyjaciółka się pochorowała, a jej 'pomagierzy' Jet i Droy byli okropnie przewrażliwieni. Po przypomnieniu wszystkich obowiązków powtórzyli swoją mantre o tym, że powinna się uczyć a nie iść do Lucy. No co ona poradzi, że za chwilę ma sesje! Pomimo, że istnieje magia to trzeba się uczyć... Bez sensu. Chowała właśnie telefon do torebki gdy na kogoś wpadła-był to wysoki meżczyzna z dużą ilością metalu na twarzy i rękach oraz długimi do połowy pleców czarnyni, gęstymi włosami. Ogólnie przewyższał bohaterkę o jakieś 2,5 głowy. Cóż... Shit happens.
- Ej! Tu na dole! Woho! - Levy próbowała zwrócić na siebie uwagę olbrzyma i gdy w końcu ją zdobyła kontynuowała - Panie Wilku, weź się pan przesuń bo zawadzasz. Proszę. - dodała widząc czerwone oczy rozmówcy.
- Wilku? No dobra... Kapturku - czerwony płaszczyk pomimo koloru ognistej czerwieni ładnie komponował się z błękitnymi włosami i brązowymi oczętami.
- Ale... - odezwał się po zamierzeniu jej wzrokiem - chce coś w zamian, Gi-hi. Co tam masz? - zapytał się wskazując na wypchaną torbę.
- Lekarstwa i trochę żarcia, do chorej przyjaciółki idę - odpowiedziała pewnie patrząc się osobnikowi w oczy. Miały fascynujący kolor...
- A jak myślisz... Kapturku... Co ta przyjaciółka teraz robi? - ten uśmiech nie zwiastuje nic dobrego.
- Pewnie śpi... Ej! Odstaw mnie ty zboczeńcu! - Gdy ona gadała od przeżucił ją sobie przez ramię i teraz tylko cieszył się z darnowego masażu plecy. Ciekawe jak zareaguje gdy...- CO TY MNIE KLEPIESZ PO TYŁKU ZBOCZEŃCU CHOLERNY NIE MASZ NIC INNEGO DO ROBOTY ?! ODSTAW MNIE W KOŃCU BO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE!
- Tak, tak, mała. Tak, tak... Gi-Hi, w ogóle to masz niezły tyłeczek. - przez resztę drogi magini się nie odzywała przez jej sławne zakrycie twarzy dłońmi aby ukryć buraczka, dopiero gdy Duży-Zły-Wilk odstawił Levy na ziemię ta spojrzała na niego przez palce. Patrzył się na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- No co? - burkneła i dyskretnie rozejrzała gdzie w ogóle są... To polana niedaleko domu Luce... Ale skąd...?
- Idąc tokiem historii powinnienem cię teraz zjeść... Ale pewnie dostałbym niestrawności... Co byś powiedziała na koncert po... Obiedzie?
- Czy ty masz czelność mnie porywać a teraz proponować mi randke? - szok, niedowierzanie i burak na twarzy.
- jeśli chcesz tak to nazwać Gi-Hi - znowu ten uśmiech.
- Ale co z Lu...? - Jak mogła o niej zapomnieć?!
- gdy się w końcu uspokoiłaś to napisałem do niej z twojego telefonu, że jednak nie dasz rady.
- Co za dekiel z ciebie... - HA! Jednak się uśmiechnęła! - A w ogóle to mogę wiedzieć dlaczego ja?
- Bo tak. - jego postawa wyrażała zdecydowanie.
- To nie jest odpowiedź - przypomniała.
- To jest porwanie - przypomniał - idziesz?<głos tego starego narratora ze Shreka
Gdy Czerwony Kapturek i Wilk jedli obiad odkryli wiele wspólnych tematów, postanowili spotkać się jeszcze jeden, no może dwa, Ewentualnie siedem razy. Gajeel-bo tak nazywał się Wilk-przeniósł się do szkoły Levy i już wtedy oficjalnie zostali parą.
~¤~
Ta miniaturka nie wyszła tak jak miała wyjść xD w pewnym momencie nie miałam pomysłu i tak jakoś wyszło XD
Mam jednak nadzieje, że się podoba ;D
Zachęcam do komentowania i gwiazdkowania ^^
~MandarynaPrzepraszam, że tak długo! :*

CZYTASZ
NaLu |PORZUCONE|
FanfictionPorzucone No po prostu NaLu, bardzo możliwe, że wplącze wiele wątków/nazw/innych cośków z blogów o tej tematyce więc jeśli ktoś wyłapie to będę szczęśliwa :>