03.

285 24 2
                                    


  


    Luhan cały czas karcił się w myślach do czasu telefonu ze strony Chana. Miał do bruneta dozgonny dług wdzięczność, bo gdyby nie on, na pocałunku by się nie skończyło. Kiedy został puszczony przez Sehuna, cofnął się o kilka kroków, przytykając dłoń do lekko rozwartych ust. Jak mógł pozwolić się tak podejść koledze z klasy? Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że chłopak skrupulatnie wybierał sobie ofiary, zawsze dostając to co dusza zapragnie. Blondyn nie chciał być następną zdobyczą. Zdecydowanie bardziej widziało mu się miano dobrego przyjaciela, osoby, która w jakimś stopniu zna i rozumie Sehuna, ale raczej do tego było mu daleko. Chanyeol jako jedyny miał do niego jako taki dostęp, chociaż Lu był zdania, że i tak nie mówią sobie o wszystkim. Jak to między kuzynami bywa.

     Z zamyślania wyrwały go słowa Chana po drugiej stronie słuchawki. Baek? Umarł? Jego serce zaczęło trzy razy szybciej bić i nie wiele myśląc wyrwał telefon z ręki Oh'a, warcząc na Yeola w napadzie adrenaliny. Nie mógł dopuścić, aby jego przyjaciel zginął przez tego jednego wielkiego jełopa, który nie ma zielonego pojęcia, jak obchodzić się z ludźmi.

     - Gdzie jesteście? - zapytał z przerażeniem.

     - Nieopodal parku.. - zaczął Chan, ale Lu już się rozłączył, chowając telefon Sehuna do swojej kieszeni. Już zamierzał biec do parku, aby rozeznać się w sytuacji, ale znowuż nie mógł zostawić Oh'a samego. Dlatego też złapał go za nadgarstek ciągnąc w docelowym kierunku. 

     Biegł szybko napędzany myślą, że rzeczywiście mogło wydarzyć się coś złego. Wypadek samochodowy? Rower go potrącił? Wszedł na słup? Kij golfowy przebił mu mózg? Było tak wiele możliwości, a nasyłało się ich jeszcze więcej, kiedy Han przypominał sobie ostatni odcinek tysiąca sposób na śmierć. Chociaż możliwość zrobienia kosiarki mordercy wydawała się najmniej możliwa. W końcu od parku dzieliła ich prosta przez zatłoczoną ulicę. Naprzeciwko na pierwszej z brzegu ławce leżał BaekHyun z głową odchyloną mocno do tyłu, przy nim siedział Yeol, a jego ręce trzęsły się tak, że nie potrafił odpowiednio zmierzyć mu pulsu. 

     Nie przejmując się nadjeżdżającymi samochodami Luhan przebiegł przez ulicę. Za nim w słuch poszło kilka klaksonów typowych dla citroenów. Oddech utknął mu w piersi z tego wszystkiego, dlatego zmuszony był odkaszleć, jeszcze bardziej przerażając skulonego na ziemi bruneta. W innych sprawach to był takim cwaniaczkiem, a teraz doskonale widać w nim zbitego szczeniaczka. Na świecie było tyle ludzi, który sami się okłamywali i kryli pod wymyślnymi maskami. 

    Sehun odetchnął z ulgą, widząc że Hanowi nic się nie stało. Nie powinien na ślepo biec na czerwonym świetle. Gwarantowany był mandat, a co jeśli akurat policja by przejechała? Albo jakiś samochód by nie wyhamował? Nie umiał dopuścić do siebie podobnej myśli, przechodząc już na zielonym. Przechodnie udający się wzdłuż chodnika albo rzucali zdziwione spojrzenia lub po prostu mijali chłopaków, kiwając głową z dezaprobatą. W obliczu śmierci wszyscy byli tak dziwnie bezradni. Aczkolwiek najbardziej absurdalna w tym momencie była postawa Luhana, który stał ze zwieszoną głową i rękoma wzdłuż ciała, po czym po prostu zaczął się śmiać. 


    


     Jongin leżał wzdłuż szerokości łóżka, zwisając głową do dołu. Z jego warg nie schodził uśmiech, na widok prezentującego się przed nim, obnażonego Kyungsoo. Chłopak oznajmił mu z góry, że bez szlafroka nie podejdzie, ale do wyboru miał tylko kusy różowy z koronką, dużo wcześniej na zakupach wybrany przez Kaia. Musiał bardzo długo czekać na ten dzień, więc pozamykał wszystkie drzwi i okna, nie dając czarnowłosemu możliwości ucieczki. Byli tylko oni dwaj, pozbawieni ubrań, kilka zapachowych świec i duże wygodne łóżko.

You are my sunshine..Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz