Rozdział 7

71 10 2
                                    



Kopnęłam kamień, który staną mi na drodze. Park, w którym aktualnie przebywam jest piękny i pusty.
Jestem ja, kilka dzieciaków przy fontannie i chłopak siedzący na ławce. Jest ubrany na czarno. Nie lubię takich typków. Nie wiadomo co mus siedzi w głowię. Podejdę bliżej, a on mnie zaatakuję.
Co bym zrobiła w takiej sytuacji?
Przecież dzieciaki i woda tryskająca z fontanny mnie nie uratują.
Moja wyobraźnia wymyśla kolejne dziwne sytuację, a piosenka Green Day się kończy. Przez cały spacer nie posłuchałam ani jednej smutniej, wolnej,przygnębiającej piosenki. Nie chce sypać soli na ranę. Jeśli znalazł odpowiednią dziewczynę, to na pewno jest szczęśliwy, a ja nie mam nic do tego.
Idę dalej. Dopiero teraz zauważam, ze jeśli chce wrócić do domu, to muszę przejść obok tego chłopaka.
Dam radę. To tylko moja głupia wyobraźnia. Wdech!
-Rydel? Co tu robisz?
Wyjmuję słuchawki z uszu. Błagam, nie mówcie, że ten typek mnie zna.
-J...um..ja.
Chłopak wstaję i zdejmuję kaptur z głowy. Jest wysoki. Ma brązowe oczy, rozczochrane włosy, a na policzkach dostrzegam piegi. Cóż, muszę przyznać, że jest przystojny.
Uśmiecha się do mnie.
-To super, że jesteś. Nie zapomniałaś o imprezie, prawda?
Impreza? Ah, impreza. No tak. Cara, Tom i Anna coś wspominali. Może o to mu chodzi.
-Nie, pamiętam- odpowiadam, a on znowu się uśmiecha.
Nie powiem, ma łady uśmiech.
-To super. Będziemy tańczyć.
Kiwam głową na tak, ale wcale nie mam ochoty tańczyć.
-Na pewno potańczmy, bo to impreza u mnie. Pa Delly- mówi, nakłada kaptur i odchodzi.
Co?
Zaraz...
A więc to on jest tym Davidem. To do niego idziemy na imprezę z Carą. To on!
Godzina!
Przesuwam palcem po telefonie. 17:20. Spacerowałam dość długo, a teraz powinnam biegiem zasuwać do domu.


*************
Gładzę dłonią materiał mojej różowej sukienki. Jestem gotowa na imprezę.
Boże, ja się chyba boję. Tam będzie tyle ludi i wszyscy będą mnie znać...
Wdech!
Przed koncertami nigdy się nie bałam, a boję się jakieś głupiej domówki.
Jest ze mną coraz gorzej.
Spoglądam na swoje odbicie i sprawdzam czy jestem w stu procentach gotowa. Zaraz powinna zjawić się Cara z brygadą( czytaj Tomem i Anną).
Dam sobie radę. To tylko głupia impreza. Tu chyba chodzi o coś innego. Poprawka, tu chodzi o kogoś.
Czyli o Davida.
Słyszę dzwonek. Otwieram drzwi i wpuszczam do środka powiew nocnego wiatru.
-Wow! Wyglądasz jak milion dolarów-komentuję mój wygląd Cara-Ślicznie Del.
-To prawda- przytakuję Tom-Ślicznie.
-Przecudnie-dodaje Anna.
Moje policzki na bank są czerwone.
-Dziękuję.
-To co? Idziemy zaszaleć?-pyta Cara.
-Wsiadać! - nakazuję Tom.
Zamykam drzwi i schodzę po schodach. Moim oczom ukazuję się samochód. Czyli to będzie nasza limuzyna.
Samochód rusza, a ja oglądam przez szybę LA nocą. Świat nocą jest inny. Taki magiczny, tajemniczy, straszny. Może dlatego tak bardzo kocham noc.
Gwałtownie hamujemy. To pewne znak, że dojechaliśmy. Czuję dziwne uczucie w brzuchu.
Pierwsza oznaka stresu.
Otwieram drzwi, wychodzę z samochodu i znowu nabieram powietrza.
Czemu nie potrafię sobie radzić ze stresem?
-Tratarara-nuci Cara.
Widać, że lubi imprezy.
Tom otwiera drzwi i wchodzimy do środka.
Z głośników leci muzyka, wszyscy tańczą, na podłodze leżą puste puszki po piwie, czuję smród papierosów.
Ratunku!
-Masz-Cara podaję mi puszkę z piwem-Miłej zabawy-mówi i odchodzi.
Zostawili mnie sama w tej dziczy. Muszę wyglądać idiotycznie, stojąc pod ścianą, kiedy każdy tańczy albo przynajmniej próbuję tańczyć.
Nie ma mowy, żebym wypiła chociaż łyk.
Ktoś szturcha mnie w łokieć.
Odwracam się i widzę ten uśmiech i piegi.
To...
-Cześć Rydel, czekałam na ciebie. Zatańczysz?



Ordinary Girl (zakończony)Where stories live. Discover now