Rozdział 5

240 36 2
                                    

Po moim głupim zachowaniu, szybko wybiegłam z auta. Nie rozumiałam, czemu tak postąpiłam. To nie było w moim stylu. Ja i pocałunki? I co jeszcze? Romantyczne spaceru w blasku zachodzącego słońca? Nie, to nie byłam ja. Przed drzwiami chwilę się zatrzymałam, odwróciłam głowę. Chłopak nie ruszył jeszcze z miejsca. Pewnie sam był zaskoczony, a teraz się śmieje. To wina tego przeklętego dnia. Mieszanka tych wszystkich wydarzeń oraz alkoholu spowodowała tak nieracjonalne zachowanie z mojej strony. Przecież wszystko mogę zepsuć, a tworzymy tak zgraną drużynę. Chyba Chris ma rację... Nie nadaję się na jego następcę. On nigdy by tak nie postąpił.

***

Otwierając leniwie oczy, spojrzałam na zegarek. Jak zwykle zaspałam. Co jest z tym przeklętym budzikiem? Jeszcze nigdy nie obudził mnie na czas. Po drodze do łazienki złapałam jakieś przypadkowe ubrania. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam okropnie. Szybko zmyłam resztki makijażu i wskoczyłam pod prysznic. Pomalowałam się, naciągnęłam jeansy oraz zwykłą, białą bokserkę i zbiegłam na dół, gdzie już od dawna czekało na mnie śniadanie. Ojciec właśnie kończył pić swoją kawę, spojrzał na zegarek i zniesmaczony pokiwał głową. Nasze poranki zazwyczaj właśnie tak wyglądały.

- Wiesz, że masz tylko dziesięć minut? Jeśli nie będzie cię w aucie, jadę sam. - Kiwnęłam tylko głową, nie miałam czasu na pogaduszki.

Zawsze był dla mnie taki surowy, ale nie uważałam tego za coś złego. Dzięki temu byłam gotowa na wszystko. Nie byłam rozpieszczana, do wszystkiego dochodziłam sama. Umiałam o siebie zadbać.

Na szczęście wyrobiłam się na czas. Co prawda tato siedział już w samochodzie, ale nie zdążył nawet odpalić silnika. Dumna z siebie, zajęłam miejsce obok niego. Po chwili wyciągnęłam rękę, aby pogłośnić radio i wtedy rękaw kurtki odsłonił moje rany na nadgarstku, które zdobyłam na wczorajszej misji, kiedy tamtych dwóch mnie dorwało. Cofnęłam ją bardzo szybko, jednak wszystko zdążył zauważyć. Zmarszczył czoło, przez co wyglądał dużo starzej.

- Co to jest? - Chyba był zmartwiony, a może zły. Nigdy nie potrafiłam prawidłowo odczytywać jego emocji.

- Nic takiego. Jeden z napastników bardzo mocno chwycił mnie za rękę. - Niestety to nie było prawdą, ale przez te wszystkie lata nauczyłam się kłamać i teraz jestem w tym mistrzem. Nikt nie wiedział kiedy go wkręcam.

- Wczoraj nie mieliśmy nawet czasu porozmawiać o waszej akcji. Na pewno wszystko w porządku?

- Tak. Nie musisz się martwić. - Posłałam mu uśmiech.

Reszta drogi upłynęła nam w milczeniu. Przez poranny pośpiech i tą dziwną rozmowę w aucie, kompletnie zapomniałam o wydarzeniach tej nocy. Dopiero w szatni uświadomiłam sobie, że zaraz stanę z nim twarzą w twarz. I co miałam zrobić? Udawać, że nic się nie wydarzyło?

Przed drzwiami do sali złapałam kilka głębszych oddechów, aby się uspokoić. Nic takiego się nie stało. To był zwykły pocałunek. Byłam zmęczona i pijana. Ani dla mnie, ani dla niego to nic nie znaczyło. Muszę udawać, że nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Wystarczy, że będę zachowywać się jak zawsze. Postaram się unikać tematu, a po kilku dniach zapomnimy o całej sprawie.
Kiedy weszłam do środka, wszyscy byli już na miejscu. A ja jak zwykle spóźniona.

- Cześć - rzuciłam do wszystkich. - Dzień dobry trenerze.

- Witam. - Kiwnął głową. - Na początku chciałem wam pogratulować. Podobno byliście świetni. - Kiedy tylko wspomniał o wczorajszej misji, szybko naciągnęłam rękawy swojej bluzy na dłonie. Nie chciałam, aby ktoś jeszcze zauważył moje rany. - A teraz możemy zaczynać. Nina ty dzisiaj ćwiczysz ze mną, Max z Tomem, a Cassie z Shanem.

Piękna i zabójczaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz