Rozdział IV

498 38 1
                                    

~Adrien ~
Kolejny dzień szkoły, jakoś za długo to ja nie spałem, gdyż pół nocy przesiedziałem z Biedronką. Czemu w życiu człowiek ma tak ciężko? Szedłem rozmyślając gdy nagle ktoś złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w przeciwną stronę. Był to nie kto inny jak Niko.
-Ej, ej- próbowałem go zatrzymać- nie mogliśmy pogadać normalnie a nie ciągniesz mnie nie wiadomo gdzie?
-Nie- odpowiedział i zatrzymał się- Dobra, posłuchaj taki jest plan...
-Jaki plan- zapytałem, a Niko widocznie usiłował powstrzymać się by mi nie przywalić- Pytam serio.
- Urodziny Mari! Zapomniałeś!?
-Jakoś wyleciało mi z głowy. Nvm. Gadaj co to za plan.- zaczął mi wyjaśniać krok po kroku. Mimo iż nie był on skąplikowany.
-Kapiszi? Jutro dostaniesz liste.
-Tak a teraz chodź bo za pięć minut dzwonek.
-Masz racje.
Weszliśmy do klasy, nie zdziwiłem się gdy nie zobaczyłem Marinette na swoim miejscu. Zawsze się spóźnia.
🐞Marinette🐞
-Marinette... Mari... wstawaj!!!
-Jeszcze pięć minut Tikki... błagam- podniosłam głowę ale i tak za chwilę ułożyłam ją z powrotem na poduszce i spróbowałam znowu zasnąć.
-Za pięć minut to się pierwsza lekcja zaczyna, więc rusz tyłek i do szkoły.- na marne próbowała wygonić mnie z królestwa snów.
-Nie pójdę na pierwszą lekcję, trudno...- Tak łatwo mnie nie wygonisz.- Królestwo mnie woła.
-To powoła sobie później, a teraz wstawaj.
-Nope- wtem Tikki się schowała, do pokoju weszła mama.
-Marinette wstawaj, i tak nie zdążysz na pierwszą lekcję, to chociaż idź na drugą.
-Dajcie mi tu umrzeć- w tym samym czasie zadzwonił mój telefon: Alya- wszystko zwraca się dziś przeciwko mnie.
-Trzeba było nie siedzieć tyle z Czarnym Kotem to byś była wyspana.- powiedziała Tikki gdy mama opuściła mój pokój
-Daruj sobie- odpowiedziałam jej schodząc z łóżka i potykając się o rolkę materiału, słyszałam jak Kwami się śmieje- To wcale nie jest śmieszne.
-Z mojej perspektywy bardzo
- Ta podłoga jest nawet wygodna... dobranoc... Tikki!!! To już piąty raz od początku tygodnia. Znowu jestem cała mokra i dywan też.
-To najlepszy sposób by Cię budzić. Więc przestań się obijać i ubieraj się.- wstałam i zebrałam przygotowane ubrania z szafki. Gdy już się ubrałam i uczesałam zeszłam na śniadanie, po którym ruszyłam do szkoły.
-Nadal nie odpowiedziałaś mi na wczorajsze pytanie.- powiedziała Kwami gdy weszłyśmy do szkoły- Czemu mówiłaś tak jakby Chat został opętany przez Akumę?
- Miałam koszmar- wzdrygnęłam się na to wspomnienie- Chat został opętany, nie mogłam nic zrobić, nie reagował...- czułam jak łzy ponownie napływają mi do oczu.
- Spokojnie. To był tylko sen.- pocieszała mnie jak ja się cieszę że jest.
-Wiem, ale był taki realistyczny- w tym momencie zadzwonił dzwonek oznajmiający przerwę... Albo kolejny atak Akumy. Trzeba działać. Schowałam się i przemieniłam. Czarny Kot był już na miejscu.
-Witaj Chat. Kto to?- zapytałam podbiegając.
-Witaj My Lady.- powiedział kot kłaniając się nisko- podejrzewam że to bibliotekarka.
Kobieta latała i każdą osobę którą napotykała zamykała w książce. Rozpoczęliśmy akcję.
-Tak jej nie pokonamy.- wiem już.
-Szczęśliwy traf!!!... Książka... kolejna.- zastanowiłam się chwile- dobra mam! Kocie przygotuj się.- wyrwałam bibliotekarce odpowiednią książkę uciekając z podróbką gdy kot zniszczył oryginał z którego wyleciał czarny motyl.
-Dość już szkód wyrządziłaś mała Akumo. Pora wypędzić złe moce!!!- wykrzyknęłam, po chwili z mojego yo-yo wyleciał biały motyl- Pa pa miły motylku
-Zaliczone- krzyknęliśmy równocześnie.- Do zobaczenia Kocurze.
-Już odliczam minuty- powiedział uśmiechając się na swój sposób.
Wróciłam pod szkołę gdzie się odmieniłam i poszłam na trwającą od piętnastu minut drugą lekcję.Nauczycielka nawet nie zauważyła że się spóźniłam. Reszta dnia minęła spokojnie.
~Adrien ~
Pomimo porannego ataku Władcy Ciem dzień minął spokojnie. Wróciłem do domu i odrobiłem lekcje, Plagg w tym czasie zdążył już chyba wyjeść całą lodówkę. No cóż. Teraz zajmę się szukaniem prezętu dla Mari. Co mógłbym jej kupić? Wiem! Zadzwonie do Alyi ona będzie wiedzieć.
-Halo, Alya.
-Hey Adrien, co tam.
-Dobrze, zastanawiam się co kupić Marinette na urodziny. Doradzisz mi?
-Pewnie, no więc jak ostatnim razem byłyśmy na zakupach to podobała jej się taka jedna bransoletka. W końcu nie wiem czemu jej nie kupiła, Taka złota, z serduszkiem po środku.
-Dzięki, jesteś wielka.
-Wiem, pa
-Pa- czyli prezent zaraz się załatwi. Zabierając plaga z przed lodówki udałem się do sklepu gdzie kupiłem bransoletkę. W drodze do domu zauważyłem coś mega dziwnego, Chloé i Marinette siedziały w parku nie kłócąc się, chyba wylądowałem w przeciwległym wymiarze. Pomachałem do nich. Spojrzały w
moją stronę uśmiechając się.
Ten dzień chyba nie może być bardziej dziwny niż teraz...
🐞Marinette 🐞
Kilka godzin temu
Dzień mijał spokojnie dopóki nie spotkałam Chloé na mieście. Chciała ze mną porozmawiać. Mimo iż nie chciałam, podążyłam za nią. Usiadłyśmy na ławce w parku. Ona spuściła głowę.
-No więc czego chciałaś?- zapytałam z nutką irytacji w głosie, nic nie odpowiedziała. Zaczęłam już odchodzić gdy...
-Pszepraszam...- powiedziała to tak cicho że mało kto by usłyszał, ale jednak mnie się udało. Odwróciłam się i spojrzałam na nią- Pszepraszam Marinette... za ro że Cię tak upokarzałam... Wczoraj... Biedronka uświadomiła mi że warto zakopać topory wojenne i... wcale nie pragnę abyś została moją przyjaciółką... bo za to co robiłam masz prawo mnie nienawidzić... poprostu... wybacz.- gdy podniosła głowę zobaczyłam w jej oczach łzy, usiadłam obok niej.
-Wybaczam Ci.
-Naprawdę?-kiwnęłam głową.- Dziękuję.
-Każdemu należy wybaczać. Ale tylko wtedy gdy zrozumie swój błąd.- uśmiechnęła się. I tak rozmawiałyśmy, w pewnym momencie do parku wszedł Adrien. Spojrzał na nas nic nie rozumiejącym wzrokiem, pomachał i poszedł dalej. Po jakiejś godzinie pożegnałyśmy się i poszłyśmy w przeciwnych kierunkach. Kiedy wróciłam do domu i zamknęłam klapę w podłodze z mojej torebki wyleciała Tikki.
-Kolejny dobry uczynek zaliczony- powiedziała podlatując do słoika z ciasteczkami.
-Tak, cud w wykonaniu Biedronki. Chloé się zmieniła.
-Mari, przecież to ty jesteś Biedronką- powiedziała Tikki zajadając ciastko z płatkami czekolady.
-Nie, bez maski jestem tylko tą niezdarną niemądrą dziewczyną, która nie umie się wysłowić przed miłością swojego życia- powiedziałam siadając na łóżku.
-Nie masz racji. Z maską czy bez jesteś taka sama. Strój nie czyni Cię bohaterką tylko serce.
-Naprawdę?- w odpowiedzi tylko mnie przytuliła.
- Uwierz w siebie, tak jak to robisz gdy jesteś pod postacią opiekunki Paryża.
-Co ja bym bez Ciebie zrobiła?
- No jak to, nie byłabyś Biedronką.- odpowiedziała uśmiechając się do mnie.
-Nie tylko przemieniasz mnie w bohaterkę Tikki. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, boję się że pewnego dnia obudzę się i Cię nie zobaczę.
-Zapewniam Cię że tak się nigdy nie stanie
- Co powiesz na patrol- zapytałam, ona kiwnęła głową- a więc Tikki kropkuj!
Biegłam w stronę wieży Eiffla, z niej zawsze jest najlepszy widok na pogrążony we śnie Paryż. Zatrzymałam się na samym szczycie, wiatr spokojnie muskał moje włosy. Czułam się wolna.
-Witaj My Lady- usłyszałam tak dobrze znany mi głos za sobą.
-Hey Chat...
-Piękna noc- powiedział stając obok mnie.-Zastanawiasz się czasem kim jestem pod maską.
-Kocie...
-Poprostu odpowiedz.
-Czasami.- to była prawda, zastanawiałam się niekiedy kto skrywa się pod maską tego irytującego dachowca. Potem nie odezwaliśmy się aż do czasu kiedy musieliśmy się rozstać.
-Do jutra Biedronki.- powiedział i już go nie było
-Pa Chat...- wróciłam do domu. Dziwiło mnie tylko to że po tym jak odpowiedziałam nie zadawał więcej pytań. Nie sugerował byśmy się ujawnili. Tikki już spała, po któtkiej chwili i ja oddałam się w objęcia Morfeusza.
🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞🐞
Hey hello witam z następnym rozdziałem. Wiem że narazie są one denne, ale Vena sprzeciwiła się i pisze to od końca, mam już ostatni i przedostatni rozdział spisany a nie umiem napisać kolejnego. Więc wszystko zależy od was albo przetrwacie fochy mojej Veny albo będziecie czekać cierpliwie do lepszych części.
MiraculusGirl

Tyle Przeciwności, Ale Miłość Zawsze Zwycięży.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz