Rozdział V

473 40 6
                                    

🐞Marinette 🐞
Dziś stało się coś nieprawdopodobnego... wstałam bez pomocy budzika. Tikki jeszcze spała więc postanowiłam jej jeszcze nie budzić. Przygotowałam jej trzy ciastka czekoladowe na talerzyku i poszłam się ubrać. Kiedy wyszłam z łazienki obudziłam Tikki i zeszłam na śniadanie, rodzice zapewne już są w piekarni. Na stole leżała wielka sterta gofrów(♥), spróbuję czegoś nowego. Wzięłam jednego posmarowałam nutellą, na to dałam bitą śmietanę, kilka pokrojonych truskawek i wszystko polałam karmelem(♥♥♥) Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść.
-Niebo- ta bomba cukrowa jest na serio pyszna(wiem♥♥♥), skończyłam jeść i poszłam po moją Kwami, potem żwawym krokiem ruszyłam do szkoły. Dziś miałam wyjątkowo dobry humor, nawet nie wiem z jakiego powodu. Dorarłam tam 10 minut przed rozpoczęciem lekcji. Włożyłam więc słuchawki i włączyłam moją ulubioną muzukę, siedząc pod drzewem obserwowałam schodzących się uczniów, w pewnym momencie ktoś dotknął mojego ramienia a ja podskoczyłam odrzucając telefon.
-Niko!!! Nie strasz!!!- wykrzyczałam wstając.
-Sorka Mari, nie chciałem Cię wystraszyć-pozbierałam już mój telefon i zaczęłam z nim rozmawiać, w końcu zadzwonił dzwonek na lekcje. On odszedł mówiąc że za chwile przyjdzie, albo spotkają się na miejscu. Wchodząc do klasy zorientowałam się że nie ma Alyi, Adriena, Nino i Nika. Nie minęło 5 minut gdy cała czwórka weszła do klasy przepraszając za spóźnienie. Cała reszta lekcji francuskiego minęła spokojnie. Teraz tylko przeżyć: chemię, fizykę, matematykę, angielski i plastykę. To ostatnie to pikuś ale reszta szkoda gadać, mam nadzieję że Władca Ciem sobie dziś odpuści.
Niestety po szkole moje nadzieje legły w gruzach. Kolejny opętany krążył i demolował ulice Paryża. Schowałam się w toalecie i
-Tikki, kropkuj!- po chwili zamiast mojej koszulki i spodni miałam czerwony lateksowy strój w kropki i maskę na twarzy.
~Adrien~
Rano Niko przytrzymał nas chwilę przez co spóźniliśmy się na francuski. Dostaliśmy liste od Alyi co trzeba zrobić. Było tego troche, naszczęści mam łatwe zadanie. Kolejne lekcje minęły spokojnie. Już miałem wracać do domu gdy auto przeleciało nad moją głową. Zobaczyłem jak Biedronka biegnie już na miejsce. Zawróciłem i schowałem się w toalecie by spokojnie odbyć transformacje.
-Plagg, wysuwaj pazury!- i już biegłem w ślad za nią.
-Witaj księżniczko.
-Po pierwsze nie nazywaj mnie tak...
-Jak Kropeczko?- zapytałem wchodząc jej w słowo, ona tylko uderzyła dłonią w czoło.
-My Lady...
-Mamy akume do pokonania- powiedziała- Zapomniałeś?
-Ależ oczywiście że nie Biedroneczko.- jak ja ją kocham.
-No witam, Biedronka i Czarny Kot... Jestem Łamacz Serc... Zaraz wasza miłość uleci z wiatrem...- był strasznie dziwacznie ubrany, no jak na zakumatyzowanego. Czarny kostium klauna, na środku czerwone krwawiące serce, i obok tego czerwono-czarna róża.-Oddacie miracula po dobroci?
W tym momencie gdyby się nie odsunął dostałby od Biedronki.
-W twoich snach.-Walczyliśmy długo. Biedronka użyła szcześliwego trafu czym okazał się sekator i szybko go pokonaliśmy.
🐞Marinette 🐞
Zakumatyzowany okazał się człowiek przebrany za klauna w pobliskim zoo.
-Coś się stało?- zapytałam podchodząc do niego.
-Nic, poprostu... moja dziewczyna... powiedziała że skłmałem w sprawie pracy, a ona nienawidzi kłamców. A ja poprostu chciałem so ie trochę dorobić by zabrać ją do tej ekskluzywnej restauracji za rogiem.
-Proponuję abyś z nią porozmawiać i wytłumaczyć całą sytuację- poradziłam- jeśli naprawdę kocha to zrozumie.
-Tak zrobię.- powiedział i wstał by zaraz pobiec do swojej ukochanej.
-Kolejna misja udana moja pani.- powiedział kot podchodząc do mnie.
-Tak Chat- w tym momencie moje kolczyki piknęły po raz trzeci.- muszę lecieć bo zaraz się przemienie.- on zasmucił się na te słowa- Spotkajmy się na Eiffla o północy- i poleciałam.
Po powrocie do domu już jako Marinette zjadłam obiad, dałam ciastka Tikki i wzięłam się za lekcje, lecz po chwili zaniechałam tego pomysłu i zaczęłam projektować. Wyszła mi błękitna sukienka na jedno ramię z białym pasem w talii. Postanowiłam zabrać się za nej szycie. Nim się spostrzegłam zapadł już zmierzch. Poszłam na chwilę do kuchni i postanowiłam przygotować dla nas jakiś mały posiłek. Taa, z tego małego wyszła mi cała góra naleśników z czego dwa zjadłam z bitą śmietaną. Kiedy przyszła pora przemieniłam się i popędziłam na spotkanie z Chatem.
Stałam prawie na samym szczycie pięknie oświetlonej wieży Eiffla po chwili dołączył do mnie kot.
Noc była taka piękna, księżyc w pełni wznosił się nad budynkami miasta, po to by za kilka godzin ustąpić miejsca słońcu. Gwiazdy migotały nad naszymi głowami.
Postanowiłam zrobić coś szalonego, podeszłam do krawędzi, obróciłam się jeszcze i napotkałam jego nic nie rozumiejący wzrok, tylko się uśmiechnęłam i poleciałam w dół.
Spadając nigdy nie wiesz czy roztrzaskasz się o podłoże czy polecisz, bo spadanie jest jak latanie tylko że odwrotnie, spadając lecisz w dół a lecąc w górę ale jedno je łączy. Spadając czy lecąc czuję się wolna. Będąc już 3 metry nad ziemią zaczepiłam moje yo-yo o najbliższy budynek i wzleciałam w górę. Marzyłam w tej chwili by wzbić się jak najwyrzej w stronę gwiazd. Wkońcu wylądowałam na jednym z dachów, za mną pojawił się kot.
- Chcesz żebym zawału dostał?!
-Może...- zaśmiałam się.
- O nie My Lady, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.- odpowiedział z uśmiechem i mnie przytulił normalnie bym go odepchnęła ale nie tym razem.Tym razem zaczęłam go łaskotać.- Gdzie ta poważna Biedronka się podziała? Co?-wykrztusił pomiędzy salwami śmiechu.
-Pojechała na wakacje.- wtedy to on zaczął mnie łaskotać, nie dałam rady, śmiałam się jak opętana. Kiedy już wtaliśmy on posłał mi jeden z tych swoich uśmiechów.
-No to skoro tak to...- coś mi się to nie podoba- Gonisz!- i już uciekał po dachach.
-Wracaj tu!- ruszyłam za nim
- Nie ma mowy!
Nawet nie zauważyliśmy kiedy wbiegliśmy do parku, w końcu udało mi się go dogonić
-Mam Cię teraz ty gonisz!- tym razem to ja zaczęłam uciekać. Biegaliśmy tak do czasu aż Czarny kot nie wziął mnie na ręce i nie wrzucił do fontanny.
-Ty mendo jedna! Ja Ci tu pokarzę!- i teraz ja biegałam za nim próbując go oblać w końcu udało mi się doprowadzić do tego że sam przez swoją nieuwagę się tam wpakował.
Wyskoczył z fontanny jak poparzony.
- Koty nie lubią wody!!!- wydarł się na cały park
-A Biedronki to niby tak? Co?- mimo to że byliśmy już nieźle mokrzy i było dobrze po drugiej to nie zaprzestaliśmy zabawy.
Tej nocy bawiliśmy się jak małe dzieci, zupełnie zapominając że gdzieś tam czai się Władca Ciem kóry pragnie naszych miraculum.

Tyle Przeciwności, Ale Miłość Zawsze Zwycięży.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz