Sharon |7

26 5 2
                                    

Pomysł Caitlin był dość szalony, ale nie mogłam zaprzeczyć, że musiałyśmy uciec. Tak naprawdę żadna z nas nie miała konkretnego planu, był tylko wspólny cel. Temida strasznie mnie denerwowała, stwierdzam, że bez powodu. Najgorsze były jej lakoniczne odpowiedzi, które nie pomagały mi w uzyskaniu nowych informacji. Minęły już dwa dni od naszego wyjazdu z San Diego, a ja nadal nie wiedziałam gdzie dokładnie jesteśmy. "Może to sprawka Temidy" pomyślałam. Caitlin miała rację. Teraz o praktycznie wszystko obwiniałam tę boginię. Rozmyślania przerwała moja towarzyszka, mówiąc:

- Sharon, musimy uciec dzisiaj. Podpytałam panią Sherr.. Temidę. Uh, ciągle nie mogę przestać tak o niej myśleć! W każdym razie, zapytałam ją jak długo zajmie nam podróż do Nowego Jorku. Zostało nam raptem siedem godzin jazdy!

- Chyba mam plan. - zaśmiałam się sucho.

- Cieszę się, że masz jakiś pomysł, ale chyba nie jest tak durny, że się z niego nabijasz? - westchnęła Caitlin.

- Jest gorzej. Jest totalnie absurdalny. - westchnęłam i cicho opowiedziałam o uciecze mojej towarzyszce.

Widziałam, jak z każdym wymówionym przeze mnie słowem, mina Caitlin zmienia się na coraz bardziej przerażoną i totalnie zdumioną.

- Chyba nie chcesz tego zrobić naprawdę! - sapnęła Caitlin - A co, jeśli boginie nie tracą przytomności o tak?

- Mamy godzinę do odjazdu z tego miejsca i niecałe siedem godzin jazdy do Nowego Jorku. Albo teraz, albo wcale.

Caitlin mruknęła coś o podejmowaniu głupich decyzji w jej życiu, a ja, słysząc to, wyszczerzyłam zęby w zadziornym uśmiechu. Spojrzałam na Temidę, która krzątała się wokół samochodu i podśpiewywała jakąś piosenkę w starożytnej grece. Ciągle mnie to zaskakiwało, ale wszystko rozumiałam. Przeszukałam wzrokiem okolicę, szukając czegoś naprawdę mocnego i twardego. Kiedy moje spojrzenie spoczęło na długiej na metr skrzynce, w której wcześniej znajdowały się Bliźniacze Miecze, uśmiechnęłam się. Pokazałam kciuka do góry Caitlin, a ta zaczęła zagadywać Temidę. Podeszłam cicho do dużej szkatułki i podniosłam ją. O tak, była ciężka. Zrobiłam parę kroków do przodu, kiedy przykrywa lekko się wysunęła i wydała ciche skrzypnięcie. Skrzywiłam się. Założyłam, że Temida ze spokojem to usłyszała, dlatego pospieszyłam się. Stałam już metr za kobietą, kiedy ta odwróciła się, a na jej twarzy najpierw odmalowało się zdziwienie, a później przerażenie. Uderzyłam. Rozległ się głośny huk, przez który aż zabolała mnie głowa. Najwyraźniej Bogowie są odporni na ciężkie, długie na metr skrzynki, bo Temida zaczęła się podnosić.

- To za moją głowę. - mruknęłam w jej stronę.

Powiedziawszy to, rzuciłam cały ciężar na jej klatkę piersiową i rzuciłam się w stronę samochodu. Wyjęłam pieniądze i kluczyki ze schowka, a Caitlin w biegu złapała torbę z jedzeniem i naszymi ciuchami. Zerknęłam za siebie i zobaczyłam podnoszącą się boginię. Warknęłam w duchu. Wskazałam Caitlin drogę ręką i sprintem pobiegłyśmy w tamtym kierunku. Po kilkuset metrach kluczyki rzuciłam w kępę krzaków. Wcześniej zgodnie stwierdziłyśmy, że mimo wolniejszego tempa nie pojedziemy samochodem, ponieważ żadna z nas nie umiała prowadzić, a nie chciałyśmy rozbić się na totalnym odludziu. "Mam nadzieję, że boginie nie potrafią sprawnie odnajdywać zbiegów" pomyślałam. Caitlin pędziła obok mnie. Dotarłyśmy do centrum malutkiego miasteczka i przystopowałyśmy.

- Nie możemy się zatrzymywać, nawet nie wiem gdzie jesteśmy. - sapnęłam.

- Możemy złapać stopa.. - zaproponowała moja towarzyszka, wyraźnie zmęczona - Pieniędzy powinno wystarczyć nawet na dojazd do Nowego Jorku.

Szczerze powiedziawszy wolałabym nie jechać autostopem, nigdy nie wiadomo na kogo trafimy. Caitlin miała jednak rację. Musiałyśmy jeszcze dzisiaj dostać się do Nowego Jorku i poszukać powodu, dla którego Temida chciała nas tam zabrać. Poszłyśmy więc do głównej, przynajmniej tak nam się wydawało, ulicy. Każdemu mijanemu kierowcy dawałyśmy znak ręką. Już chciałyśmy się poddać, kiedy przed nami zatrzymał się duży, biały samochód. Nie znałam tej marki. Za kierownicą siedziała szczupła blondynka w obcisłej krwistoczerwonej sukience. Usta były pomalowane szminką w tym samym kolorze, a włosy zaczesane w idealnego koka. Kiedy odezwała się do nas, jakieś dziwne uczucie w moim wnętrzu się odezwało i na pewno nie było dobre.

Long Lost LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz