Sharon |8

33 4 4
                                    

Otworzyłam oczy. Wpatrywałam się w szare tęczówki Annabeth. Nagle poczułam dziwny ucisk w klatce piersiowej i próbowałam nabrać powietrza. Zaczęłam kaszleć i po chwili mogłam z powrotem oddychać. "Żyję" pomyślałam z ulgą.

- Cieszę.. - odchrząknęłam. Ledwo mówiłam, a struny głosowe wydawały się zdarte, jakbym krzyczała pół dnia - się, że mnie.. uratowaliście. - wychrypiałam - Co.. z Caitlin?

Na wspomnienie o dziewczynie, blondynka zbladła.

- Nadal się nie obudziła. Szczerze powiedziawszy, nie mamy pojęcia co się z nią stało. - westchnęła przepraszająco - Percy próbuje się czegoś dowiedzieć, ale średnio mu idzie...

Kiedy powiedziała to imię poczułam mdłości. Kim był ten chłopak? Dlaczego był w moim śnie? Nie miałam pojęcia, ale wiedziałam, że muszę się wszystkiego dowiedzieć. Chciałabym wiedzieć kim jestem ja sama.

- Jesteście blisko? - zapytałam wyrywając Annabeth z dziwnego transu.

- Oh.. to mój chłopak. - uśmiechnęła się czule - Chodzimy ze sobą od niecałych trzech lat.. razem przeżyliśmy więcej niż większość normalnych nastolatków.

Uśmiechnęła się krzywo. No tak, w sumie to nie są ani trochę normalni.

- Percy zabił Kronosa, ratując świat po raz pierwszy. - w jej głosie usłyszałam nutkę smutku - Później, razem z szóstką innych potężnych herosów, pokonał Gaję, ratując świat po raz drugi.

W głowie mi zapulsowało. Annabeth wspominała o czymś, co musiało jeszcze trochę poczekać. Przypomniały mi się słowa Hekate.

- "Nie mam pojęcia kto był na tyle potężny, że wymazał was z biegu wydarzeń, a w ostatnim czasie świat został ocalony nie raz, a dwa razy.." - wyszeptałam, lekko chrypiąc.

Chyba zdziwiłam nieco blondynkę, ponieważ spojrzała na mnie podejrzanie.

- Kto..? - zaczęła.

- Hekate. Musimy porozmawiać z Hekate. - przerwałam jej.

***

Szłam obok Annabeth, podpierając się na jakiejś dziwnej lasce, którą mi dała. Każda mijana osoba patrzyła na mnie inaczej. Była zdziwiona, zmartwiona, zaniepokojona, zdenerwowana lub po prostu wredna i szczerząca się drwiąco. Byłam żywą atrakcją chyba bardziej niż moja nieprzytomna towarzyszka. Doszłyśmy do Wielkiego Domu. Weszłam do środka lekko zakłopotana. Przede mną stał półkoń, półczłowiek. Jak powiedziała mi blondynka, centaur.

- Witam cię w Obozie Herosów. - uśmiechnął się przyjaźnie - Nazywam się Chejron.

- Sharon. - wychrypiałam i skrzywiłam się. Mój głos nie miał się najlepiej.

Chejron zmierzył mnie wzrokiem, a jego kąciki warg lekko opadły w dół. Podszedł do mnie i zaprowadził mnie do wielkiego lustra.

- Powiedzmy sobie tak. Wyglądasz.. źle. 

- Dziękuję, nie musiał mi pan tego uświadamiać. - sapnęłam - To, że ledwo mówię, nie znaczy, że nie widzę.

Powiedzenie, że wyglądam źle, nie było w porządku. Wyglądałam okropnie. Jakby ktoś mnie pokroił, złożył z powrotem, lekko podpalił, wrzucił pod ziemię, wykopał i.. mogłabym mówić tak w nieskończoność. Byłam blada, usta miałam prawie niebieskie, cienie pod oczami były bardzo wyraźne, a w niektórych miejscach moja skóra przybrała kolor zieleni. Mniam, apetycznie!

- Co się ze mną stało? - westchnęłam. Pytanie skierowane było do Chejrona

- To trucizna Draaki. To dziwne wersje drakain. Ale ta historia kiedy indziej! Razem z Twoją towarzyszką - tu spojrzał na mnie jakby pytał czy to określenie mi pasuje. Machnęłam ręką, żeby mówił dalej - musicie być bardzo ważne. Draaka zazwyczaj nie atakuje nikogo bez powodu. W sumie nikt o niej nie słyszał przez wiele stuleci.. Interesuje mnie jedno. Dlaczego jesteście prawie identyczne, nikt nic o was nie wie? Jak przeżyłyście wiele lat bez żadnej ochrony w świecie bogów?

Long Lost LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz