Sharon |10

22 5 1
                                    

Popatrzyłam z nieukrywaną złością na Percy'ego. Na pewno zacznie rozwodzić się nad jakimiś nieistotnymi dla mnie tematami. 

- Sharon, nawet nie wiesz jak niebezpiecznie jest bez pomocy i schronienia innych herosów.

Czasami chciałabym nie mieć racji...

- To, że jesteś tu ważny i masz przyjaciół, którzy poszliby za Tobą wszędzie, nie znaczy, że możesz mnie do czegoś zmusić! - warknęłam.

- Shar, spokojnie.. - mruknęła Caitlin.

- Nie nazywaj mnie tak! Nikt z Was mnie nie zna dobrze, nikt nie wie kim jestem! Jesteście tylko ludźmi, którzy próbują wcisnąć mnie w swój głupi świat bogów! 

Nad nami rozległ się grzmot. Chyba wkurzyłam Zeusa. No cóż, zdarza się. 

- Jesteś na pewno kimś ważnym, nie możesz pójść sama, bez broni i umiejętności! - ryknął Percy.

W taki sposób stałam się jeszcze bardziej rozpoznawalna niż wcześniej. Każdy Heros na stołówce przypatrywał się mojej wymianie zdań z synem Posejdona. Z pewnością większość osób trzymała jego stronę, bo przecież był tu najpotężniejszy. To zdenerwowało mnie jeszcze bardziej. Ziemia się zatrzęsła delikatnie i wiedziałam, że to nie był żaden bóg. To byłam ja. Sprawnie złapałam za mój miecz i chciałam podetknąć go pod gardło chłopaka, ten jednak był czujny. Wyciągnął długopis - zupełnie jak w moim śnie, dlatego nie parsknęłam śmiechem - i w jego dłoni pojawił się długi na metr, świecący na brązowo miecz. Nasze bronie skrzyżowały się w powietrzu i wokół pojawiły się kolorowe iskry. Percy patrzył na to wszystko lekko zdumiony, jakby nie mógł uwierzyć, że ktoś naprawdę się mu postawił. Cieszyło mnie to, ale nie pokazałam tego. 

- Zazwyczaj nie zabijam herosów. Ale chętnie zrobiłbym wyjątek, specjalnie dla Ciebie. - mruknął Percy - Sharon, nie możemy się tu pozabijać, musisz z nami współpracować inaczej nigdy nie dowiemy się kim naprawdę jesteście.

Wiedział, że trafił w czuły punkt. Może miał rację. Ja jednak czułam tylko wzbierającą się we mnie złość i dziwną moc. Chłopak opuścił broń, a ja wykorzystałam to i zamiast schować swoją, przecięłam jego ramię, tylko sprawiając mu ból. Nie zraniłam go poważnie. Syn Posejdona najpierw spojrzał na mnie całkowicie zdumiony, a później z nieukrywaną złością. Wyciągnął miecz i podszedł o krok bliżej. Poczułam, że wszyscy wstrzymują oddech. Nic sobie z tego nie robiąc, odwróciłam się do niego plecami. Może i mnie skrzywdzi, ale na pewno nie zabije. Uśmiechnęłam się cierpko do herosów na sali i powiedziałam:

- Czuję do was dziwny żal. Wasze życie, mimo niebezpieczeństw, nie może się ograniczać do tego miejsca. Wiem, że niektórzy są tu tylko w czasie wakacji, ale.. Nie jestem taka jak wy, nie potrafię żyć pod kloszem.

- Mamy normalne życie. Tutaj głównie trenujemy, działamy wspólnie i uczymy się przetrwać, pomagając sobie nawzajem. - westchnął Percy, nadal trzymając miecz przy sobie. Chyba nie chciał mnie już posiekać na kawałki, ale był bardzo, bardzo mocno wkurzony. 

- Chyba jeszcze nie zrozumiałeś, że to właśnie dla mnie jest problemem. - Odwróciłam się gwałtownie do niego i uśmiechnęłam się z wesołym i niebezpiecznym błyskiem w oczach - Później.

Schowałam miecz i wyszłam, nie oglądając się za siebie.
                                                                                                    ***

Zanim wyszłam z sali, usłyszałam Annabeth pytającą Percy'ego czy wszystko w porządku. W jej głosie wyczuwalne było dziwne napięcie, rozczarowanie i zdenerwowanie. Ich dalsza rozmowa została zagłuszona przez powracający gwar. Po chwili podbiegła do mnie Caitlin. "Oho, będzie ciekawie."

Long Lost LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz