Sharon |12

61 4 1
                                    

Przeciwnik trzymał broń tuż przy moim gardle. Nie chciałam stchórzyć, chociaż miałam wątpliwości co do tego, czy naprawdę mnie nie zabije. W tym momencie woda w rzece eksplodowała i wszyscy spojrzeli na Percy'ego, który jednak wydawał się tym równie zdumiony jak reszta. W głowie zaświtało mi jedno imię - Caitlin. Popatrzyłam w stronę dziewczyny. Moje przypuszczenia okazały się niebezpodstawne, ponieważ nad jej głową pojawił się lśniący trójząb. Wszyscy krzyknęli zdezorientowani, a syn Posejdona nie panował już nad sytuacją. Uwolniłam się z jego uścisku, pobiegłam po miecz i dosłownie rzuciłam się na chłopaka. Oboje straciliśmy równowagę i runęliśmy w dół zbocza, wpadając do rzeki, której wody zdążyły spaść z powrotem. Szamotaliśmy się przez chwilę, a ja poczułam, że mój przeciwnik zyskuje nową moc i wzmacnia uścisk, pewnie dzięki swojemu żywiołowi. Ostatnią siłą woli wymsknęłam mu się i stanęłam parę metrów dalej. Jeśli w wodzie jest tak potężny jak słyszałam, już nie żyję. Westchnęłam w duchu. Popatrzyłam na Percy'ego. W jego oczach błyszczała pewność siebie i gniew. 

- Jesteś w dość kłopotliwej sytuacji. - warknął niezadowolony. 

- Myślę, że sobie poradzę. - mruknęłam, choć nie byłam tego taka pewna. 

- Nie poddajesz się, mimo że wiesz, że przegrasz. - zauważył. 

Nie kłopotałam się odpowiedzią tylko zamachnęłam się mieczem. Chłopak był naprawdę świetny w walce. Nie dziwiłam się, że dotąd nikt naprawdę mu się nie postawił. Nasze ostrza ciągle się stykały. Wiedziałam, że Percy długo nie straci sił. Woda go uleczała i ciągle wzmacniała. Na początku obawiałam się tego, ale teraz ogarnęło mnie dziwne uczucie, jakby i dla mnie była pomocna. Syn Posejdona najwyraźniej też to zauważył i jego cięcia były śmiertelnie niebezpieczne. Każdy cios odparowywałam z pewnym trudem, ale robiłam to. Chłopak był coraz bardziej zdumiony. Najwyraźniej już nie wytrzymywał, ponieważ skupił się, a wir wody za nim stawał się większy i większy - aż osiągnął rozmiary człowieka. Percy uśmiechnął się chytrze. A więc tak, nie zamierzał nawet grać fair. Słyszałam o nim same dobre rzeczy, a on zachowywał się jak pierwszy lepszy arogancki dzieciak. Jeśli zawsze był taki, to współczułam innym herosom jeszcze bardziej. Coś jednak mówiło mi, że to nieprawda. Czyżby jakieś czary? Nie myślałam o tym więcej. Małe tornado wodne posuwało się w moim kierunku. Nie widziałam sposobu walki z tym, ale nie opierałam się. Kiedy zaczęło okręcać się dokładnie wokół mojego ciała, poczułam zbierającą się we mnie moc. Wir tylko wzmocnił się. Zacisnęłam ręce w pięści. Ziemia zadrżała i nie było to słabe. Poczułam się jak parę lat temu, kiedy zdemolowałam mój klub sportowy. Spojrzałam w górę. Wszyscy - łącznie z Chejronem i Percym- wpatrywali się w osłupieniu w moją stronę. Wszystko widziałam jak przez mgłę. Zrobiłam coś dziwnego. Tupnęłam nogą, jak małe dziecko chcące nowej zabawki. Mur z wody nagle runął i dołączył do swojego nurtu. Z zaskoczenia przyłożyłam Percy'emu miecz do policzka. Nawet nie protestował. Co więcej, bez słowa zamienił swoją broń z powrotem w długopis. Zamrugał dziwnie, jakby nie wiedział dlaczego chciał się ze mną zmierzyć.

- Co.. co ty robisz? - sapnął zdezorientowany. 

Najpierw popatrzyłam na niego w zdumieniu, a później zaczęłam się po prostu śmiać. Włożyłam swój miecz do pochwy i już zamierzałam wyjść z wody, kiedy moim uszom dobiegło grupowe jęknięcie. "O nie" pomyślałam. Spojrzałam do góry, wiedząc co zobaczę. Trójząb. Byłam siostrą Caitlin. I Percy'ego. Może i przyrodnią, ale jednak. Chłopak trzymał się za głowę i jęknął:

- Sharon, nie chciałem z tobą walczyć. Coś.. coś mnie opanowało.

- Wyglądałeś na całkiem pewnego, kiedy chciałeś poderżnąć mi gardło. - mruknęłam i wyszłam z rzeki. Poczułam jak siły mnie opuszczają, ale nadal czułam się w miarę dobrze - Porozmawiamy o tym później, z Chejronem i resztą.

Long Lost LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz