-6-

112 9 0
                                    

Stanęliśmy całą czwórką naprzeciwko ogromnego budynku, który pobił wielkością chyba nie jedno centrum handlowe. Z każdej strony równo rozmieszczone wysokie okna, przez które wpadało mnóstwo światła do środka. Na samym szczycie gmachu wisiał ogromny różowy neon z napisem "Lola&Lion".

- Moi państwo, jesteśmy- powiedział nagle Nash, rozkładając ręce w geście demonstracji.

- Miałeś rację- zaczęła Josey- większy niż hotel.

Zmierzyła budowlę od dołu do samej góry wzrokiem pełnym podziwu.

- Słyszałam, że w tym roku witają osobiście- zagadnęła Sierra, poprawiając torebkę na ramieniu- miło z ich strony.

Prychnąłem:

- Jasne, że nie.

Podeszliśmy bliżej oszklonych dwuskrzydłowych drzwi.

Zastanawialiśmy się czy wejść.

Zajrzałem przez szybę do wnętrza "hotelu" i natychmiast zauważył mnie jakiś facet, torując nam drogę.

Cóż, zdecydował za nas.

Wchodzimy.

- Witamy na "Famous Team", panie Dallas!- krzyknął niski brunet ubrany w jaskraworóżowy uniform z logo imprezy- nazywam się Stan i chwilowo będę się panem zajmował!

W pierwszej chwili nie wiedziałem co odpowiedzieć, zdobyłem się tylko na:

- Dziękuję, dzień dobry.

Uśmiechnął się tak szeroko, że chyba naderwał sobie wargi i powiedział:

- Pana walizki? Już wołam tragarzy- skinął ręką za siebie, przywołując jednego.

- Dziękuję, zabierzemy sami- odparłem i wskazałem na naszą bandę.

- W porządku- zanotował coś w swoich papierach- jak sądzę panna Dallas- spojrzał na Sierrę i zaczął pokazywać na nich po kolei- pan Grier i panna...- zerknął w papiery- Wave?

- Zgadza się- odparła Josey, patrząc w swoje czarne trampki.

- Pięknie!- krzyknął z ekscytacją i klasnął w dłonie- zapraszamy!

Weszliśmy do przestronnego holu, w którym kręciło się już mnóstwo ludzi. Obsługa, pojedyncze sprzątaczki i mniejsze sławy. Cały personel obleczony w róż. Na każdym kroku roiło się od pracowników Loli.

- Bardzo tu ładnie- stwierdziła Sierra.

Miała absolutną rację.

Ze wszystkich stron otaczały nas wielkie szyby, przez które wdzierały się poranne promienie słońca. W recepcji panował spory ruch, musieli wszystkich zameldować, powiadomić organizatorów o przybyciu danej osobistości, przekazać klucz, zająć się wymagającymi gośćmi, ich towarzyszami i bagażami.

Czułem się, jak maleńka mróweczka w wielgaśnym mrowisku.

Totalnie bezradny.

Różnorodne rośliny rzadkich gatunków cieszyły wzrok, gdziekolwiek byś się nie ruszył. Wygodne kanapy, kryształowe lampy uczepione sufitu i długie korytarze prowadzące na piętra.

- Prosimy skierować się do recepcji- Stan wskazał ręką, na której miał nasuniętą białą rękawiczkę. Koleś wyglądał na takiego perfekcjonistę, że nie zdziwiłbym się, gdyby godzinę wcześniej ją prasował.

Skinąłem głową i ruszyłem w stronę długiej kolejki.

Westchnąłem ciężko na myśl, że będę zmuszony w niej stać.

Normal team • ff mix✅Where stories live. Discover now