-14-

82 8 0
                                    

P O V's CAMERON DALLAS

Jak czterech dojrzałych facetów może pomóc jednej płaczącej dziewczynie?

Dobre pytanie.

Przytulić? Dać kwiaty? Pogłaskać po głowie? Opowiedzieć kawał?

Staliśmy na skrzyżowaniu dwóch przecznic, gdzieś daleko od centrum miasta, kłócąc się o to właśnie. Żaden z nas nie miał dobrego pomysłu. Jesteśmy daremni i tyle. 

Kylie siedziała zamknięta w jakiejś małej publicznej toalecie i nawet nie miała zamiaru nam otworzyć. Płakała dość cicho, a jednak wyraźnie ją słyszeliśmy, po mimo tego, że dzieliły nas porządne drzwi. Próbowaliśmy ją jakoś uspokoić, ale nie poskutkowało.

- Ky?- zagadnąłem ponownie- wyjdź, proszę. Nie musisz się tłumaczyć. Po prostu wyjdź i wracamy, ok? Zero wyjaśnień. Obiecuję. Wsiadamy na rowery i już nas tu nie ma.

Cisza. 

Westchnąłem. Chcieliśmy ją tylko odstawić do pokoju, żeby mogła pobyć sama i przemyśleć sobie parę spraw w świętym spokoju.

- To nie ma sensu, chłopie- mruknął załamany Dylan w moją stronę, klepiąc mnie po plecach- nie możemy jej zmusić. Wyjdzie, kiedy będzie gotowa. Widocznie jeszcze nie na to pora.

Kiwnąłem tylko głową. Miał w sumie rację.

- A jeśli będzie gotowa osiem godzin później?- szepnął Ross, gromiąc nas wzrokiem- trzeba działać trochę szybciej. Nie chcę jej poganiać, bo sam miewam złe dni i chcę siedzieć w jednym miejscu, nie odzywając się do nikogo przez cały dzień, ale tutaj akurat nie możemy czekać, a tym bardziej zostawiać ją samą.

- Mów proszę ciszej- zwrócił mu uwagę Justin- ona jest tuż obok- wskazał kciukiem za siebie- wyjdźmy na zewnątrz i normalnie porozmawiajmy. 

Poczułem się przez chwilę jakoś bardzo źle, tak jakbym współodczuwał ból Kylie. Znam ją najdłużej z całej naszej grupki i coś mnie dobijało, kiedy dopuszczałem do siebie myśl, że jest smutna. Kiedy ktoś o niej wspominał w głowie automatycznie pojawiał mi się obraz, że jest radosna. 

Poznałem ją parę lat temu. Nash uparł się wtedy, że chce spędzić święta poza domem. Nigdy nie wpadł na gorszy pomysł, ale pojechałem z nim, bo to były nasze pierwsze wspólne święta i chciałem, żeby nie poczuł się zawiedziony. Spakowaliśmy walizki, pożegnaliśmy rodzinkę i dumni z tego, że w końcu wynajęliśmy razem mieszkanie, wyjechaliśmy na totalnym spontanie. Spotkałem ją przypadkiem, w kolejce do kina na jakiś okropnie nudny świąteczny seans. Miała złamaną nogę. Płacząc ze śmiechu opowiadała mi tą historię. Co chwilę ktoś ją uciszał, bo chciał oglądać film, ale nie przejmowała się tym. Byliśmy w zasadzie jeszcze małymi gówniarzami, którzy mieli zerowe pojęcie o dorosłym życiu. Ona czternastolatką, żyjącą w cieniu starszej siostry, ja siedemnastoletnim facetem, który właśnie wyprowadził się od matki, wciągając  w to bagno swojego najlepszego przyjaciela. Tak minęły lata, a ja wciąż wspominam ten jej różowy gips z napisem i love u cameron d. Podpisałem go własnoręcznie markerem w Targecie*. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że z czasem najzwyklejszy podpis, kiedyś stanie się moim unikatowym autografem, o który mogą się pobić agresywne nastolatki. 

Otrząsnąłem się szybko i dogoniłem chłopaków.

Dawno temu mieliśmy się stawić na zbiórce w siedzibie "Famous Team", więc się nie spieszyliśmy. Wyszliśmy całą czwórką w mrok, zerkając tylko na rowery. Niedaleko stała mała kolorowa budka z kebabem. Wsadziłem ręce głęboko w kieszenie jeansów i gwałtowanie wypuściłem powietrze.

Normal team • ff mix✅Where stories live. Discover now